KRESOWE DROGI- Z RÓWNEGO DO WROCŁAWIA
Anna Małgorzata Budzińska anna.malga@gmail.com
Czytając wspomnienia Kresowian z okresu wojny przeważnie stykamy się z opisami dorosłych wtedy ludzi, którzy wspominają straszne rzeczy- walkę, okropności wojny, zniewolenie. Ja zaś spisałam wspomnienia chłopca i jego bliskich. Spisałam kresowe, wołyńskie losy, a także przyjazd z Równego do Wrocławia. Trafili tam, bo przecież Wrocław to bratnie, kresowe miasto.
Przedstawiam kresowe drogi Bolesława i jego rodziców- Anny i Ferdynanda.
Bolesław miał 9 lat gdy zaczęła się wojna. Jego dorastanie, piękny okres nastoletni przypadły na czas wojny. Zwykłe dzieje, zwykłego chłopca- dorastającego w straszliwych czasach. Dzięki Bogu ominęły go potworności Sybiru, a także potworności zbrodni niemieckich faszystów.
1-Bolesław
Czytając wspomnienia Kresowian z okresu wojny przeważnie stykamy się z opisami dorosłych wtedy ludzi, którzy wspominają straszne rzeczy- walkę, okropności wojny, zniewolenie. Ja zaś spisałam wspomnienia chłopca i jego bliskich. Spisałam kresowe, wołyńskie losy, a także przyjazd z Równego do Wrocławia. Trafili tam, bo przecież Wrocław to bratnie, kresowe miasto.
Przedstawiam kresowe drogi Bolesława i jego rodziców- Anny i Ferdynanda.
Bolesław miał 9 lat gdy zaczęła się wojna. Jego dorastanie, piękny okres nastoletni przypadły na czas wojny. Zwykłe dzieje, zwykłego chłopca- dorastającego w straszliwych czasach. Dzięki Bogu ominęły go potworności Sybiru, a także potworności zbrodni niemieckich faszystów.
1-Bolesław
Anna z Ferdynandem- rodzice Bolesława po ślubie przenieśli się z Biłgoraja do Równego. Najpierw wynajmowali tam mieszkanie na pół z kimś innym, a potem wybudowali własny dom przy ulicy Kaukazkiej. On był sitarzem, dobrym rzemieślnikiem, a ona sprzedawała te sita i przetaki na okolicznych jarmarkach.
Rodziły im się same córki: najpierw Janka, Hela, Bronka. To była końcówka lat 20.
Potem Anna znów była w ciąży. Mieli wtedy dość kiepski finansowo okres. Zima, święta, trzeba było zapłacić też za szkołę Janki i Heli, a w dodatku dziadek zachorował- coś mu się stało z kolanem i sporo pieniędzy poszło na lekarza. Babcia z dużym brzuchem – poród w najbliższych tygodniach. Jednak babcia Anna była silną i twardą kobietą.
Stwierdziła, że musi zarobić. Nadarzyła się okazja. Znajome małżeństwo Żydów jechało bryczką do pobliskiego miasteczka i zgodzili się zabrać babcię na targ. Wysadzili babcię po drodze- miała tylko 2 kilometry do przejścia. Pechowo jednak w trakcie marszu zrobiła się straszna zawieja śnieżna, babcia walczyła z wiatrem niosąc te sita. No i poczuła bóle- poród już tuż, tuż.
Ledwo dowlokła się do najbliższego domu i tam, bez pomocy lekarza, czy położnej urodziła synka. Ludzie, którzy ją przyjęli byli bezdzietnym, zamożnym małżeństwem. Bardzo im się podobał ten dzidziuś urodzony pod ich dachem przypadkowo.
To tak jakby im został zesłany. Zaczęli rozmawiać z Anną, dowiedzieli się, że ma już trójkę dzieci i poprosili ją, żeby im tego dzidziusia zostawiła. Obiecywali, że wychowają go w dostatku, że go poślą do szkół i niczego mu nie zabraknie- będzie mu lepiej niż w wielodzietnej rodzinie sitarzy.
Oczywiście Anna się nie zgodziła i zawieźli ją razem z małym zawiniątkiem do domu. Ferdynand był szczęśliwy- wreszcie miał syna, spadkobiercę nazwiska i rodu. To był Boluś- Bolek- Bolesław.
