KRESOWE DROGI – Z OSZMIANY PRZEZ WSCHOWĄ DO WROCŁAWIA- GET STANKIEWICZ
Anna Małgorzata Budzińska
Do niedawna Oszmiana kojarzyła mi się jedynie z moralizatorskim wierszem Mickiewicza o przyjaźni:
„Nie masz teraz prawdziwej przyjaźni na świecie;
Ostatni znam jej przykład w oszmiańskim powiecie….”
Teraz poszerzyłam tę wiedzę i odkryłam oszmiańskie korzenie naszego wrocławskiego artysty Eugeniusza- Geta Stankiewicza. Był on grafikiem, ilustratorem, plakacistą i malarzem. Zajmował się również scenografią, projektowaniem lalek teatralnych, typografią. Wykonywał medale, kameralne rzeźby, szyldy.
To właśnie w Oszmianie 14 mają 1942 roku urodził się mały Eugeniusz- Geniu, później nazywany Getas, Get.
Oszmiana 1943 Eugeniusz z mamą Anną Stankiewicz
Do niedawna Oszmiana kojarzyła mi się jedynie z moralizatorskim wierszem Mickiewicza o przyjaźni:
„Nie masz teraz prawdziwej przyjaźni na świecie;
Ostatni znam jej przykład w oszmiańskim powiecie….”
Teraz poszerzyłam tę wiedzę i odkryłam oszmiańskie korzenie naszego wrocławskiego artysty Eugeniusza- Geta Stankiewicza. Był on grafikiem, ilustratorem, plakacistą i malarzem. Zajmował się również scenografią, projektowaniem lalek teatralnych, typografią. Wykonywał medale, kameralne rzeźby, szyldy.
To właśnie w Oszmianie 14 mają 1942 roku urodził się mały Eugeniusz- Geniu, później nazywany Getas, Get.
Oszmiana 1943 Eugeniusz z mamą Anną Stankiewicz
Oszmiana Geta to było kresowe, sielskie miasteczko przypominające bardziej wieś, ale z charakterem i specyficznym nastrojem. Do 1945 była polskim miastem w województwie wileńskim.
Oszmiana teraz -to miasto na Białorusi, w obwodzie grodzieńskim.
Tym razem moją wędrówkę z aparatem śladami Geta Stankiewicza zaczęłam od wrocławskiego Rynku. I dobrze zrobiłam, bo od razu trafiłam do źródła. Udało mi się wysłuchać gawędy pana Marka Stanielewicza i jego żony Małgorzaty w Domku Miedziorytnika, gdzie żył i pracował Eugeniusz Stankiewicz.
Pan Marek jest kustoszem tego miejsca, pomaga mu żona- mistrzyni linorytu, której prace można podziwiać w Domku i nie tylko. To wspaniali ludzie! Poświęcili mi sporo czasu, bardzo mi pomogli. Dostałam też katalogi z wystaw i sporo materiałów o Stankiewiczu. Cieszę się, że ich poznałam.
Małgorzata i Marek Stanielewiczowie
Pan Stanielewicz, który dobrze znał Stankiewicza barwnie opowiadał mi o Gecie, i jego pomysłach, jego życiu. Teraz to właśnie pan Marek jest kontynuatorem dzieła Eugeniusza Stankiewicza i robi to wspaniale.
Eugeniusz Stankiewicz zmarł 10 kwietnia 2011 roku. Na Cmentarzu Osobowickim jest jego grób z pięknym pomnikiem. Zapaliłam świeczkę Getowi i wyruszyłam dalej jego śladami.
Grób Eugeniusza Stankiewicza- Geta
Po śmierci artysty zaczęto się zastanawiać nad nowym przeznaczeniem Domku Miedziorytnika. Pokus było sporo, bo to przecież świetne miejsce na interes- gastronomia, bank lub sklep w samym sercu miasta… Na szczęście władze Wrocławia zdecydowały inaczej.
Prezydent miasta oddał kamieniczkę twórcom i zwiedzającym. To nie jest miejsce komercyjne. Wstęp jest wolny, do dyspozycji są też katalogi wystaw. Domek Miedziorytnika jest miejscem wystawy prac Geta. Można tam też zobaczyć przedmioty, którymi artysta posługiwał się w codziennej pracy, a także studenci mogą z nich skorzystać.
Get przy pracy-sztychuje
narzędzia Geta
Przede wszystkim jednak to miejsce spotkań ludzi zarówno artystów jak i zwiedzających. Są tu prowadzone zajęcia z grafiki ze studentami ASP we Wrocławiu, są rezydencje artystyczne i staże- przyjeżdżają młodzi artyści z całej Europy.
