Odgłosy Świątnik
Kresy wielonarodowe
Po raz pierwszy na doroczne spotkanie miłośników ziemi wołyńskiej do Świątnik na Dolnym Śląsku przyjechali goście z kilku europejskich krajów.
Organizatorzy nie kryli, że spotkaniem w takim międzynarodowym gronie chcieli przełamać kilka stereotypów na temat Kresów.
Po raz pierwszy na doroczne spotkanie miłośników ziemi wołyńskiej do Świątnik na Dolnym Śląsku przyjechali goście z kilku europejskich krajów.
Organizatorzy nie kryli, że spotkaniem w takim międzynarodowym gronie chcieli przełamać kilka stereotypów na temat Kresów.
Jerzy Rudnicki, prezes Towarzystwa Miłośników Kultury Kresowej, które od czterech lat organizuje spotkania, podkreślił, że jednym ze stereotypów jest przekonanie, iż na Kresach żyli przede wszystkim Polacy:
- Zapraszając miłośników Wołynia z innych krajów, chcieliśmy też przypomnieć, że Kresy to był tygiel wielokulturowy i wielonarodowy, bo mieszkali tam Polacy, Ukraińcy, ale też Żydzi, Ormianie, Holendrzy, Niemcy i Czesi. Chcieliśmy też przełamać stereotyp, że wspomnienie o Wołyniu to tylko pamięć o ludobójstwie - mówił dziennikarzom PAPu Rudnicki.
Dlatego na tegoroczne spotkanie przyjechali goście z Czech, Niemiec, Holandii. Dawni kresowianie i potomkowie ich rodzin, działacze stowarzyszeń miłośników ziemi wołyńskiej w swoich krajach. Przywieźli swoje wydawnictwa, pamiątki, zdjęcia, a nawet wystawy.
Podczas dwudniowego zjazdu rozmawiano m.in. o współpracy w ratowaniu pamięci i dziedzictwa dawnych Kresów.
W zjedzie uczestniczyli przedstawiciele stowarzyszenia Bug Holendry, potomkowie holenderskich luteran mieszkających na Wołyniu od XVII wieku.
Edward Buetow, założyciel Bug Holendry, nie krył wzruszenia, że mógł w Świątnikach spotkać się z innymi mieszkańcami Wołynia. - Dotąd przez wiele lat mieliśmy kontakt wyłącznie z konkretnymi osobami, najczęściej przez internet. Teraz będziemy mogli lepiej się zorganizować - powiedział Buetow.
Na Wołyniu mieszkał z rodzicami we wsi Sławatycze, gdzie 1 września 1939 r. poszedł do szkoły. - Długo nie chodziłem do polskiej szkoły, dlatego teraz tak słabo mówię po polsku, ale tak naprawdę myśmy się z kolegami na co dzień porozumiewali w wielu językach. Jednak nie było między nami niezgody. Wprost przeciwnie, bardzo się lubiliśmy - mówił Buetow.
Jego rodzinę jak i innych Holendrów z okolicznych miejscowości Niemcy przesiedlili potem w głąb III Rzeszy. - Moja młodsza siostra urodziła się w trakcie wojny już w Poznaniu, a ja teraz mieszkam w niemieckim Schwerinie. Jednak pamięć o Wołyniu i naszych holenderskich korzeniach nie umarła - dodał Buetow.
Stowarzyszenie Bug Holendry zrzesza 56 osób. Prowadzi stronę internetową, dokumentuje holenderskie ślady na Wołyniu, prowadzi działalność wydawniczą.
Szefowa czeskiego Stowarzyszenia Miłośników Wołynia Jaromira Nemcowa podkreśliła, że Wołyń w jej pamięci utkwił dzięki opowieściom matki.
- Byłam zbyt mała, by sama coś zapamiętać. Jednak nasi rodzice kultywowali swe wspomnienia tak mocno, że po osiedleniu się w sudeckiej niemieckiej wsi na cześć Czeskiego Malina na Wołyniu doprowadzili do zmiany nazwy swej miejscowości na Nowy Malin - powiedziała Nemcowa.