Dziadkowie mieli potem jeszcze dwie córki Krystynę i Reginę. Babcia traktowała wszystkie dzieci jednakowo, ale dziadek wyróżniał syna. Bolek był jego oczkiem w głowie, jak tylko mógł to kupował mu różne rzeczy, o których marzył- na przykład po wojnie aparat fotograficzny. Rozpieszczał go po cichu i nieraz po kryjomu (tak się dziadkowi wydawało).
Jednak siostry wiedziały o słabości taty do Bolka, ale nie miały nic naprzeciw, najwyżej czasem były zazdrosne.
2-Bolek u I Komunii Świętej w Równem
Ten komunijny obrazek zachował się do dziś. Jest to pamiątka kresowa rodziny, oprócz kilku zdjęć i dwóch książek sprzed wojny. Obrazek jest wyjęty z ramek, złożony na pól i zniszczony. Widać po nim burzliwe koleje losu rodziny-data 29.05.1938.
Jest jeszcze druga cenna pamiątka rodziny z dawnych czasów. To książka z 1910 roku upamiętniająca 500- lecie zwycięstwa nad Krzyżakami.
3,4- „Grunwald” 1410-1910
Dziadek Ferdynand był dobrym rzemieślnikiem. Jego sita i przetaki zdobywały uznanie i zbyt w okolicznych miejscowościach. Miał też czeladników, których przyuczał do sitarstwa. Babcia jeździła na targi i tam siedziała ze swoimi sitami sprzedając je. Do opieki nad dziećmi i do prowadzenia domu dziadek przywiózł ze wsi dziewczynę – służącą. To było młode dziewczę, szczęśliwe, że się wyrwało do miasta.
Jednak sąsiedzi zaczęli opowiadać dziwne, niepokojące rzeczy o niej. Podczas nieobecności dziadków od samego rana, już o godz. 7 wystawiała dzieci na dwór i kazała im się bawić w piaskownicy na podwórku, a sama znikała do wieczora.
Wieczorami tez dziwne rzeczy się działy w domu. To były tylko plotki, ale babcia postanowiła to sprawdzić. Powiedziała, że jedzie na dwa dni handlować sitami w okolicy. Jak zawsze wyjechała bladym świtem, jeszcze w nocy. Jednak nie oddaliła się daleko. Wróciła, zakradła się w pobliże domu i obserwowała.
Rzeczywiście malutkie dzieci od rana były na dworze. Babcia wpadła do domu a tu służąca z kochasiem zamiast pilnować dzieci. Podobno ciągle nowych chłopców tam przyjmowała. Dziadek się wkurzył, że zaniedbuje obowiązki, a poza tym bał się odpowiedzialności za gówniarę, którą sam przywiózł ze wsi i namówił jej rodziców.
– A co by było jakbyś do domu z brzuchem wróciła?- krzyczał na nią.
W każdym razie zwinęła manatki i odwiózł ją do domu.
W czasie wojny różnie im się wszystkim działo. Starsze siostry już pracowały. Janka, jako, że już lepiej mówiła i pisała po rosyjsku to pracowała na poczcie. Niemcy kontrolowali całą korespondencję i ona właśnie musiała otwierać listy, czytać i gdy coś było „anty” to musiała oddawać naczelnikowi taki list. Cenzura korespondencji, takie czasy.
Po wielu latach u nas było to samo w czasie stanu wojennego. I to nie Niemcy kazali cenzurować listy brata z Australii i podsłuchiwać rozmowy- to Polacy przeciwko Polakom w latach 80 dwudziestego wieku! Wróćmy do tej rodziny w czasie wojny.
Druga siostra – Hela pracowała w fabryce marmolady. Jako część wypłaty dostawała deputat przydziałowy w naturze- marmoladę. Dzięki temu nie głodowali. Marmolada była pożywna. Jednak Bolek tak miał jej dosyć, że potem do końca życia nie wziął do ust marmolady, a i dżemów nie lubił. Marmolada była też dla rodziny czymś w rodzaju pieniądza w czasie wojny.
Po prostu był handel wymienny- ja ci dam to, a ty mi za to co innego- tak się handlowało i dzięki temu mieli też chleb i inne rzeczy.