Pan Marek wrócił mi uwagę na to, że nie można się zachłystywać samym Getem, jego ekscentrycznym sposobem życia i nim samym. Nie można doprowadzić do przesytu Getem. Najważniejsze jest to co on zrobił i do czego dążył. Ważna jest praca u podstaw z młodymi studentami, z turystami, a także z przypadkowymi ludźmi takimi choćby jak ja.
Temu właśnie sprzyja to magiczne miejsce- maleńki domek w samym centrum miasta, tuż przy Rynku- kamieniczka Jaś. To właśnie stworzony przez Geta Stankiewicza Domek Miedziorytnika. Artysta wydzierżawił od miasta ten domek, tam mieszkał, tam była jego pracownia, tam kształcił studentów, tam odbywały się artystyczne spotkania i dyskusje.
Domek Miedziorytnika widziany od Rynku-ten z lewej. W głębi kościół św. Elżbiety
Mieszkanie w takim miejscu nieraz bywało uciążliwe. Wracający z pobliskich lokali goście hałasowali w nocy, brudzili ściany, dewastowali elewacje.
Get znosił to cierpliwie, a na zabrudzenia znalazł właściwy sobie sposób - z fantazją. Otóż wszelkie uszkodzenia odremontowanej kamieniczki razem z kolegami zamalowywali punktowo różnymi farbami. To była ich akcja „kraszenia murów” i widać to do dziś.
kraszone mury Domku
Jednak takie położenie domu miało też i plusy. Oczywiście interesowali się nim wszyscy turyści odwiedzający Wrocław i nasz salon- czyli Rynek. W dodatku Get miał ze swych okien wspaniałe widoki, nieraz niedostępne ogółowi. Wyglądając przed okno, uczestniczył w historycznych wydarzeniach- na przykład widział Jana Pawła II wychodzącego z koscioła.
To było w 1997 roku. Wprawdzie cały plac przed kościołem był zamknięty przez ochronę, ale pan Eugeniusz obserwował orszak z papieżem z okna swego Domku Miedziorytnika, a nawet zrobił zdjęcie.
Po latach wykorzystał to zdjęcie, projektując wspólnie z Barbarą Idzikowską witraż dla pobliskiego Kościoła Garnizonowego p.w. św. Elżbiety.
witraż z wizerunkiem Jana Pawła II
Pan Marek Stanielewicz powiedział piękne zdanie:
- Wrocław jest jak Get. I dlatego Get tak dobrze się tu czuł- dodał pan Marek.
Tak Wrocław pełen jest ludzi przybyłych nie wiadomo skąd – jak Get. To miasto o zawikłanej historii, miasto o wielu twarzach, ciekawe, pełne intrygujących absurdów, a przy tym przyjazne i życzliwe -wszystko jak Get. Tu spotkać można ludzi myślących inaczej niż wszyscy.
Zatrzymajmy się przez chwilę na tym skąd przybył Eugeniusz Stankiewicz. Wiemy już, że urodził się w Oszmianie w czasie wojny. Niewiele z Oszmiany pamiętał, ale pewne obrazy pozostały. Wybrał Wrocław, ale ciągnęło go też w rodzinne strony. Jego brat Janusz Stankiewicz, który jest rodzinnym fotoreporterem i kronikarzem tak wspomina:
- Get niewiele pamiętał z Oszmiany, właściwie jeden obrazek: jako dziecko często wpadał w zamyślenie. Rosjanie na jego widok mówili: "Ot, budiet Lenin", a Niemcy częstowali go czekoladą.
Artysta pojechał tam jeszcze w czasach głębokiej komuny, no i ….się rozczarował. W pamięci miał sielską miejscowość, przyjaznych ludzi, swojskie widoki, swojskie smaki, które pielęgnowała i potem jego mama. Nic z tego tam nie zostało.
Janusz Stankiewicz-brat, który urodził się później i nie pamiętał w ogóle Oszmiany znał to miejsce tylko z rodzinnych przekazów:
- Z tych rodzinnych oszmiańskich opowieści wynikało, że żyło się tam biednie - co tydzień rodzice szli całą noc na sobotni targ do Wilna, żeby wrócić do domu w niedzielę przed świtem. Ojciec był gajowym, mama zajmowała się dziećmi.
Urodziła się w Panawiliszkach. Ojciec pochodził z Holszan. Po ślubie wynajmowali mieszkanie w Oszmianie. Kiedy podczas wojny pojawili się tam Sowieci, mama od razu powiedziała, że musimy uciekać do Polski. Babcia została - czekała na syna, który walczył pod Monte Cassino i nie przeżył.