Czescy wołyniacy przywieźli do Świątnik wystawę o tragedii, która wydarzyła się w lipcu 1943 r. w Czeskim Malinie na Wołyniu. Zamordowano tam kilkaset mieszkańców z 98 rodzin.
- Zdajemy sobie sprawę, że w rzezi wołyńskiej Polaków zginęło znacznie więcej, aż kilkadziesiąt tysięcy. Jednak dla nas, Czechów, tragedia w Czeskim Malinie ma podobne znaczenie, bo jesteśmy małym narodem - powiedział dziennikarzom działacz czeskiego stowarzyszenia Josef Raszner.
Historyk z uniwersytetu w Brnie Jarosław Vaculik zaznaczył, że czescy osadnicy pojawili się na Wołyniu pod koniec XIX wieku. - Zamiast wyjeżdżać do Ameryki wybierali kierunek wschodni, bliższy im kulturowo i klimatycznie. Czescy osadnicy nie tworzyli hermetycznej społeczności, było wiele mieszanych małżeństw - powiedział Vaculik.
Dzięki nawiązaniu współpracy organizacje miłośników Wołynia z różnych krajów chcą wspólnie ubiegać się o dofinansowanie swoich przedsięwzięć z funduszy europejskich. Jednym z pierwszych zadań - jakie sobie stawiają - będzie objęcie opieką konserwatorską kulturowych pomników na Kresach oraz pomoc obecnym mieszkańcom tej ziemi.
Wydarzeniem zjazdu była konferencja naukowa pt. "Nasz Wołyń", na której omawiano wkład i dorobek poszczególnych narodów we wspólne dziedzictwo Kresów. Jednym z prelegentów był duszpasterz kresowian ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który mówił o roli Ormian.
- Uczestniczę w wielu takich zjazdach i spotkaniach kresowian. W Świątnikach jestem pierwszy raz i cieszę się, że mówi się tu tyle o tym pozytywnym, wielonarodowym bogactwie Kresów. Zabrakło może prelekcji o wkładzie Żydów.
A mówię to dlatego, że ostatnio mam wiele kontaktów z amerykańskimi Żydami i widzę, jakimi wielkimi są patriotami Kresów i kresowej Polski - powiedział PAP Isakowicz-Zaleski.
Odbyły się też wystawy tematyczne pod wspólnym tytułem „Wołyń i jego narody”, biesiady i festiwal piosenek kresowych. Wystąpiły zespoły folklorystyczne.
Podczas uroczystości religijnych poświęcono trzy obeliski upamiętniające ofiary ludobójstwa i żołnierzy Armii Krajowej. Dwa z nich, które przypominają o zamordowanych mieszkańcach kresowego Barysza i o walczących w 27. dywizji wołyńskiej AK, postawiono na cmentarzu w Świątnikach. Trzeci trafi do dawnego polskiego Ludwipola na Ukrainie, gdzie stanie na zlikwidowanym polskim cmentarzu katolickim.
Świątniki to miejscowość w okolicach Sobótki zamieszkana niemal w całości przez kresowian, którzy przywieźli ze Wschodu z miejscowości Niewirki obraz Matki Boskiej Bolesnej. Dlatego we wrześniu, gdy przypada odpust tej patronki, organizowany jest tam doroczny zjazd kresowian.
Towarzystwo Miłośników Kultury Kresowej powstało przed pięcioma laty i zajmuje się organizacją spotkań, zbieraniem wspomnień i dokumentacji na temat Kresów. Zbiera również fundusze na odnowienie polskich cmentarzy i pomników kultury na Kresach.
W wyniku przesiedleń z 1945 r. i późniejszych lat na Dolnym Śląsku zamieszkało kilkaset tysięcy Polaków z Wołynia i Galicji Wschodniej, znajdujących się w granicach II RP.
Roman Skiba, Polska Agencja Prasowa
Artykuł przeczytano 3266 razy