5-Bolek z siostrami-już starsi- na schodach w Równem
Mieszkali na przedmieściach Równego. Za ich domem w było stanowisko rakiet Katiuszy. Strasznie to wyło, gdy leciało. Zaczęły się bombardowania niemieckie i ich dom ciągle był pod ostrzałem. Dziadkowie wybudowali więc w najodleglejszym zakątku ogrodu własny schron. Była to głęboka ziemianka dla całej rodziny, przykryta deskami.
Gdy zbliżał się nalot cała rodzina się tam kryła. Bolek miał psa wilczura- Nerona. Bardzo go lubił. Hodował też króliki. Sam zrobił im klatki – takie bez dna i przenosił w coraz to inne miejsce ogrodu, na świeżą trawkę. Bardzo lubił te zwierzaki, ale potem w czasie wojny, niestety po kolei musiał je poświęcić, żeby rodzina miała co jeść.
Kilka razy śmierć była blisko. Raz, gdy siedzieli w swym schronie bomba upadła tuż obok. Widzieli jak te deski przykrywające schron nagle lecą do góry, a potem zasypała ich ziemia i piasek z tego wybuchu. Wszyscy się wydostali oprócz Bolka. Jego piasek przysypał aż po głowę i nie mógł się nawet ruszyć. Wszyscy rzucili mu się na pomoc. A jemu już się słabo robiło, omdlewał. Na szczęście rodzina przy pomocy sąsiadów zdążyła na czas oswobodzić Bolka.
Innym razem w mieście była łapanka na Żydów. Bolek też tam był i w strachu zaczął uciekać. Niemiec go gonił. Tata kluczył między domami, aż dopadł drabiny podstawionej przez znajomego, który widział co się święci . Bolek uciekł na stryszek, a ten człowiek szybko wciągnął drabinę. Niestety Bolek zgubił buta. Niemcy zrobili obławę i dokładne przeszukania. Zabrali też Bolka.
W Rynku ustawili wszystkich aresztowanych i otoczyli ich kręgiem uzbrojonych żołnierzy i policjantów. Byli to Niemcy i Ukraińcy. Ukraińcy uwierzyli wtedy Niemcom, że pomogą im w powstaniu wielkiej, niepodległej Ukrainy i dlatego zgadzali się na współpracę…Jakże się mylili! Wyobrażam sobie ile strachu najadł się Bolek-dzieciak złapany i otoczony.
Dla niego skończyło się to dobrze. Inni nie mieli tyle szczęścia. Bolka uwolniła siostra –Janka przy pomocy znajomego Ukraińca, który nie dał się omamić niemieckiej propagandzie.
Któregoś razu Nero zaczął przeraźliwie wyć. Przeszkadzał, więc uwiązali go przy budzie. Było to tuż przed Wielkanocą. Dom właśnie był pobielony na święta, w domu pisanki, ciasta i wszystko przygotowane na skromne święta. Raptem babcia dostała od kogoś cynk, że będzie straszny nalot, silniejszy niż wszystkie dotychczasowe. Niewiele myśląc babcia pędem zebrała dzieci i jak stali tak uciekli z Równego do pobliskiej wioski, do znajomych.
Bolek bardzo rozpaczał, bo Nero został zapomniany przy domu i w dodatku uwiązany. Nalot był rzeczywiście bardzo silny. Słyszeli nadlatujące samoloty i huk bombardowań. Nagle Bolek zobaczył swojego psa. Nero przybiegł za nim z wyrwanym łańcuchem zakończonym szczątkiem deski! Radość była wielka. Po nalocie wrócili do domu.
Z daleka zobaczyli, że dom stoi, ale na podwórku jest pełno sąsiadów. Okazało się, że po ich schronie w rogu ogrodu został tylko lej po bombie- bardzo głęboka dziura. Sąsiedzi myśleli, że cała rodzina jak zwykle w czasie nalotu schowała się w schronie i już ich opłakiwali, wiedząc, że nie mogli się uratować. Gdy ich zobaczyli całych i zdrowych to wszyscy płakali – tym razem z radości. Więzi sąsiedzkie były wtedy o wiele bliższe niż teraz. Ludzie też bardzo sobie pomagali i nawzajem wiedzieli o sobie wszystko. Sąsiedzi z ulicy byli jedną wielką rodziną- kochali się i kłócili jak w rodzinie, pomimo, że była to narodowościowa mieszanka. Zdarzali się jednak i zdrajcy tej wspólnoty. Byli też i ludzie o wielkich sercach zdolni ryzykować dla sąsiada.