Opowieści te dotyczyły również ich podróży ze wschodu:
- Podróż znam tylko z opowieści mamy. Z Oszmiany do Wschowy jechaliśmy przez wiele dni pociągiem, na odkrytych platformach. Mama trzymała mnie przy piersi, Genia tuż obok, zawiniętego w kożuch. Musiało być zimno - wyruszyliśmy w lutym, do Wschowy przybyliśmy 3 maja 1945 roku. Ojciec jechał w innym wagonie, z krową Maliną, która w tej podróży ratowała nam życie. Poza tym mieliśmy worek sucharów, kawał słoniny i choinkowe ozdoby. Kolejne suchary potem mama latami suszyła we Wschowie. Bo przecież w każdej chwili mogło się coś zmienić.
Pan Janusz Stanielewicz jest niezwykłym człowiekiem. Nie tylko był bratem, ale też przyjacielem, fotografem, drukarzem i kronikarzem Geta.
bracia-Janusz i Eugeniusz luty2011
Wróćmy do Oszmiany. Niestety miasteczko w czasach Związku Radzieckiego straciło swój urok. Oszmiana sowiecka to nie była sielanka. W samym centrum postawiono paskudne bloczysko Domu Partii. Całe miasto zbrzydło. Jednak najgorsze były zmiany zachowania ludzi.
Wszyscy nieufni, skryci, z obawą patrzący na obcych, a nawet rodzina zestresowana, bo przecież źle widziane było okazywanie swoich polskich korzeni. Wszyscy się bali i wizyta przebiegała w dość nerwowej atmosferze.
- Nie ma się co dziwić- to nie było i nadal nie jest państwo demokratyczne…- podsumował pan Marek Stanielewicz.
Get wrócił rozczarowany, ale nie stłumił w sobie kresowych korzeni i tęsknoty za ziemią rodzinną. Stworzył na przykład autorską odmianę dziwnego collage'u z poszarpanymi brzegami, którą nazwał „oszmiańską szkołą passe-partout".
oszmiańska szkoła passe- partout
Niektóre jego prace miały pieczątki „ Muzeum w Oszmianie”…. – a to był tylko żart, a raczej pragnienie.
praca z serii rebusów z pieczątką muzeum w Oszmianie
Pan Marek Stanielewicz zna te tęsknoty Geta i dlatego sam pojechał do Oszmiany z myślą o zaplanowaniu i zorganizowaniu tam plenerowej wystawy plakatów Eugeniusz Stankiewicza- syna tej ziemi.
W Oszmianie jest regionalne muzeum i właśnie tam próbował pan Marek dogadać się w tej sprawie. Pani dyrektor placówki chętnie podjęła temat i wystawa miała być realizowana. Marek Stanielewicz nie chciał sztywnej ekspozycji w salach muzeum. Miał wizje sztuki Geta, która wychodzi do ludzi.
Plakaty Stankiewicza miały być rozwieszone w różnych miejscach w pobliżu muzeum, ludzie mieli je spotykać na płotach, na murach i w całej przestrzeni. Mieli natknąć się na artystę, który stamtąd pochodził. To był ciekawy pomysł i zaakceptowany przez dyrektorkę. Pan Marek z radością przygotowywał wydruki plakatów i czekał na wystawę.
Niestety w ostatniej chwili dostał informacje, ze wystawa nie może się odbyć, została odwołana. Trzeba zrozumieć dyrektorkę- wycofała się, bo nie podobało się to władzom. Na Białorusi nie można dyskutować z władzami.
Później udało się panu Stanielewiczowi zorganizować wystawę prac Eugeniusza Stankiewicza w Mińsku i cieszyła się ona dużym uznaniem wielu oglądających. Wydano nawet katalog prac Geta w języku białoruskim. Miejmy nadzieję, że i w Oszmianie plakaty i grafiki naszego artysty będą zaprezentowane wkrótce.
Na razie pan Marek nie ustaje w wysiłkach by Domek Miedziorytnika żył i był otwarty dla ludzi. Odwiedzałam to miejsce już wcześniej kilkakrotnie i zawsze coś ciekawego tam się działo. Raz były to zajęcia ze studentami, innym razem ciekawa wystawa prac młodych adeptów sztychu, jeszcze innym razem oglądałam dokumenty z szuflady Geta. Warto tam zaglądać.
