PISARZE KRESOWI CZ.IV – MARIA RODZIEWICZÓWNA
Anna Małgorzata Budzińska
Maria Rodziewiczówna jest mało znana współczesnym pokoleniom. Podobnie jak twórczość Heleny Mniszkówny tak i jej powieści zostały po wojnie objęte zapisem cenzury, zakazano ich publikacji i wycofano z bibliotek.
Nowym władzom nie w smak była tematyka, wstawki religijne i specyficzny patriotyzm lokalny. Cenzura PRL miała charakter prewencyjny, a więc eliminowała niepożądane treści przed ich publikacją w mediach według odgórnych zaleceń rządzącej partii.
Maria Rodziewiczówna
Maria Rodziewiczówna jest mało znana współczesnym pokoleniom. Podobnie jak twórczość Heleny Mniszkówny tak i jej powieści zostały po wojnie objęte zapisem cenzury, zakazano ich publikacji i wycofano z bibliotek.
Nowym władzom nie w smak była tematyka, wstawki religijne i specyficzny patriotyzm lokalny. Cenzura PRL miała charakter prewencyjny, a więc eliminowała niepożądane treści przed ich publikacją w mediach według odgórnych zaleceń rządzącej partii.
Maria Rodziewiczówna
A jednak książki Rodziewiczówny przetrwały. Jedne w zbiorach prywatnych, inne w pamięci starszych ludzi, jeszcze inne wskrzeszane powoli, gdy już warunki na to pozwalały.
„ Dewajtis” to tytuł książki Marii Rodziewiczówny, a także wiekowy dąb, który wspierał bohatera powieści i dawał mu pociechę.
dąb w Hruszowej na Polesiu z pamiątkową tablicą
Książkę przeczytałam w młodości i stwierdziłam, że takie „starocie” też fajnie się czyta.
Nawet opisy krajobrazów były porywające, bo mówiły o ziemiach dalekich, magicznych co to kiedyś były nasze, a teraz pozostały tylko we wspomnieniach. Również opisy przyrody chwytały za serce, na przykład:
„Przeleciały bociany długim sznurem, zmęczone daleką drogą, obsiadały strzechy stodół, poznawały stare siedliska. Raz wieczorem para długo krążyła nad Saudwilami: opadały, to znów się wznosiły, aż wreszcie spuściły się majestatycznie na Markową zagrodę i zaklekotały radośnie.”
„Wprost dąbrowa stała cicha, poważna, ozłocona słońcem, i przeglądała się w sinych, burzliwych falach Dubissy.”
„Kilka łódek płynęło tu i tam z rybami, lub pękami świeżego siana; po polach snuli się ludzie z pługami, czasem zaśpiewał kto na wodzie pieśń pobożną, lub przy spotkaniu witali się bożem imieniem”
No, ale żeby nie było tak słodko to przytoczę też odrobinę dziegciu. Na te ziemie przyjechała Amerykanka polskiego pochodzenia i tak oto ona odbierała te sielankowe, kresowe widoki:
„Panienka wyjrzała na drogę. Przeszła oczami po domach, sklepach, ulicy i zagadnęła:
— Czy to wieś Kowno?
— Miasto nasze, gubernialne.
— Och, jakież nędzne i brudne! Wyobrażam sobie zgrozę Clarka. Już od libawskiego portu słyszę nieustanne wykrzykniki podziwu i wstrętu. Istotnie, po Ameryce Europa sprawia przygnębiające wrażenie. Co tu brudów, niedbalstwa, jak wszystko małe i opuszczone! Czy tu ludzie nie pracują i nie myślą?
— Ludzie, co bronią gruntu pod stopami, nie mają czasu myśleć, czy na tym gruncie kwitną róże, i czy ładnie wygląda. Na placówkach nie gracują ścieżek!….
— Ciężko tu wam bardzo? — spytała poważnie.
— Zobaczy pani! — odparł, i po chwili długiego namysłu dodał: — Naród każdy myśl ma swoją, miejsce w szeregu świata i urząd naznaczony. My od wieków dwóch rzeczy strzeżemy: Boga swego i ziemi. I ustrzegliśmy!”
