Wspomnienia Jana Lisa z Podkarmienia, Palikrów
Józef Piątkowski
Zimową nocą w roku 1943 a może 1944 (dokładnie nie pamiętam) z polskiej kolonii Zarudzie (odległość około jednego kilometra ) do wsi Palikrowy przybiegł chłopak. Miał około szesnastu lat. Jego dom rodzinny napadli Banderowcy. Jemu udało się uciec.
Zimową nocą w roku 1943 a może 1944 (dokładnie nie pamiętam) z polskiej kolonii Zarudzie (odległość około jednego kilometra ) do wsi Palikrowy przybiegł chłopak. Miał około szesnastu lat. Jego dom rodzinny napadli Banderowcy. Jemu udało się uciec.
Na sobie miał tylko nocną bieliznę. Biegł po śniegu, który pokryty był twardą zlodowaciałą skorupą. Biegnąc boso po śniegu, ranił swoje stopy tak, że robił krwawe ślady. Przybiegł i prosił o ratunek dla swoich rodziców. Wartownicy samoobrony pełniący nocną wartę, zorganizowali odsiecz. Pojechali dwoma drogami tak, by oskrzydlić bandytów. Akcja się nie powiodła, Banderowcy zabili dwóch Polaków. Byli to, mężczyźni którzy uciekli z rodzinami z Wołynia przed Banderowcami. W domu państwa Waszkiewiczów ustawiono im katafalk. Widziałem rozpacz ich dzieci i żon.
W maju 1944 roku zostaliśmy ewakuowani do Wiszniowca. miasta położonego nad rzeką Horyń. Ewakuowano wszystkich mieszkańców wsi Palikrowy, bo w odległości trzech kilometrów przebiegała linia frontu wojsk Armii Czerwonej i wojsk Armii Niemieckiej. W Wiszniowcu zamieszkaliśmy w domu o numerze sto trzy przy ulicy Kwacziwka u Ukrainki Borosiuk. Często przychodzili do jej domu enkawudziści i pytali, gdzie jest jej mąż.
Odpowiadała, że w Armii Czerwonej ( w Krasnej Armii). Kazali jej dać adres tej Armii, lub listy, które on do niej pisze. Mąż jej był w bandzie banderowskiej a ona nie miała żadnych listów. Którejś niedzieli wybrałem się z kolegami nad rzekę Horyń, by się pokąpać. Na przedłużeniu ulicy Kwacziwka była ulica Wesełiwka. Tędy szliśmy nad rzekę. W pewnym momencie zauważyłem wielu ludzi zgromadzonych na posesji spalonego domu. Ludzie gromadzili się koło studni, która była na tym terenie. Co się okazało ? Koło studni stał żołnierz rosyjski, a w studni opuszczony na sznurach ojciec banderowca , który pomordował kilka rodzin polskich i wrzucił ich do tej studni. Jeden człowiek świecił do studni dużym lustrem odbitym światłem słonecznym. Temu w studni kazano wyciągać leżące tam ciała pomordowanych Polaków. Pierwsze ciało wyciągnięte należało do dziecka w wieku około jedenastu może trzynastu lat. Lekarz wojskowy stwierdził, że to chłopiec. Ciało było już w stopniowym rozkładzie. Chłopczyk ten miał odrąbane stopy i załamaną czaszkę.
Obok niego klęczała matka, poznała swego syna, Rzewnie płakała. Ukrainiec - ojciec tego bandyty – chciał uciec, ale żołnierz wystrzelił z karabinu w powietrze i kazał mu wrócić. Nie mogłem dłużej patrzeć i odszedłem. Mieszkając w Wiszniowcu, mieliśmy okazję zobaczyć ruiny spalonego polskiego kościoła. Oprowadzał nas polski nauczyciel z Palikrów, Tadeusz Pludra. Uczył on przed wojną mego brata Władzia i siostrę Józię. Wtedy byli obecni moja siostra Józia, Tadeusz Pludra. Jego siostrzenica Wisia i ja.Stanęliśmy przed głównym wejściem do kościoła, Drzwi wejściowe były spalone, tylko przy zawiasach wisiały resztki zwęglonego drewna. Z wnętrza wydobywał się fetor. Pan Tadeusz Pludra powiedział, że to resztki rozkładających się niedopalonych ciał. Widok przygnębiający również był gdy spojrzeliśmy na Nowy Wiszniowiec za rzeką Horyń. Widać było drugi polski kościół też spalony. Jego białe tynki nad oknami pokryły czarne smugi. Tam już nie byłem. W tym momencie odwróciliśmy się, bo pod kościół podjechał wojskowy gazik, a w nim polscy oficerowie. Na masce samochodu widniała biało - czerwona polska flaga. Łzy radości popłynęły z naszych. ucz. Jeszcze chcę wspomnieć, że za miastem Wiszniowcem były trzy wielkie zbiorowe mogiły. Mówili miejscowi, że leży w nich trzy tysiące pomordowanych Polaków i Żydów. W owym czasie przy tych grobach były postawione namioty i jak mówiono prowadziła tam badania Komisja Międzynarodowa. Wojsko pełniło straż i nie dopuszczano nikogo w rejon tych grobów. Na potwierdzenie moich opisów mam świadków w osobach Pani Janiny Cymbalista i Pani Stanisławy Pałczyńskiej. Obie Panie mieszkają w Warszawie.
Relacja TMKK Wołów
Artykuł przeczytano 1860 razy