Eugeniusz Stankiewicz odremontował kamieniczkę i ozdobił ją swoimi pracami i szyldzikami. Na froncie widnieje jego podobizna. Takie głowy Geta często można zobaczyć na jego pracach- najprościej było użyć własnej fizjonomi jako modelu i tak robił, wplatając swoją twarz we własne prace.
twarz Geta na plakacie i na kamieniczce
Jego plakat do „Wesela” Wyspiańskiego znalazł się nawet na znaczku pocztowym.
znaczek z plakatem Geta
Od strony kościoła widnieje słynna płaskorzeźba Stankiewicza: „Zrób to sam”- krzyż, gwoździe i napis. Drugi egzemplarz można oglądać we wrocławskim Muzeum Narodowym. Praca daje wiele do myślenia- przypominające o osobistej odpowiedzialności każdego człowieka za ukrzyżowanie, za wybór dobra lub zła.
płaskorzeźba Geta Stankiewicza „Zrób to sam-do it yourself”
Domek Miedziorytnika był i jest zabytkiem. Dzięki Getowi stał się też dziełem sztuki, a także magicznym miejscem- i niech takim pozostanie.
Get na tle Domku Miedziorytnika- plac przed kościołem św. Elżbiety
Wędrując dalej szlakiem Geta zaszłam na uliczkę Jatki. Tam, po lewej stronie za wejściem odnajdujemy dziwną, marmurową tablicę z napisem: 1+1=2. Cóż to takiego?
Tablica Ku Czci Prostych Działań
Otóż jest to kolejny pomysł Stankiewicza- Tablica Ku Czci Prostych Działań 1+1=2.
Wyraził w tym swoją dewizę- że trzeba być szczerym i otwartym wobec ludzi, nie wolno motać słów, owijać w bawełnę własnych myśli, trzeba je wyrażać prosto, normalnie, nawet jeśli się to komuś nie podoba. I takie powinny być też ludzkie działania- prosto do celu. Był to protest przeciwko obłudzie i kłamstwu.
Tablica była często niszczona przez wandali i dlatego Get dorobił złotą kratę.
Idąc dalej szlakiem Geta trzeba zajrzeć na plac Solny po drugiej stronie Rynku. Tam kiedyś była Apteka pod Murzynem i właśnie tam, nad wejściem umieszczono rzeźbę człowieka naturalnej wielkości wykonaną przez Stanisława Wysockiego, do której modelem był nagi Eugeniusz Stankiewicz. Dzisiaj nie ma tam apteki, ale Get pozostał.
Get na placu Solnym
W czasie mojej młodości nie trzeba było chodzić do muzeum, żeby oglądać prace Stankiewicza. Istniały one w przestrzeni publicznej Wrocławia jako plakaty. Informowały nas o wydarzeniach, intrygowały, ciekawiły, nieraz wywoływały uśmiech. Get znany był z poczucia humoru i z żartów.
plakaty Geta z lat 70-80
W maju będziemy obchodzić kolejną rocznicę urodzin artysty. Raz do roku pan Marek Stanielewicz, kustosz tego muzeum organizuje spotkanie z Getem.
Oprócz działalności Domku i pamiątek w nim wystawianych takie urodziny to wystarczy, żeby nie było przesytu Getem. Za to urodziny bywają huczne. Na przykład pan Marek opowiadał mi jak rok temu urządzono to święto: przed Domkiem grał Nestor Band, a Tadeusz Nestorowicz odegrał hejnał Wrocławia z okna kamieniczki. Było odsłonięcie rzeźby, wystawa i piękny tort w formie Domku Miedziorytnika.
Pan Marek zdradził mi część planów na Urodziny Geta w tym roku i zapewniam, że będzie to ciekawe wydarzenie, warto przyjść. Będzie można poznać kolejnego ciekawego człowieka związanego z Getem, któremu artysta też wiele zawdzięcza- to pan Mirosław Ratajczak.
Mirosław Ratajczak i Get Stankiewicz
Spacerując po Rynku spoglądałam melancholijnie na miejski bruk pod nogami i zastanawiałam się: - Gdzie jest portret Geta? Tak, to jeszcze jeden z jego pomysłów- wyrzeźbił swoją twarz w kostce brukowej i kazał kamieniarzom wstawić ją wizerunkiem do ziemi- czyli została schowana nie wiadomo gdzie.
bruk w Rynku
Podobnie uczynił z ptakiem- posadził wyrzeźbionego gawrona na gałęzi dębu w parku, ale nikt nie wie gdzie. I dobrze. W ten sposób Get daje nam wskazówkę:
-Patrzcie uważnie na ziemię i na niebo.
gawrony- może któryś jest Geta?
I ja tak właśnie czynię według wskazówek Geta- rozglądam się pilnie wokół siebie wędrując przez życie.
Zachęcam do zapoznania się dogłębniej z życiem i twórczością Eugeniusza Geta Stankiewicza, bo można odkrywać więcej jego ciekawych pomysłów i inspiracji, jak chociażby „ Instytut Gładyszewa”, który intryguje, ale ja nie zdradzę czym on jest.