Warto przeczytać „Dewjtis”, bo to nie żadna „staroć”, a fragment naszej historii w fabularnej formie. To opowieść o człowieku, o stosunkach międzyludzkich, o ciężkiej pracy i o miłości.
Spośród bogatej spuścizny twórczości Marii Rodziewiczówny chcę się jeszcze zatrzymać na drugim tytule, to „ Lato leśnych ludzi”. W poprzedniej książce były fragmenty o przyrodzie, jednak tutaj jest tego znacznie więcej i w porywającej formie.
Fabuła jest prosta: trzej młodzi ludzie spędzają każde lato w leśnej głuszy, w małej chatce. Dołącza do nich 15 letni chłopiec, który z początku wszystkiemu się dziwi, nie zna i dopytuje. Stąd nadano mu przydomek : Coto. W tym towarzystwie każdy ma przydomek związany z jakąś umiejętnością lub cechą charakteru. Jest więc Rosomak, Pantera i Żuraw.
Najmłodszy Coto też chce zyskać wspaniałą nazwę. Udaje mu się to, ale w jaki sposób i jakie imię otrzymał to nie zdradzę, przeczytajcie sami.
Ta książka jest magiczna, bo opowiada o prostych zajęciach, o prostym pożywieniu, o twardej pracy, o przyjaźni i o surowej poleskiej przyrodzie w sposób ciekawy i intrygujący, zwłaszcza dla młodych współczesnych ludzi, którzy tak jak Coto nie znają takiego życia.
„Lato leśnych ludzi”- książka
Książka ta jest mi bliska, bo sama czuję się taką osobą z rodu leśnych ludzi.
Czytamy w książce:
„O starodawnym, bo jak bór odwiecznym, rodzie mowa tu będzie. Ma on przodków we wszystkich wiekach i tradycję we wszystkich szczepach ludzkości, boć nie ród to ciała, lecz duszy, nie ród lasu mieszkańców, lecz lasu miłośników, przyrody czcicieli.”
Nie, nie jestem zwariowaną ekolożką, których dzisiaj nie brak. To inny ród. Leśni ludzie są tacy:
„Ogarnęły ich ziemskie przewroty, życie gorączkowe, skomplikowane warunki, materialna walka o byt. Odsunęła ich od przyrody cywilizacja, postęp tak zwany, niszczenie natury przez rozrost przemysłu, straszny ciężar nowoczesnego bytu, nowoczesnych praw i obowiązków.
Pozornie nie ma dla leśnych ludzi ni miejsca, ni życia. Przystosowali się do warunków i już teraz niczym się jakoby od reszty ludzi nie różnią. Spełniają swe obowiązki powszednie, pracują wśród innych z innymi, obcują z cywilizacją, biorą udział w postępie, korzystają z wynalazków, umieją się obchodzić z pieniędzmi, mieszkają w miastach, ubierają się jak inni, bywają w teatrach. Czyżby ród i tradycja leśnych dusz zginęła? Przenigdy! Nieśmiertelny jest duch i ród ducha nieśmiertelny.
Nie trzeba koniecznie szukać go wśród cichej wsi i głębokich borów, wśród ludzi stojących u warsztatu przyrody, w jej królestwie: można tam szukać długo i na próżno, a znaleźć w wielkim fabrycznym mieście.
W potwornym młynie ziemskim, gdzie bożyszczem jest interes, walka o zbytek i użycie wykwitu cywilizacji, obcując z innymi, mają w oczach często zgrozę lub krytyczne zdumienie, ale milczą i spełniając swe społeczne obowiązki, baczą tylko, by się nie dać zgnieść, zmiażdżyć. O dusze swe nie są trwożni: tych zaraza świata nie skazi.
Wyrażają ufnie głos swobody, ciszy, obcowania z naturą, przetwarzają swe żądze, aż utworzą czyn, aż wypracują sobie rzeczywiste, żywe, wedle swej duszy bytowanie.”
