Pochodzimy z Sasowa z terenów dawnych Kresów Wschodnich - przypomnienie artykułu
Jan i Helena Pankiewicz z Domaszkowa - Kresowe historie członków TMKK Oddział Wołów. Przedstawiamy historię rodziny, która jak wiele innych przeżyła w swym życiu lepsze i gorsze chwile oraz burzliwe czasy II wojny światowej.
TMKK Oddział Wołów - historie członków Stowarzyszenia: Jan i Helena Pankiewicz z Domaszkowa opowiadają o swoich rodzinnych historiach.
W naszych szeregach mamy liczne ciekawe rodzinne relacje, historie, wspomnienia- prezentujemy jedną z nich.
Tym razem opowie nam o losach swoich bliskich p. Jan Pankiewicz urodzony w Rudni Kołtońskiej pod Sasowem
Z tych okolic pochodzi też Zbigniew Brzeziński- doradca prezydenta Cartera z USA. Rodzina Pankiewiczów ucierpiała z rąk banderowców i wielu z nich zostało zbitych przez UPA.
Pamiętam jak banderowcy mordowali Polaków w Hucie Werchobuskiej, Hucie Pieniackiej i Hucie Szklanej. Mieszkaliśmy przed wojną w Rudni Kotońskiej nieopodal Sasowa pod Złoczowem –opowiada p. Jan Pankiewicz.
Mordowali wkoło polskie wioski i palili zagrody. Kołtów mordowali w Boże Narodzenie 1944r, akurat dzieliliśmy się w domu opłatkiem-, kiedy ujrzeliśmy za oknem płonące zabudowania.
Pamiętam, że jak uciekaliśmy przed banderowcami do Sasowa to niosłem na plecach mojego kuzyna. Pamiętam, że do mnie policjanci ukraińscy strzelali. Musiałem powiedzieć im "Ojcze nasz" po ukraińsku i to uratowało moje życie.
A modlitwy nauczyłem się od ukraińskiego popa Łysko, który prowadził lekcje religii w mojej wiosce- gdzie mieszkało sporo rodzin Ukraińców. Moją mamie też chcieli zastrzelić, ale niektórzy ukraińscy mieszkańcy przypomnieli sobie, że kiedyś robiła ona wieńce kwiatowe do Cerkwi Greckokatolickiej i dlatego ją to ocaliło.
Pamiętam, że 3 polskich księży ponabijali banderowcy na śruby i powiesili ich razem na gałęziach przed Złoczowem. Wtedy heroizmem i bohaterstwem ze strony Polaka było nawet pochowanie zmarłych z rodziny, tak na nas banderowcy polowali.
Ludzie, którzy uciekli z Huty Pieniackiej opowiadali mi, że jak ich wioskę spalili to było piekło. Jak matka miała 3 dzieci to umierali w ogniu razem trzymając się za ręce.
Jak matka miała dziecko w kołysce – to później znajdowali te zwłoki matki przy tej kołysce z martwym zwęglonym dzieckiem.
Pamiętam, że ja też padałem przed nogi banderowców i prosiłem o życie, to tylko mnie ta modlitwa po ukraińsku uratowała i moją rodzinę. Banderowcom spodobało się, ze polskie dziecko potrafi ich modlitwę.
My tylko chcieliśmy przeżyć i wyjechać z Polski na tzw. Ziemie Odzyskane,. Tak trafiliśmy do Domaszkowa pod Wołowem.
Relacje spisał: Wojciech Orłowsk
Artykuł przeczytano 1211 razy