Tabliczka Instytutu Gładyszewa
Niech pamiętają o Gecie nie tylko Wrocławianie, ale też wszyscy Kresowianie i wszyscy ludzie ciekawi świata.
Pasjonująca jest kamieniczka Jaś- Domek Miedziorytnika we Wrocławiu i jej mieszkańcy. Mogę zacytować trochę przerobiony fragment powiedzenia: - I ja tam byłam, choć miodu i wina nie piłam to ciekawie czas spędziłam, a com widziała i słyszała w artykule umieściłam.
Tym razem nie musiałam odnajdywać wiele wiadomości w internecie. Skorzystałam z opowieści państwa Stanielewiczów , ze wspomnień brata- Janusza Stankiewicza, oraz z innych materiałów zawartych w katalogach udostępnionych mi w Domku Miedziorytnika- dziękuję.
W artykule wykorzystałam zdjęcia własne oraz te, które robił pan Janusz Stankiewicz, brat artysty.
Oszmiana teraz -to miasto na Białorusi, w obwodzie grodzieńskim.
Tym razem moją wędrówkę z aparatem śladami Geta Stankiewicza zaczęłam od wrocławskiego Rynku. I dobrze zrobiłam, bo od razu trafiłam do źródła. Udało mi się wysłuchać gawędy pana Marka Stanielewicza i jego żony Małgorzaty w Domku Miedziorytnika, gdzie żył i pracował Eugeniusz Stankiewicz.
Pan Marek jest kustoszem tego miejsca, pomaga mu żona- mistrzyni linorytu, której prace można podziwiać w Domku i nie tylko. To wspaniali ludzie! Poświęcili mi sporo czasu, bardzo mi pomogli. Dostałam też katalogi z wystaw i sporo materiałów o Stankiewiczu. Cieszę się, że ich poznałam.
Małgorzata i Marek Stanielewiczowie
Pan Stanielewicz, który dobrze znał Stankiewicza barwnie opowiadał mi o Gecie, i jego pomysłach, jego życiu. Teraz to właśnie pan Marek jest kontynuatorem dzieła Eugeniusza Stankiewicza i robi to wspaniale.
Eugeniusz Stankiewicz zmarł 10 kwietnia 2011 roku. Na Cmentarzu Osobowickim jest jego grób z pięknym pomnikiem. Zapaliłam świeczkę Getowi i wyruszyłam dalej jego śladami.
Grób Eugeniusza Stankiewicza- Geta
Po śmierci artysty zaczęto się zastanawiać nad nowym przeznaczeniem Domku Miedziorytnika. Pokus było sporo, bo to przecież świetne miejsce na interes- gastronomia, bank lub sklep w samym sercu miasta… Na szczęście władze Wrocławia zdecydowały inaczej.
Prezydent miasta oddał kamieniczkę twórcom i zwiedzającym. To nie jest miejsce komercyjne. Wstęp jest wolny, do dyspozycji są też katalogi wystaw. Domek Miedziorytnika jest miejscem wystawy prac Geta. Można tam też zobaczyć przedmioty, którymi artysta posługiwał się w codziennej pracy, a także studenci mogą z nich skorzystać.
Get przy pracy-sztychuje
narzędzia Geta
Przede wszystkim jednak to miejsce spotkań ludzi zarówno artystów jak i zwiedzających. Są tu prowadzone zajęcia z grafiki ze studentami ASP we Wrocławiu, są rezydencje artystyczne i staże- przyjeżdżają młodzi artyści z całej Europy.
Pan Marek wrócił mi uwagę na to, że nie można się zachłystywać samym Getem, jego ekscentrycznym sposobem życia i nim samym. Nie można doprowadzić do przesytu Getem. Najważniejsze jest to co on zrobił i do czego dążył. Ważna jest praca u podstaw z młodymi studentami, z turystami, a także z przypadkowymi ludźmi takimi choćby jak ja.
Temu właśnie sprzyja to magiczne miejsce- maleńki domek w samym centrum miasta, tuż przy Rynku- kamieniczka Jaś. To właśnie stworzony przez Geta Stankiewicza Domek Miedziorytnika. Artysta wydzierżawił od miasta ten domek, tam mieszkał, tam była jego pracownia, tam kształcił studentów, tam odbywały się artystyczne spotkania i dyskusje.
Domek Miedziorytnika widziany od Rynku-ten z lewej. W głębi kościół św. Elżbiety
Mieszkanie w takim miejscu nieraz bywało uciążliwe. Wracający z pobliskich lokali goście hałasowali w nocy, brudzili ściany, dewastowali elewacje.