Książka „Lato leśnych ludzi”, nazywana czasami „polską Księgą Dżungli” ukazała się w 1920 roku i zyskała ogromną popularność. Dla harcerzy stała się pozycją kultową. Przed wojną wiele razy była wznawiana.
Ja też nie na darmo każdą wolną chwilę spędzam w mojej „leśnej głuszy”, gdzie mam całą menażerię: jeża Tuptusia, jaszczurki, ślimaka Maciusia, żabę, turkawki, sikorki, kosy, drozdy i inne ptactwo, a także całe gniazdo ślicznych moich bączusiów- trzmieli i śliczne pajęczyny krzyżaka. Żyją sobie te stwory obok mnie, na wolności, a ja się mogę cieszyć obserwowaniem ich na działce pełnej drzew, krzewów i kwiatów.
na działce
Podobnie jak w książce my też nie mamy tam domu, tylko barakowóz udoskonalony do roli chatki i spędzamy tam cudowne chwile w samotności lub w towarzystwie. Przekazywałam tę pasję naszym dzieciom, a teraz wnukom. Dzieci mają swe ścieżki w gaju z linami pomiędzy gałęziami i chyba lepsze takie zabawy niż siedzenie w domu?
Owszem komputer, telefon, telewizja to ważne, potrzebne i mądre narzędzia, ale trzeba je używać z umiarem. W wakacje lepiej jest szaleć na dworze.
moje „leśne ludki”
Tak, uważam, że jestem z rodu „leśnych ludzi” . Może to dlatego, że mój prapradziadek był leśniczym w majątku hrabiego Dowgiałły na Kresach? Cała rodzina ma korzenie na Kresach. Te klimaty są mi bliskie.
Mieszkam w mieście, które kocham, korzystam z dobrodziejstw cywilizacji, a jednocześnie zmagam się z jej problemami, ale w duszy jestem „leśnym ludziem” - jak mawiał jeden z bohaterów książki.
Taka też była Maria Rodziewiczówna. Kochała przyrodę, rozumiała ludzi i lubiła ich.
„Bór gwarzył cichutko; to znów słychać było, jak dyszał potęgą odrodzenia wiosny, a człowiek, zapatrzony, zasłuchany, zatracał się w tej wielkiej potężnej całości i czuł, że te siły ogarniały go, że sam się staje potęgą, że w nim gra, śpiewa, tworzy, rośnie moc przyrody.”
Jej życiorys nie był łatwy, a twórczość nie zawsze doceniana. Była tez kontrowersyjna. Jedni widzieli w niej gorliwą katoliczkę, co rzeczywiście widać we fragmentach jej książek:
„Minęli sień; za nimi do izby weszło słońce i ozłociło glorią koronę Częstochowskiej Pani, królującej na ścianie wprost drzwi.
Odkryli głowy i Rosomak powitał Majestat narodu pierwszym słowem i pokłonem:
— Salve Regina Mater misericordiae, vitae dulcedo et spes nostra — Salve!
Trójgłos zgodny, uroczysty, radosny napełnił izbę.
Potem Rosomak zapalił lampkę przed obrazem.”
Jednak z drugiej strony w książkach Rodziewiczówny możemy też znaleźć piękne cytaty mówiące o jej zauroczeniu litewskimi wierzeniami, czarami, boginkami:
„Pergrubia, żmujdzka bogini wiosny, szła rozłogami, i rzeką, i lasami, uczyła ptaki śpiewu, kwiaty rozkwitu, odziewała szare niebo w błękit, pola w zieleń, aż wreszcie spoczęła na wzburzonych falach Dubissy i pędziła do odwrotu resztki kry zimowej.”
