Polski cmentarz w Teheranie
Przypomnijmy z okazji listopadowej Polaków spoczywających na obcej ziemi - artykuł z 2015 roku
Z każdym grudniowym dniem co raz bardziej oddajemy się narastającej w nas magicznej atmosferze Świąt Bożego Narodzenia, czynimy sprawunki i zerkamy w okna oczekując na cudowną przemianę szarego, jesiennego krajobrazu w sielankowo piękny, jakże bajkowy zimowy obrazek pełen puszystej, śnieżnej bieli. Jest to również czas w którym popadamy w szaleństwo komercyjnych zakupów i jak ogłupiali biegamy w otępiałym amoku wymiatając trotuary galerii handlowych.
Spróbujmy jednak choć na chwilę wyhamować, przez moment zastanowić się nad cieknącym nam przez dłonie, niczym woda ulotnym czasem....
Ledwie wystygły znicze, które tak niedawno paliliśmy na grobach naszych bliskich, a już kurhany przyozdabiamy świerkowymi stroikami świątecznymi, by pamięć o naszych ukochanych towarzyszyła nam przy suto zastawionych stołach. Zanim dopełni się czas i zasiądę do uroczystej wieczerzy, zapraszam w krótką podróż w miejsce odległe a jakże bliskie każdemu rodakowi....
Październikowego dnia stanąłem wśród okalających mnie ceglanych murów cichej ulicy Teheranu.
Z każdym grudniowym dniem co raz bardziej oddajemy się narastającej w nas magicznej atmosferze Świąt Bożego Narodzenia, czynimy sprawunki i zerkamy w okna oczekując na cudowną przemianę szarego, jesiennego krajobrazu w sielankowo piękny, jakże bajkowy zimowy obrazek pełen puszystej, śnieżnej bieli. Jest to również czas w którym popadamy w szaleństwo komercyjnych zakupów i jak ogłupiali biegamy w otępiałym amoku wymiatając trotuary galerii handlowych.
Spróbujmy jednak choć na chwilę wyhamować, przez moment zastanowić się nad cieknącym nam przez dłonie, niczym woda ulotnym czasem....
Ledwie wystygły znicze, które tak niedawno paliliśmy na grobach naszych bliskich, a już kurhany przyozdabiamy świerkowymi stroikami świątecznymi, by pamięć o naszych ukochanych towarzyszyła nam przy suto zastawionych stołach. Zanim dopełni się czas i zasiądę do uroczystej wieczerzy, zapraszam w krótką podróż w miejsce odległe a jakże bliskie każdemu rodakowi....
Październikowego dnia stanąłem wśród okalających mnie ceglanych murów cichej ulicy Teheranu.
Odmiennej od tych tętniących życiem, pełnych gwaru, wszędobylskich motocykli i smogu irańskiej metropolii.
Było w tej ulicy coś eterycznego, jakaś skrywana tajemnica.....może to ze względu na zawodzący śpiew ptaków...tak rzadko słyszany wśród cywilizacyjnego turkotu, a może widok chrześcijańskich krzyży zdobiących zamknięte bramy okolicznych cmentarzy, tych prawosławnych i katolickich.
Proszę uwierzyć, że w dalekiej Islamskiej Republice Iranu widok krzyża czyni nie lada duchowe uniesienie, nawet u tak niepokornego wyznawcy jak ja. Stanąłem przed blaszaną furtą katolickiego cmentarza, przygodnie napotkany Irańczyk, który nas grzecznościowo przywiózł w to miejsce, nacisnął dzwonek.
Bramę otworzył administrator cmentarza i po kurtuazyjnej wymianie grzeczności, zapytał nas o narodowość. Usłyszawszy że ma do czynienia z obywatelami Lechistanu, wskazał polską kwaterę. Wejście do kwartału zdobi polskie godło z jednej i Virtuti Militari z drugiej strony, na środku placyku, pośród mogił stoi obelisk a na nim Orzeł Biały i wyryte słowa „Pamięci Wygnańców Polskich, którzy w drodze do ojczyzny w Bogu spoczęli na wieki 1942-1944”, wokół zaś 1937 grobów naszych rodaków których szczątki na zawsze spoczęły w obcej ziemi....poczułem, że jestem w Polsce.