Bolek w czasie wojny był jeszcze dzieckiem. Miał 9-15 lat. Całą wojnę spędził w Równem. Pamiętał pierwszy nalot, który o dziwo, wydał mu się wybawieniem. Otóż jego starsza siostra prasowała sobie sukienkę. Skończyła i wyszła. Bolek też chciał spróbować jak się prasuje i próbował na tej właśnie wyjściowej, eleganckiej sukience.
Oczywiście coś odwróciło jego uwagę i zostawił gorące żelazko na sukience- na chwilę. Gdy wrócił w sukience była olbrzymia dziura. Skóra mu ścierpła, bo wiedział, że oberwie od siostry. W tym właśnie momencie nadleciały samoloty i przeżył pierwsze bombardowanie. Szok dla wszystkich był ogromny i w tym zamieszaniu nikt nie myślał o żelazku i sukience. Bolkowi się upiekło.
Potem, gdy był trochę starszy należał do harcerstwa i brał udział w obronie przeciwlotniczej. Mieli dyżury na dachach, nadsłuchiwali i obserwowali niebo, a w razie zagrożenia wszczynali alarm. Niby tylko dzieci- a tak ważną funkcje spełniali!
Po każdym nalocie, nawet jak domy nie były zburzone to wypadały z nich szyby. Bolek szybko nauczył się fachu szklarza i miał pełno roboty. Ciągle też ugniatał a nawet przeżuwał kit. Wydłubywał ten kit ze zniszczonych okien. Od maleńkości był bardzo zaradny.
Czasem był też urwisem, jak wszyscy chłopcy. Lubił zbierać jakieś resztki amunicji. Razem z kolegami robili sobie z tego małe wybuchy za miastem. Nieraz grzmotnęło im fest. Mogli przez takie głupie zabawy stracić życie. Zresztą nie tylko to zbierał. W ogóle lubił gromadzić rożne rzeczy, „bo zawsze może to się przydać”. Nieraz do końca były to niepotrzebne rupiecie, a nieraz wykorzystywał je do różnych zabaw lub pożytecznych urządzeń.
Kiedyś chował w łóżku woreczek z nabojami, znalezionymi w mieście. Babcia znalazła woreczek i się zezłościła:
- Nawet śpisz z rupieciami, ja ci pokażę!- i zanim Bolek zdążył zaprotestować wrzuciła woreczek do pieca. Można sobie wyobrazić co się stało! Trzeba było stawiać nowy piec, a Bolkowi się zdrowo oberwało.
Jednak w ten sposób rozwijało się u niego zamiłowanie do majsterkowania. Z czasem potrafił wszystko naprawić, a jego „ rupiecie” okazywały się bardzo przydatne w gospodarstwie.
Ciągle coś ulepszał, wymyślał, majsterkował. I taki był potem zawsze- kochany „złota rączka”. Pamiętam jak już po wojnie sam zrobił odkurzacz z różnych części, sam naprawiał wszystkie urządzenia elektryczne – w domu, a także sąsiadom. Robił nam różne lampy na przykład z rogu jelenia. Najważniejszym jednak jego późniejszym dziełem był telewizor! Składał go przez wiele wieczorów, ale za to jaka radość i duma! – sąsiedzi przychodzili na filmy.
6-Telekomunikacja- największa pasja i zawód Bolka
Po wojnie, gdy granice miały się przesunąć Ferdynand i Anna zdecydowali, że chcą jechać na tzw. Ziemie Odzyskane- na zachód. Wiele się słyszało o tych nowych terenach i wszyscy zachęcali. Z drugiej strony żal było wszystko zostawiać- tam na wschodzie było całe ich życie, a na zachodzie czekało ich nieznane i niepewne. Jednak nie mieli wyboru, musieli jechać jak wielu innych repatriantów. Odjechali ostatnim transportem.
Wyglądało to dokładnie tak jak w filmie „ Sami swoi”. Przez wiele dnie jechali w bydlęcych wagonach na zachód i ze strachem obserwowali nieznane. Czasem były dłuższe postoje. Któregoś razu na takim postoju Bolek z kilkoma jeszcze młodymi poszli się wykąpać w rzece. Gdy wrócili pociąg właśnie odjechał. Pomógł im kolejarz- dogonili pociąg drezyną ręcznie napędzaną. W końcu wysiedli w Świebodzinie.