Get znosił to cierpliwie, a na zabrudzenia znalazł właściwy sobie sposób - z fantazją. Otóż wszelkie uszkodzenia odremontowanej kamieniczki razem z kolegami zamalowywali punktowo różnymi farbami. To była ich akcja „kraszenia murów” i widać to do dziś.
kraszone mury Domku
Jednak takie położenie domu miało też i plusy. Oczywiście interesowali się nim wszyscy turyści odwiedzający Wrocław i nasz salon- czyli Rynek. W dodatku Get miał ze swych okien wspaniałe widoki, nieraz niedostępne ogółowi. Wyglądając przed okno, uczestniczył w historycznych wydarzeniach- na przykład widział Jana Pawła II wychodzącego z koscioła.
To było w 1997 roku. Wprawdzie cały plac przed kościołem był zamknięty przez ochronę, ale pan Eugeniusz obserwował orszak z papieżem z okna swego Domku Miedziorytnika, a nawet zrobił zdjęcie.
Po latach wykorzystał to zdjęcie, projektując wspólnie z Barbarą Idzikowską witraż dla pobliskiego Kościoła Garnizonowego p.w. św. Elżbiety.
witraż z wizerunkiem Jana Pawła II
Pan Marek Stanielewicz powiedział piękne zdanie:
- Wrocław jest jak Get. I dlatego Get tak dobrze się tu czuł- dodał pan Marek.
Tak Wrocław pełen jest ludzi przybyłych nie wiadomo skąd – jak Get. To miasto o zawikłanej historii, miasto o wielu twarzach, ciekawe, pełne intrygujących absurdów, a przy tym przyjazne i życzliwe -wszystko jak Get. Tu spotkać można ludzi myślących inaczej niż wszyscy.
Zatrzymajmy się przez chwilę na tym skąd przybył Eugeniusz Stankiewicz. Wiemy już, że urodził się w Oszmianie w czasie wojny. Niewiele z Oszmiany pamiętał, ale pewne obrazy pozostały. Wybrał Wrocław, ale ciągnęło go też w rodzinne strony. Jego brat Janusz Stankiewicz, który jest rodzinnym fotoreporterem i kronikarzem tak wspomina:
- Get niewiele pamiętał z Oszmiany, właściwie jeden obrazek: jako dziecko często wpadał w zamyślenie. Rosjanie na jego widok mówili: "Ot, budiet Lenin", a Niemcy częstowali go czekoladą.
Artysta pojechał tam jeszcze w czasach głębokiej komuny, no i ….się rozczarował. W pamięci miał sielską miejscowość, przyjaznych ludzi, swojskie widoki, swojskie smaki, które pielęgnowała i potem jego mama. Nic z tego tam nie zostało.
Janusz Stankiewicz-brat, który urodził się później i nie pamiętał w ogóle Oszmiany znał to miejsce tylko z rodzinnych przekazów:
- Z tych rodzinnych oszmiańskich opowieści wynikało, że żyło się tam biednie - co tydzień rodzice szli całą noc na sobotni targ do Wilna, żeby wrócić do domu w niedzielę przed świtem. Ojciec był gajowym, mama zajmowała się dziećmi.
Urodziła się w Panawiliszkach. Ojciec pochodził z Holszan. Po ślubie wynajmowali mieszkanie w Oszmianie. Kiedy podczas wojny pojawili się tam Sowieci, mama od razu powiedziała, że musimy uciekać do Polski. Babcia została - czekała na syna, który walczył pod Monte Cassino i nie przeżył.
Opowieści te dotyczyły również ich podróży ze wschodu:
- Podróż znam tylko z opowieści mamy. Z Oszmiany do Wschowy jechaliśmy przez wiele dni pociągiem, na odkrytych platformach. Mama trzymała mnie przy piersi, Genia tuż obok, zawiniętego w kożuch. Musiało być zimno - wyruszyliśmy w lutym, do Wschowy przybyliśmy 3 maja 1945 roku. Ojciec jechał w innym wagonie, z krową Maliną, która w tej podróży ratowała nam życie. Poza tym mieliśmy worek sucharów, kawał słoniny i choinkowe ozdoby. Kolejne suchary potem mama latami suszyła we Wschowie. Bo przecież w każdej chwili mogło się coś zmienić.
Pan Janusz Stanielewicz jest niezwykłym człowiekiem. Nie tylko był bratem, ale też przyjacielem, fotografem, drukarzem i kronikarzem Geta.
bracia-Janusz i Eugeniusz luty2011
Wróćmy do Oszmiany. Niestety miasteczko w czasach Związku Radzieckiego straciło swój urok. Oszmiana sowiecka to nie była sielanka. W samym centrum postawiono paskudne bloczysko Domu Partii. Całe miasto zbrzydło. Jednak najgorsze były zmiany zachowania ludzi.