To Żołnierze Tułacze, oraz cywile którym dane było ewakuować się do Iranu wraz z Armią gen. Andersa. Pozostawiając za sobą radziecką niewolę, umarli z wyczerpania i chorób w dalekiej Persji jako wolni ludzie. Rozejrzałem się wokół i stwierdziłem, że jest to najliczniejsza kwatera na tym cmentarzu, choć nie brakuje tam grobów czechosłowackich, włoskich, francuskich czy węgierskich. Serce w piersi zamarło, głos ugrzązł w gardle a po twarzy spłynęły łzy...
Irańczyk administrujący cmentarzem zrazu przyniósł stolik i przygotował poczęstunek złożony z kawy, herbaty, ciasta i ciastek, położył również szereg wydań książkowych dotyczących losów Polaków uchodźców z ZSRR, na końcu przyniósł księgę pamiątkową i listę nazwisk pochowanych.
Ten niecodzienny obyczaj był niezwykle miłym zaskoczeniem, mogliśmy w ciszy i skupieniu kontemplować pośród mogił polskich, wojenne losy naszych rodaków. Ten cmentarz nie miał w sobie nic z filmowej grozy, jawił się sielankowym parkiem zadumy, łączącym teraźniejszość z przeszłością. Chciałem przejść przed każdym z pochowanych, w ten sposób oddać należną im cześć. Dopiero teraz oczy moje zaczęły dostrzegać szczegóły...
Górne alejki były zarośnięte chaszczami przez które ciężko było się przebijać. Mijałem groby powojenne Polek które spotkawszy w Iranie bratnie dusze, rozpoczynały nowe życie na obczyźnie u boku perskich mężów. Daty śmierci przeróżne od lat czterdziestych do dziewięćdziesiątych.
Ostatni pochówek jaki rzucił mnie się w oczy przypadał na rok 1996....całkiem niedawno.
Tutaj pod rządami Pahlaviego, a obecnie w Islamskiej Republice Iranu, pozostali wierni wierze ojców i dziadów...czy byli od nas lepsi? Czy w naszym kraju przywiązanie do wiary ojców jest równie silne? Tak łatwo kpić z tradycji gdy nas jednakoż otacza ze wszystkich stron....po co?
Może dla podkreślenia wyimaginowanego indywidualizmu.....a może z poczucia zakompleksienia i niskiej samooceny potrzebującej dowartościowania przez „przyjaciela z zachodu”, poklepania po ramieniu i powiedzenia „teraz jesteś Europejczykiem”.....Pochówki prywatne pośród krzaków, niektóre z poodwracanymi literami łacińskiego alfabetu, inne z błędami...dziwić się...?
Przecież nawet te błędy służą tylko silniejszemu podkreśleniu poczucia polskości, wbrew wszystkiemu dookoła. Tam gdzieś daleko zamknięty PRL....ojcowizna, rodzina....Tutaj konieczność nowego życia. Tablice nagrobne, jak przystało na źródło historyczne, ukazują że życie toczyło się dalej....ktoś był dyrektorem banku w Teheranie. Kariery, upadki i wzloty.....
Kolejna z alejek rozpoczyna długie szeregi zmarłych w latach 1942-1944. Płyty nagrobkowe następują po sobie w regularnych odstępach. To groby „Tułaczy”, uwagę moją zwrócił statystyczny wiek zmarłych....
Nastolatkowie w służbie przygotowawczej zwani Junakami, siostry PCK, dziennikarze, księża.... urzędnicy państwowi z byłych kresów i najważniejsze....dzieci. Nasze polskie dzieci które częstokroć ojczyzny nie pamiętały, a wszystko czego w życiu zaznały to radziecki sybir i katorga. Tutaj w irańskiej ziemi bieleją ich kości i gardło ściska czytając pożegnalne słowa kochających rodziców wykute w kamieniu.
Podniosłość miejsca i chwili oraz wzruszenie to jedno, ale jest jeszcze inny aspekt o którym należy wspomnieć. Ilekroć przechodziłem pomiędzy grobami, zmuszony byłem podnosić z ziemi ukruszone i odpadłe części wykończenia pomników.
Nie jestem ekspertem budowlanym, ale jakość wykończenia pozostawia wiele do życzenia. Nie mam pojęcia ile czasu minęło od ostatniego remontu nekropolii, ale z całą pewnością był to czas zbyt długi.
O przebrzmiałym uroku tego miejsca świadczą pozostałości oczek wodnych, małych błękitnych fontann w których dziś składowana jest ścięta trawa. Niewątpliwie projekt cmentarza zawierał szereg walorów estetycznych, nie twierdzę również że wykonanie urągało godności miejsca, ale z całą pewnością czas jego świetności już dawno przeminął.