7-Świebodzin - stacja
Miasteczko wydawało się podobnej wielkości co ich Równe. Cieszyli się, bo nawet nie było w czasie wojny zniszczone.
Rodzina zajęła ładny domek i wydawało się, że nic im do szczęścia nie brakuje: wszyscy przeżyli wojnę, znaleźli nowy dom nawet z wyposażeniem, byli razem w ładnym miasteczku, w którym niczego nie brakowało.
Prowadzili też sklep spożywczy, starsze córki miały pracę, młodsze miały szkołę. Bolek należał do harcerstwa. Nawet pojechał na pierwszy obóz harcerski pod namiotami nad jezioro Niesłysz- baza ZHP Ołobok i był bardzo szczęśliwy.
8-harcerz
Rodzina znalazła spokojną przystań. Niestety znów nie trwało to długo. Przyszli tzw. trofiejszczyki, czyli żołnierze „bratniej armii wyzwolicieli”- Czerwonej Armii, którzy mieli za zadanie zabrać wszystko co dało się zabrać z ziem poniemieckich i wywieźć do Związku Radzieckiego. W parę dni ogołocili miasto ze wszystkiego. Demontowali maszyny, urządzenia, całe fabryki, elektrownię, piekarnie, sklepy, wodociągi, a także rabowali wyposażenia domów i krzywdzili ludzi.
Wywieźli parę pociągów z samego Świebodzina- począwszy od maszyn a skończywszy na workach mąki. Odjechali nasi „wyzwoliciele” a miasto pozostało martwe: bez prądu, wody, chleba, fabryki i bez wszystkiego co potrzebne do życia. Ludzie zaczęli się stamtąd wynosić. Miasto pustoszało. Nie było ludzi, nie było pracy, nie było zbytu na sita, nie było co jeść.
Co robić? Trzeba szukać znów gdzie indziej. Wybrali WROCŁAW. Miasto było bardzo zburzone, ale duże.
9-po wojnie-ul. Świerczewskiego- w głębi pl. Kościuszki
Niestety to było już późno. Wszystkie co lepsze mieszkania w centrum zostały już dawno zajęte, reszta to były ruiny. Ludzie już zdążyli się tam zadomowić, tak jak Mrozowie w Świebodzinie.
Niełatwo było znaleźć nawet małe mieszkanie, a przecież mieli tak dużą rodzinę. Ktoś poradził, żeby pojechali na Sępolno. Już wtedy dojeżdżał tam tramwaj. Tam sytuacja wyglądała o wiele lepiej. Były jeszcze wolne domy.
Było to poniemieckie osiedle w kształcie orła- w większości szeregowych, piętrowych domów z ogródkami- z przodu i z tyłu.
10-Sępolno
Była to bardzo ładna i spokojna dzielnica. Zajęli mieszkanie w jednym z takich szeregowych domków przy ulicy Borelowskiego.
Było wolne tylko dlatego, że dom sąsiedni był całkowicie zburzony- była wyrwa w szeregu. Jedna ze ścian była bardzo cienka, bo miała być tylko ścianką działową, a stała się zewnętrzną i było tam bardzo zimno.
Z drugiej strony ulicy mieszkał Marek Hłasko- był o 3 lata młodszy od Bolka. Dzieci i młodzież z ulicy często spędzali wspólnie czas. W zimie ulica była pokryta ubitym, zmrożonym śniegiem i wszyscy jeździli tam na łyżwach własnej roboty.
Dziadkowie zaczęli się zagospodarowywać jeszcze raz od początku. Nie zrażali się trudnościami, byli twardzi i pracowici. Znów im się udało. Wyremontowali mieszkanie. Mieli duży pokój z nyżą- sypialnią i kuchnię na dole, a u góry były dwa pokoje i jeden malutki- Bolka, oraz łazienka.
W tym małym pokoiku ledwie mieściło się tylko łóżko i nocna szafka, a w nocy, w zimie, gdy Bolek sobie zostawiał szklankę wody, to rano był lód. Ale to było nieważne.
Znów byli razem, mieli dom, a Bolek nawet własny pokój- był szczęśliwy. Dziadek robił dalej sita, a babcia je sprzedawała w Hali Targowej. Dziadek całe życie był rzemieślnikiem, ale nie należał do cechu.