Wszyscy nieufni, skryci, z obawą patrzący na obcych, a nawet rodzina zestresowana, bo przecież źle widziane było okazywanie swoich polskich korzeni. Wszyscy się bali i wizyta przebiegała w dość nerwowej atmosferze.
- Nie ma się co dziwić- to nie było i nadal nie jest państwo demokratyczne…- podsumował pan Marek Stanielewicz.
Get wrócił rozczarowany, ale nie stłumił w sobie kresowych korzeni i tęsknoty za ziemią rodzinną. Stworzył na przykład autorską odmianę dziwnego collage'u z poszarpanymi brzegami, którą nazwał „oszmiańską szkołą passe-partout".
oszmiańska szkoła passe- partout
Niektóre jego prace miały pieczątki „ Muzeum w Oszmianie”…. – a to był tylko żart, a raczej pragnienie.
praca z serii rebusów z pieczątką muzeum w Oszmianie
Pan Marek Stanielewicz zna te tęsknoty Geta i dlatego sam pojechał do Oszmiany z myślą o zaplanowaniu i zorganizowaniu tam plenerowej wystawy plakatów Eugeniusz Stankiewicza- syna tej ziemi.
W Oszmianie jest regionalne muzeum i właśnie tam próbował pan Marek dogadać się w tej sprawie. Pani dyrektor placówki chętnie podjęła temat i wystawa miała być realizowana. Marek Stanielewicz nie chciał sztywnej ekspozycji w salach muzeum. Miał wizje sztuki Geta, która wychodzi do ludzi.
Plakaty Stankiewicza miały być rozwieszone w różnych miejscach w pobliżu muzeum, ludzie mieli je spotykać na płotach, na murach i w całej przestrzeni. Mieli natknąć się na artystę, który stamtąd pochodził. To był ciekawy pomysł i zaakceptowany przez dyrektorkę. Pan Marek z radością przygotowywał wydruki plakatów i czekał na wystawę.
Niestety w ostatniej chwili dostał informacje, ze wystawa nie może się odbyć, została odwołana. Trzeba zrozumieć dyrektorkę- wycofała się, bo nie podobało się to władzom. Na Białorusi nie można dyskutować z władzami.
Później udało się panu Stanielewiczowi zorganizować wystawę prac Eugeniusza Stankiewicza w Mińsku i cieszyła się ona dużym uznaniem wielu oglądających. Wydano nawet katalog prac Geta w języku białoruskim. Miejmy nadzieję, że i w Oszmianie plakaty i grafiki naszego artysty będą zaprezentowane wkrótce.
Na razie pan Marek nie ustaje w wysiłkach by Domek Miedziorytnika żył i był otwarty dla ludzi. Odwiedzałam to miejsce już wcześniej kilkakrotnie i zawsze coś ciekawego tam się działo. Raz były to zajęcia ze studentami, innym razem ciekawa wystawa prac młodych adeptów sztychu, jeszcze innym razem oglądałam dokumenty z szuflady Geta. Warto tam zaglądać.
Eugeniusz Stankiewicz odremontował kamieniczkę i ozdobił ją swoimi pracami i szyldzikami. Na froncie widnieje jego podobizna. Takie głowy Geta często można zobaczyć na jego pracach- najprościej było użyć własnej fizjonomi jako modelu i tak robił, wplatając swoją twarz we własne prace.
twarz Geta na plakacie i na kamieniczce
Jego plakat do „Wesela” Wyspiańskiego znalazł się nawet na znaczku pocztowym.
znaczek z plakatem Geta
Od strony kościoła widnieje słynna płaskorzeźba Stankiewicza: „Zrób to sam”- krzyż, gwoździe i napis. Drugi egzemplarz można oglądać we wrocławskim Muzeum Narodowym. Praca daje wiele do myślenia- przypominające o osobistej odpowiedzialności każdego człowieka za ukrzyżowanie, za wybór dobra lub zła.
płaskorzeźba Geta Stankiewicza „Zrób to sam-do it yourself”
Domek Miedziorytnika był i jest zabytkiem. Dzięki Getowi stał się też dziełem sztuki, a także magicznym miejscem- i niech takim pozostanie.
Get na tle Domku Miedziorytnika- plac przed kościołem św. Elżbiety
Wędrując dalej szlakiem Geta zaszłam na uliczkę Jatki. Tam, po lewej stronie za wejściem odnajdujemy dziwną, marmurową tablicę z napisem: 1+1=2. Cóż to takiego?