„Pastuszkowie, wypędzający trzodę nad rzekę, widzieli czasem leśną czarodziejkę. Z zarośli wstawała, biała, do mgły podobna i słała się po parowach, zostawiając, niby ślad cudny, rosy brylanty; potem ją słonko brało z sobą i niosło w dal, z oczu chłopięcych, do czarnej dąbrowy, która najdłużej obudzić się nie dała…”
„Jutro cały dzień szukaj leśnego ducha. On lubi w dzień siedzieć pod wykrotami lub w świerkowych gąszczach. Maleńki jest, tylko głowę ma wielką i jeden róg na czole. W nocy cały świeci jak próchno.”
Podobnie jest z patriotyzmem Rodziewiczówny. Czasami opisuje wzruszające sceny polskich postaw patriotycznych, przywołuje polskich bohaterów:
A chłopcy spojrzeli po sobie, wyprostowali się, wyciągnęli po żołniersku:
— „Jeszcze Polska nie zginęła” — zagrzmiało jak sygnał trąbki bojowej.
Wszyscy powstali i odkryli głowy.
Hej, rubieże dalekie Rzeczypospolitej, hej, kresy ciche, puste, zdławione, wyludnione, wymordowane, wysiedlone, zamarłe dla szpiegowskiego oka triumfującego łupieżcy-kata, kordonami bagnetów i ziemskiej mocy, dokumentami rządów potężnych i kongresów od Macierzy oddarte i z kart wykreślone!
Taki wasz głos i takie w tobie kości i skarby leżą i oczekują na zew od Matki-Pani!”
Najczęściej jednak „pani na Hruszowej” zachwyca się swoją małą ojczyzną, leżącą na Kresach. Kocha swój majątek, kocha litewskie knieje, zwierzęta, a nawet poleskie błota, które są dla niej pełne ciekawych odkryć i niespodzianek:
„Za brodem grunt się podnosił. Osiedle leśnych ludzi było jakby wyspą wśród nizin, błot, bagien, porżniętych siatką rzeczułek, porosłych nieprzebytymi chaszczami.
Na wyspie tej, żyznej bajecznie, bujała puszcza w całej sile wzrostu, śmigały ku słońcu brzozy, jak tanecznice smukłe, zielone swe gazy kołysząc, maiły się graby urodziwe, jak parobczaki, parły się jedne przed drugimi do nieba olchy, jesiony, dęby, lipy, jarzębiny, klony, a dołem, jak snopy leszczyny, kaliny, czeremchy, kruszyna, aż zupełnie przy ziemi słały się zwały malin i jeżyn. Na polankach wśród boru biało było od zawilców i puszczała się trawa jak tło kobierców, które lato tkać miało.”
Skupiłam się tu na dwóch tylko jej książkach. Nie opiszę życiorysu Marii Rodziewiczówny, ale zacytuję jeden z wpisów na jej temat, bo ten blog zaciekawił mnie najbardziej:
„Lubiła podkreślać, iż zawsze idzie po słonecznej stronie życia. Może dzięki temu udało jej się żyć wbrew społecznym konwenansom, długie lata cieszyć się ukochanym majątkiem na Kresach, napisać kilkadziesiąt powieści, przetrwać kilka wojen, oraz w wieku osiemdziesięciu lat przeżyć Powstanie Warszawskie w ogniu najstraszniejszych walk w centrum miasta.
Osoba Marii Rodziewiczówny wymyka się wszelkim stereotypom i konwenansom obowiązującym w czasach, w których wiodła swoje długie życie. Często nazywana „strażniczką Kresów”, swoją postawą i twórczością wspierała polskie wartości i styl życia ziemiaństwa, uosabiając wszystkie gloryfikowane przez narodowców wartości: patriotyzm, przywiązanie do ziemi, kult pracy, żarliwy katolicyzm. Z drugiej strony ta pragmatyczna, silna kobieta o społecznym zacięciu żyła według własnych upodobań, a wiarę katolicką łączyła z fascynacją buddyzmem.”
Więcej o tej pisarce możecie przeczytać tutaj, polecam całość: http://zientek.blog.pl/2014/05/11/o-tej-ktora-szla-po-slonecznej-stronie-zycia-szkic-o-marii-rodziewiczownie/
moje „leśne ludki”
Artykuł przeczytano 4052 razy