Dopiero we Wrocławiu stwierdził, ze dobrze by było mieć na starość emeryturę i ubezpieczenie zdrowotne. Do tej pory płacił za wszystko żywą gotówką. Zapisał się więc do cechu i płacił składki przez trzy lata. Niestety zmarł i babcia nie mogła mieć po nim żadnej renty, bo trzeba było należeć do cechu co najmniej pięć lat.
11-Hala Targowa we Wrocławiu- tutaj Anna miała swoje stoisko
Mieli też ogródek, który był jakby przedłużeniem mieszkania w lecie. Z kuchni wychodziło się do ogrodu, tam był stół, tam mogli jeść i przyjmować gości.
12-Rodzinny posiłek w ogródku na Sępolnie-widać wejście do kuchni
Był to dom bardzo otwarty i gościnny dla wszystkich. Typowa wschodnia gościnność- zawsze się znalazł kąt do spania dla przyjezdnych, przyjaciół, rodziny i zawsze każdy był przyjmowany serdecznie. Dziewczyny zaczęły przyprowadzać chłopców, były prywatki, potańcówki, spotkania towarzyskie. Dom tętnił życiem, śmiechem, młodością- dziadkom to nie przeszkadzało, lubili to. Córki wyuczyły się zawodu, poszły do pracy, wychodziły za mąż, zakładały własne rodziny.
Bolek studiował na politechnice. Brał udział w odbudowie i dyżurach chroniących mienie uczelni. Został inżynierem i dumą ojca. Matka nie bardzo przejęła się jego sukcesem. Miał nawet trochę o to żal. Gdy obronił dyplom i został inżynierem dumny przyszedł do domu . Pochwalił się mamie dyplomem, powiedział z radością :
- Skończyłem studia!- a mama nie odrywając się od zajęć gospodarskich, nawet okiem nie rzuciła na dyplom i szorstko powiedziała:
- No dobrze, przebierz się i poobieraj ziemniaki.- Żadnych oznak radości czy pochwały.
Za to dziadek Ferdynand nie posiadał się ze szczęścia, że jego ukochany syn- dziecko drobnego rzemieślnika został inżynierem.
Potem Bolek się ożenił i już pracując studiował dalej, aż obronił pracę magisterską. Został nie tylko inżynierem, ale i magistrem. Niestety dziadek Ferdynand już tego nie doczekał.
Pracował najpierw w odległej Warszawie, potem w Legnicy. Pierwszy angaż we Wrocławiu dostał biurze projektów w 1959 roku i pracował tam aż do emerytury.
Wybranką Bolesława została Władysława- również Kresowianka, też z Wołynia- z Nowomalina.
13-Kresowianie we Wrocławiu
Potem przyszło im jeszcze przeżywać stan wojenny. Bolesław udokumentował wiele scen z okna ich mieszkania na placu Kościuszki, oto jedno z nich:
14-Stan wojenny Wrocław pl. Kościuszki
W archiwach rodzinnych jest też zdjęcie z wizyty papieża we Wrocławiu zrobione przez Bolesława:
15-Papież na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu
Bolesław miał wiele pasji w życiu: praca, rodzina, majsterkowanie, rajdy piesze po górach, działka, fotografia, podróże. Żył aktywnie i ciekawie. Miał w sobie dużą dozę optymizmu i poczucia humoru.
Razem z Władysławą stworzyli prawdziwie kresowy dom we Wrocławiu. Drzwi mieszkania przy placu Kościuszki nigdy nie były zamknięte, sąsiedzi wchodzili nawet bez pukania. Ponadto każdy znajomy, czy rodzina gdy przyjeżdżali pociągiem do Wrocławia to pierwszym przystankiem było ich mieszkanie – zawsze otwarte, zawsze gościnne i z radosną atmosferą.
Powiecie:
- Cóż, to tylko zwykłe losy, żadnego bohaterstwa, żadnych mrożących krew w żyłach historii.
-Tak, to zwykła droga Kresowian- jedna z wielu. Łatwo się to teraz czyta, ale trzeba pamiętać losy wielu ludzi przesiedlonych w obce dla nich miejsca. Na początku kamienie Wrocławia wcale nie mówiły po polsku, jak to głosiła propaganda i ludziom było bardzo ciężko.
Bolesław zmarł w roku 2002 a Władysława w 2009.
Artykuł przeczytano 2649 razy