Janowa Dolina - 70 lat później
Piotr Apostolidis
Ostatniej jesieni na miejscu dawnej polskiej osady przykopalnianej Janowa Dolina (województwo wołyńskie, powiat kostopolski) byłem dwa razy.
Zdążyłem przed pierwszym śniegiem, który co roku jeszcze bardziej zaciera ślady istniejącego tu do 1943 roku polskiego osiedla założonego dla pracowników Państwowych Kamieniołomów Bazaltu. Podczas pierwszego pobytu towarzyszyła mi urodzona
w Janowej Dolinie Halina Kopacz.
Kiedy odwiedziłem to miejsce drugi raz, był ze mną Siergiej Anatoliewicz Martyniuk, urodzony tu już po II Wojnie Światowej.
Od 1945 roku to miejsce nazywa sie Bazaltowe. Pobliska kopalnia wciąż działa.
Ostatniej jesieni na miejscu dawnej polskiej osady przykopalnianej Janowa Dolina (województwo wołyńskie, powiat kostopolski) byłem dwa razy.
Zdążyłem przed pierwszym śniegiem, który co roku jeszcze bardziej zaciera ślady istniejącego tu do 1943 roku polskiego osiedla założonego dla pracowników Państwowych Kamieniołomów Bazaltu. Podczas pierwszego pobytu towarzyszyła mi urodzona
w Janowej Dolinie Halina Kopacz.
Kiedy odwiedziłem to miejsce drugi raz, był ze mną Siergiej Anatoliewicz Martyniuk, urodzony tu już po II Wojnie Światowej.
Od 1945 roku to miejsce nazywa sie Bazaltowe. Pobliska kopalnia wciąż działa.
Początki Janowej Doliny sięgają lat dwudziestych ubiegłego wieku. Wtedy to zapadła decyzja o budowie na prawym brzegu rzeki Horyń kopalni bazaltu. Ten cenny kruszec, używany głównie do budowy dróg, był w niewielkich ilościach wydobywany w tym miejscu jeszcze przez Rosjan w czasie zaborów.
Powstaniu nowych wyrobisk towarzyszyła budowa osiedla robotniczego, w którym znaleźli mieszkanie nie tylko górnicy z rodzinami, kadra inżynierska, dyrekcja oraz administracja kopalni, ale także kolejarze zaangażowani w transport kruszcu, drwale odpowiedzialni za pionierski wyrąb lasu i rozbudowę osiedla, jak również wszyscy inni, którzy świadczyli usługi mieszkańcom osady.
Osiedle było nowoczesne i pięknie wkomponowane w sosnowy las nad Horyniem. Janowa Dolina dzieliła los kopalni, a ta rozwijała się prężnie przez całe lata 30-ste XX wieku.
Stopniowo stawała się coraz bardziej samowystarczalna, zdobywając wszystkie atrybuty miasteczka. Nie zdążono tylko wybudować kościoła. Stała tu jedynie drewniana kaplica, a miejscowi na chrzty i śluby jeździli do kościoła parafialnego Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kostopolu.
Osada była schludna i zadbana. Nad ładem czuwał zarządca, który nie wahał się zwrócić uwagę, jeśli ktoś dopuścił się zaniedbań. Do takich należało między innymi wywieszenie zasłon innego koloru, aniżeli w sąsiednich oknach na tej samej ulicy, czy nienależyty porządek w przydomowym ogródku. Ulice nie miały nazw.
Oznaczone były kolejnymi literami alfabetu. Teren przed domami przeznaczony był na rabaty z kwiatami. Z tyłu można było mieć zabudowania gospodarcze i niewielkie uprawy. W Janowej Dolinie zarabiało się dobrze, więc ziemia miała raczej sprawiać przyjemność niż żywić. Chleb zapewniała tu kopalnia.
Szkic pamięciowy, oprac. Bogusław Soboń. Jedyną niedokładnością szkicu zdaje się być błędne zorientowanie mapy. Wskazany na niej kierunek północny jest w rzeczywistości kierunkiem wschodnim. Mapę należy czytać obracając ją o 45° zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Czerwoną przerywaną linią oznaczyłem granice dzisiejszego Bazaltowego.