Według pracownika opiekującego się cmentarzem od dwóch pokoleń, dostaje on niewielkie dofinansowanie z polskiej i francuskiej ambasady, jednak suma o jakiej wspomniał (jeżeli nie minął się z prawdą) raczej nie należy do wysokich, biorąc pod uwagę fakt że z własnej kieszeni ponosi koszty związane z mediami.
Ciekawym natomiast jest, że zapytany przeze mnie dlaczego tak słabe jest oznakowanie prowadzące do cmentarza usłyszałem, że zwrócił się z tym do ambasady polskiej prosząc o propagowanie informacji w naszych przewodnikach jak również o oznakowanie teherańskich ulic....niestety prośba pozostała bez odpowiedzi.
Być może wynika to z wciąż nikłej frekwencji odwiedzających miejsce Polaków, choć zmienia się to na korzyść z każdym rokiem, a zaobserwować to możemy w księdze pamiątkowej, w której to nie brakuje emocjonalnych wpisów......a nawet kibicowskich „wlep”. Może nasi urzędnicy mają szereg ważniejszych spraw na głowie niźli pilnowanie podmurówek narodowych cmentarzy, a o takowych miejscach przypominają sobie tylko w czasie kurtuazyjnych wizyt związanych z położeniem symbolicznych wieńców......a skoro tak to wyzwólmy ich od tego „obowiązku”.....
Czy nie można zorganizować funduszu ratującego nasz cmentarz w Teheranie....ba może nawet inne polskie cmentarze w Iranie? Czy dałoby radę na wzór lwowskiej nekropolii zlecić wykonanie polskiej firmie budowlanej odrestaurowanie obiektu?
Czy potrafimy zorganizować takie przedsięwzięcie bez pośrednictwa urzędników i pomniejszych „cwaniaków moralnych nisz społecznych” dybiących na łatwy zarobek.....? W tym miejscu przypominam sobie anegdotę opowiadaną przez byłego powstańca warszawskiego którego nazwiska niestety nie pomnę.
Wspominał kapitulację powstańczej Warszawy, kiedy młodzi bojowcy w szyku - czwórkami wychodzili do niemieckiej niewoli. Ktoś z tłumu gapiów patrzących na prężne i dumne szeregi niepokonanych wykrzyknął zdejmując z głowy kapelusz....”Czego tak patrzycie....przecież oni zabierają nam nasze dzieci!”, tłum zawył z płaczu, a młodzi widząc taką reakcję zrazu stracili fason i sami roniąc łezkę już nie marszowym krokiem przemierzali zrujnowane ulice swego miasta.
A czy My zapominając o cmentarzach, nie tracimy pamięci o naszych dzieciach?
Pamiętajmy o NICH nim wpadniemy w kolejny owczy pęd świąteczno – komercyjnego obłędu.....
A zakończenie cmentarnej wizyty było bardzo trywialne....Grzecznie jak obyczaj każe podziękowaliśmy za poczęstunek, uiściliśmy symboliczną a dobrowolną opłatę równoważną 12 pln, a uczynny Irańczyk, wypuściwszy z klatki hodowane przez siebie ptaki, podwiózł nas swoim samochodem do najbliższej stacji metra.
Wraz z trzaskiem zamykającej się cmentarnej furty, ponownie rozpłynęliśmy się w cywilizacyjnym chaosie irańskiej stolicy.
Hugo Kostrzewa
Wejherowo 5.12.2015
Było w tej ulicy coś eterycznego, jakaś skrywana tajemnica.....może to ze względu na zawodzący śpiew ptaków...tak rzadko słyszany wśród cywilizacyjnego turkotu, a może widok chrześcijańskich krzyży zdobiących zamknięte bramy okolicznych cmentarzy, tych prawosławnych i katolickich.
Proszę uwierzyć, że w dalekiej Islamskiej Republice Iranu widok krzyża czyni nie lada duchowe uniesienie, nawet u tak niepokornego wyznawcy jak ja. Stanąłem przed blaszaną furtą katolickiego cmentarza, przygodnie napotkany Irańczyk, który nas grzecznościowo przywiózł w to miejsce, nacisnął dzwonek.