Tablica Ku Czci Prostych Działań
Otóż jest to kolejny pomysł Stankiewicza- Tablica Ku Czci Prostych Działań 1+1=2.
Wyraził w tym swoją dewizę- że trzeba być szczerym i otwartym wobec ludzi, nie wolno motać słów, owijać w bawełnę własnych myśli, trzeba je wyrażać prosto, normalnie, nawet jeśli się to komuś nie podoba. I takie powinny być też ludzkie działania- prosto do celu. Był to protest przeciwko obłudzie i kłamstwu.
Tablica była często niszczona przez wandali i dlatego Get dorobił złotą kratę.
Idąc dalej szlakiem Geta trzeba zajrzeć na plac Solny po drugiej stronie Rynku. Tam kiedyś była Apteka pod Murzynem i właśnie tam, nad wejściem umieszczono rzeźbę człowieka naturalnej wielkości wykonaną przez Stanisława Wysockiego, do której modelem był nagi Eugeniusz Stankiewicz. Dzisiaj nie ma tam apteki, ale Get pozostał.
Get na placu Solnym
W czasie mojej młodości nie trzeba było chodzić do muzeum, żeby oglądać prace Stankiewicza. Istniały one w przestrzeni publicznej Wrocławia jako plakaty. Informowały nas o wydarzeniach, intrygowały, ciekawiły, nieraz wywoływały uśmiech. Get znany był z poczucia humoru i z żartów.
plakaty Geta z lat 70-80
W maju będziemy obchodzić kolejną rocznicę urodzin artysty. Raz do roku pan Marek Stanielewicz, kustosz tego muzeum organizuje spotkanie z Getem.
Oprócz działalności Domku i pamiątek w nim wystawianych takie urodziny to wystarczy, żeby nie było przesytu Getem. Za to urodziny bywają huczne. Na przykład pan Marek opowiadał mi jak rok temu urządzono to święto: przed Domkiem grał Nestor Band, a Tadeusz Nestorowicz odegrał hejnał Wrocławia z okna kamieniczki. Było odsłonięcie rzeźby, wystawa i piękny tort w formie Domku Miedziorytnika.
Pan Marek zdradził mi część planów na Urodziny Geta w tym roku i zapewniam, że będzie to ciekawe wydarzenie, warto przyjść. Będzie można poznać kolejnego ciekawego człowieka związanego z Getem, któremu artysta też wiele zawdzięcza- to pan Mirosław Ratajczak.
Mirosław Ratajczak i Get Stankiewicz
Spacerując po Rynku spoglądałam melancholijnie na miejski bruk pod nogami i zastanawiałam się: - Gdzie jest portret Geta? Tak, to jeszcze jeden z jego pomysłów- wyrzeźbił swoją twarz w kostce brukowej i kazał kamieniarzom wstawić ją wizerunkiem do ziemi- czyli została schowana nie wiadomo gdzie.
bruk w Rynku
Podobnie uczynił z ptakiem- posadził wyrzeźbionego gawrona na gałęzi dębu w parku, ale nikt nie wie gdzie. I dobrze. W ten sposób Get daje nam wskazówkę:
-Patrzcie uważnie na ziemię i na niebo.
gawrony- może któryś jest Geta?
I ja tak właśnie czynię według wskazówek Geta- rozglądam się pilnie wokół siebie wędrując przez życie.
Zachęcam do zapoznania się dogłębniej z życiem i twórczością Eugeniusza Geta Stankiewicza, bo można odkrywać więcej jego ciekawych pomysłów i inspiracji, jak chociażby „ Instytut Gładyszewa”, który intryguje, ale ja nie zdradzę czym on jest.
Tabliczka Instytutu Gładyszewa
Niech pamiętają o Gecie nie tylko Wrocławianie, ale też wszyscy Kresowianie i wszyscy ludzie ciekawi świata.
Pasjonująca jest kamieniczka Jaś- Domek Miedziorytnika we Wrocławiu i jej mieszkańcy. Mogę zacytować trochę przerobiony fragment powiedzenia: - I ja tam byłam, choć miodu i wina nie piłam to ciekawie czas spędziłam, a com widziała i słyszała w artykule umieściłam.
Tym razem nie musiałam odnajdywać wiele wiadomości w internecie. Skorzystałam z opowieści państwa Stanielewiczów , ze wspomnień brata- Janusza Stankiewicza, oraz z innych materiałów zawartych w katalogach udostępnionych mi w Domku Miedziorytnika- dziękuję.
W artykule wykorzystałam zdjęcia własne oraz te, które robił pan Janusz Stankiewicz, brat artysty.
Artykuł przeczytano 5077 razy