Wszystko zmieniło się we wrześniu 1939 roku. W kolejnych latach kopalnia przechodziła z rąk do rąk, a mieszkańcy Janowej Doliny przestali być jej gospodarzami.
Jedni znikali na zawsze, a w ich miejsce pojawiali się inni, często mianowani przez kolejnych sprawujących tu zarząd okupantów.
Niestety najgorsze miało dopiero nadejść. W nocy z 22 na 23 kwietnia 1943 roku osiedle zostało niemal całkowicie spalone, a jego mieszkańcy wymordowani w ataku oddziałów UPA dowodzonych przez Iwana Łytwyńczuka.
To był ostatni dzień Janowej Doliny. Wkrótce miała się tu zacząć, trwająca po dziś dzień historia Bazaltowego.
Z Haliną Kopacz spotykam się pod kościołem Św. Apostołów Piotra i Pawła w podrównieńskim Zdołbunowie. Mimo późnej jesieni, jest piękny niedzielny poranek. Towarzyszy nam Aleksander Radica, komendant Hufca Wołyń działającego w strukturach Harcerstwa Polskiego na Ukrainie.
Kiedy kilka dni wcześniej dowiedział się ode mnie, że wybieram się do Bazaltowego, od razu zadzwonił do Pani Haliny. Halinka Holc urodziła się w 1937 roku w Janowej Dolinie. Jej matka – Polka z Sarn, spotkała swojego przyszłego męża - z pochodzenia Czecha z jednej z licznych czeskich kolonii na Wołyniu, w nowoutworzonych Państwowych Kamieniołomach Bazaltu w Janowej Dolinie na początku lat 30-ch.
Ojciec pracował na kolei, którą dojeżdżała do kopalni część pracowników oraz transportowano wydobyty surowiec. Mama prowadziła dom i opiekowała się dziećmi.
Dukt leśny wyznaczający trasę dawnej kolei wąskotorowej
Tory kolei wąskotorowej wyznaczały najkrótszą drogę z kopalni do położonego o kilkanaście kilometrów powiatowego Kostopola. Dziś nie ma już po nich śladu, ale zachował się w całości dukt leśny stanowiący dawną trasę kolei.
Z kopalni tory prowadziły prosto na wschód, w okolicach wsi Trubytsi odbijały lekko na południe przecinając dzisiejszą drogę Kostopol - Bazaltowe między wsią Ivanychi, a stanowiącą już przedmieścia Kostopola Korchivyą. Wagony wjeżdżały do miasta w miejscu dzisiejszego bulwaru Kripriakiewicza.
Tą samą drogą 23 kwietnia 1943 roku, nazajutrz po napadzie przez ukraińskich nacjonalistów na Janową Dolinę, nieliczni ocalali od pogromu mieszkańcy ewakuowali się do Kostopola. Była wśród nich rodzina Holców. Niestety nie w komplecie.
Piętrowe drewniane domy w Janowej Dolinie składały się z czterech mieszkań. Holcowie sąsiadowali na piętrze z rodziną, która podpisała Volkslistę. Kiedy rozpoczął się atak UPA, ich sąsiedzi w pośpiechu opuścili mieszkanie i skryli się w tzw. bloku, gdzie stacjonował oddział niemiecki. Na drzwiach pozostała tabliczka informująca o przynależności jego lokatorów do narodu niemieckiego. Holcowie zdążyli wbiec na górę i skryć się w opuszczonym mieszkaniu. Oddziały UPA nie atakowały, zachowujących całkowitą bierność tej nocy, niemieckich żołnierzy. Omijano również te domy, w których mieszkali Volsdeutsche.
Ojcu Halinki nie było jednak dane przeżyć tej feralnej nocy. Kiedy stał w oknie na piętrze wpatrując się w ogrom zniszczeń, został postrzelony w brzuch. Zmarł nad ranem z upływu krwi, kiedy dopalały się resztki osady.
Zatrzymujemy samochód pomiędzy rozciągającymi się po obu stronach drogi z Kostopola wyrobiskami bazaltu. Jedno z nich, zlokalizowane na zachód od szosy, jest częściowo zalane tworząc malownicze jeziorko o turkusowej barwie. To tutaj przed Wojną stały budynki dyrekcji Kopalni, elektrowni oraz garaże. Wyrobisko znajdujące się po przeciwnej stronie drogi jest wciąż eksploatowane i ciągnie się równolegle do niej w kierunku wsi Złaźne.