Bramę otworzył administrator cmentarza i po kurtuazyjnej wymianie grzeczności, zapytał nas o narodowość. Usłyszawszy że ma do czynienia z obywatelami Lechistanu, wskazał polską kwaterę. Wejście do kwartału zdobi polskie godło z jednej i Virtuti Militari z drugiej strony, na środku placyku, pośród mogił stoi obelisk a na nim Orzeł Biały i wyryte słowa „Pamięci Wygnańców Polskich, którzy w drodze do ojczyzny w Bogu spoczęli na wieki 1942-1944”, wokół zaś 1937 grobów naszych rodaków których szczątki na zawsze spoczęły w obcej ziemi....poczułem, że jestem w Polsce.
To Żołnierze Tułacze, oraz cywile którym dane było ewakuować się do Iranu wraz z Armią gen. Andersa. Pozostawiając za sobą radziecką niewolę, umarli z wyczerpania i chorób w dalekiej Persji jako wolni ludzie. Rozejrzałem się wokół i stwierdziłem, że jest to najliczniejsza kwatera na tym cmentarzu, choć nie brakuje tam grobów czechosłowackich, włoskich, francuskich czy węgierskich. Serce w piersi zamarło, głos ugrzązł w gardle a po twarzy spłynęły łzy...
Irańczyk administrujący cmentarzem zrazu przyniósł stolik i przygotował poczęstunek złożony z kawy, herbaty, ciasta i ciastek, położył również szereg wydań książkowych dotyczących losów Polaków uchodźców z ZSRR, na końcu przyniósł księgę pamiątkową i listę nazwisk pochowanych.
Ten niecodzienny obyczaj był niezwykle miłym zaskoczeniem, mogliśmy w ciszy i skupieniu kontemplować pośród mogił polskich, wojenne losy naszych rodaków. Ten cmentarz nie miał w sobie nic z filmowej grozy, jawił się sielankowym parkiem zadumy, łączącym teraźniejszość z przeszłością. Chciałem przejść przed każdym z pochowanych, w ten sposób oddać należną im cześć. Dopiero teraz oczy moje zaczęły dostrzegać szczegóły...
Górne alejki były zarośnięte chaszczami przez które ciężko było się przebijać. Mijałem groby powojenne Polek które spotkawszy w Iranie bratnie dusze, rozpoczynały nowe życie na obczyźnie u boku perskich mężów. Daty śmierci przeróżne od lat czterdziestych do dziewięćdziesiątych.
Ostatni pochówek jaki rzucił mnie się w oczy przypadał na rok 1996....całkiem niedawno.
Tutaj pod rządami Pahlaviego, a obecnie w Islamskiej Republice Iranu, pozostali wierni wierze ojców i dziadów...czy byli od nas lepsi? Czy w naszym kraju przywiązanie do wiary ojców jest równie silne? Tak łatwo kpić z tradycji gdy nas jednakoż otacza ze wszystkich stron....po co?
Może dla podkreślenia wyimaginowanego indywidualizmu.....a może z poczucia zakompleksienia i niskiej samooceny potrzebującej dowartościowania przez „przyjaciela z zachodu”, poklepania po ramieniu i powiedzenia „teraz jesteś Europejczykiem”.....Pochówki prywatne pośród krzaków, niektóre z poodwracanymi literami łacińskiego alfabetu, inne z błędami...dziwić się...?
Przecież nawet te błędy służą tylko silniejszemu podkreśleniu poczucia polskości, wbrew wszystkiemu dookoła. Tam gdzieś daleko zamknięty PRL....ojcowizna, rodzina....Tutaj konieczność nowego życia. Tablice nagrobne, jak przystało na źródło historyczne, ukazują że życie toczyło się dalej....ktoś był dyrektorem banku w Teheranie. Kariery, upadki i wzloty.....
Kolejna z alejek rozpoczyna długie szeregi zmarłych w latach 1942-1944. Płyty nagrobkowe następują po sobie w regularnych odstępach. To groby „Tułaczy”, uwagę moją zwrócił statystyczny wiek zmarłych....
Nastolatkowie w służbie przygotowawczej zwani Junakami, siostry PCK, dziennikarze, księża.... urzędnicy państwowi z byłych kresów i najważniejsze....dzieci. Nasze polskie dzieci które częstokroć ojczyzny nie pamiętały, a wszystko czego w życiu zaznały to radziecki sybir i katorga. Tutaj w irańskiej ziemi bieleją ich kości i gardło ściska czytając pożegnalne słowa kochających rodziców wykute w kamieniu.
Podniosłość miejsca i chwili oraz wzruszenie to jedno, ale jest jeszcze inny aspekt o którym należy wspomnieć. Ilekroć przechodziłem pomiędzy grobami, zmuszony byłem podnosić z ziemi ukruszone i odpadłe części wykończenia pomników.
Nie jestem ekspertem budowlanym, ale jakość wykończenia pozostawia wiele do życzenia. Nie mam pojęcia ile czasu minęło od ostatniego remontu nekropolii, ale z całą pewnością był to czas zbyt długi.
O przebrzmiałym uroku tego miejsca świadczą pozostałości oczek wodnych, małych błękitnych fontann w których dziś składowana jest ścięta trawa. Niewątpliwie projekt cmentarza zawierał szereg walorów estetycznych, nie twierdzę również że wykonanie urągało godności miejsca, ale z całą pewnością czas jego świetności już dawno przeminął.
Według pracownika opiekującego się cmentarzem od dwóch pokoleń, dostaje on niewielkie dofinansowanie z polskiej i francuskiej ambasady, jednak suma o jakiej wspomniał (jeżeli nie minął się z prawdą) raczej nie należy do wysokich, biorąc pod uwagę fakt że z własnej kieszeni ponosi koszty związane z mediami.
Ciekawym natomiast jest, że zapytany przeze mnie dlaczego tak słabe jest oznakowanie prowadzące do cmentarza usłyszałem, że zwrócił się z tym do ambasady polskiej prosząc o propagowanie informacji w naszych przewodnikach jak również o oznakowanie teherańskich ulic....niestety prośba pozostała bez odpowiedzi.
Być może wynika to z wciąż nikłej frekwencji odwiedzających miejsce Polaków, choć zmienia się to na korzyść z każdym rokiem, a zaobserwować to możemy w księdze pamiątkowej, w której to nie brakuje emocjonalnych wpisów......a nawet kibicowskich „wlep”. Może nasi urzędnicy mają szereg ważniejszych spraw na głowie niźli pilnowanie podmurówek narodowych cmentarzy, a o takowych miejscach przypominają sobie tylko w czasie kurtuazyjnych wizyt związanych z położeniem symbolicznych wieńców......a skoro tak to wyzwólmy ich od tego „obowiązku”.....
Czy nie można zorganizować funduszu ratującego nasz cmentarz w Teheranie....ba może nawet inne polskie cmentarze w Iranie? Czy dałoby radę na wzór lwowskiej nekropolii zlecić wykonanie polskiej firmie budowlanej odrestaurowanie obiektu?
Czy potrafimy zorganizować takie przedsięwzięcie bez pośrednictwa urzędników i pomniejszych „cwaniaków moralnych nisz społecznych” dybiących na łatwy zarobek.....? W tym miejscu przypominam sobie anegdotę opowiadaną przez byłego powstańca warszawskiego którego nazwiska niestety nie pomnę.
Wspominał kapitulację powstańczej Warszawy, kiedy młodzi bojowcy w szyku - czwórkami wychodzili do niemieckiej niewoli. Ktoś z tłumu gapiów patrzących na prężne i dumne szeregi niepokonanych wykrzyknął zdejmując z głowy kapelusz....”Czego tak patrzycie....przecież oni zabierają nam nasze dzieci!”, tłum zawył z płaczu, a młodzi widząc taką reakcję zrazu stracili fason i sami roniąc łezkę już nie marszowym krokiem przemierzali zrujnowane ulice swego miasta.
A czy My zapominając o cmentarzach, nie tracimy pamięci o naszych dzieciach?
Pamiętajmy o NICH nim wpadniemy w kolejny owczy pęd świąteczno – komercyjnego obłędu.....
A zakończenie cmentarnej wizyty było bardzo trywialne....Grzecznie jak obyczaj każe podziękowaliśmy za poczęstunek, uiściliśmy symboliczną a dobrowolną opłatę równoważną 12 pln, a uczynny Irańczyk, wypuściwszy z klatki hodowane przez siebie ptaki, podwiózł nas swoim samochodem do najbliższej stacji metra.
Wraz z trzaskiem zamykającej się cmentarnej furty, ponownie rozpłynęliśmy się w cywilizacyjnym chaosie irańskiej stolicy.
Hugo Kostrzewa
Wejherowo 5.12.2015
Artykuł przeczytano 3505 razy