Przedwojenna kopalnia bazaltu w Janowej Dolinie znajdowała się w nieco innym miejscu. Wyrobiska zorientowane były, inaczej niż ma to miejsce dzisiaj, prostopadle do drogi Kostopol – Bazaltowe i były od niej nieco bardziej oddalone.
Starsze z nich jest obecnie zasypane tworząc charakterystyczny pagórek. Między porośniętą lasem hałdą, a polem uprawnym przylegającym do Bazaltowego od południa, znajduje się miejsce gdzie było drugie z eksploatowanych wyrobisk. Dziś jest całkowicie zalane wodą. Przed Wojną obydwa miejsca wydobywania bazaltu oddzielały tory kolei wąskotorowej.
Widok na przedwojenne wyrobiska: na dalszym planie zasypane
(wyrobisko nr 2 na mapie) na bliższym planie zalane (wyrobisko nr 1).
Pani Halina jest tu pierwszy raz od 69 lat. Mimo, że większość życia mieszkała w oddalonym o 70 kilometrów Zdołbunowie, nigdy nie odwiedziła miejsca gdzie przyszło jej spędzić trudne, bo przypadające na lata Wojny, dzieciństwo.
Stoimy na alei C, kiedyś dzielącej przedwojenną osadę niemal na dwie połowy, dziś zamykającą jedynie Bazaltowe od wschodu.
Współczesna murowane domy nie przypominają zupełnie drewnianej zabudowy Janowej Doliny. Pozostał tylko częściowo zachowany układ ulic.
Bazaltowe zajmuje niewiele ponad połowę powierzchni Janowej Doliny i ogranicza się do jej północno-zachodniej części.
Charakteryzuje się jednak gęstszą zabudową. Przedwojenne ulice były rozdzielone szerokimi pasami niewykarczowanego lasu, po którym dziś w samej osadzie nie ma śladu.
- Czuję jakbym była tu pierwszy raz w życiu.
Nie ma już tego miejsca, które opuściliśmy w 1943 roku. Jedyne, co wydaje mi się znajome, to ten charakterystyczny odgłos pracującej kopalni. Dobiega z południa i brzmi zupełnie tak samo jak przed siedemdziesięciu laty.
Na alei C, w miejscu gdzie kiedyś stała kaplica, znajduje się krzyż oraz płyta pamiątkowa poświęcona tragicznym wydarzeniom z kwietnia 1943 roku. Są zadbane. Przyjeżdżają tu ludzie nie tylko z Polski, ale także parafianie z Kostopola. Myją pomnik, kładą kwiaty i zapalają znicze.
Krzyż upamiętniający ofiary pacyfikacji osady w kwietniu 1943 roku
Dzisiaj znicz stawia tu również Halina Kopacz, która 70 lat temu mieszkała na alei A, nieopodal budynku szkoły.
Siergieja Martyniuka od zawsze interesowała przeszłość miejsca, w którym spędził dzieciństwo i młodość.
Obecnie wraz z żoną i dorosłymi dziećmi mieszka w Kostopolu. W Bazaltowym, na położonej najbliżej Horynia dawnej alei Z, wciąż stoi dom, w którym mieszka jego matka. Niski, murowany, jak większość budowanych tu po Wojnie.
Matka Siergieja przyjechała do Bazaltowego z rodzicami w 1946 roku, tutaj poznała swojego przyszłego męża i jak sama mówi, tutaj prawdopodobnie przyjdzie jej umrzeć.
Jej syn zna w okolicy każde drzewo i kępę trawy. Jesteśmy na alei C, tej samej, po której jakiś czas temu spacerowaliśmy z Panią Haliną Kopacz. Miejsce to ma szczególne znaczenie nie tylko ze względu na „polski” krzyż. Kiedy budowano nowe domy
w Bazaltowym, to właśnie tutaj zwożono nieliczne betonowe elementy pozostałe po dawnej zabudowie Janowej Doliny.
Porzucano je przy ostatniej drodze we wsi, którą w wyniku zmniejszenia się powierzchni osady stała się dawna aleja C.
Gdy Siergiej był dzieckiem, takich betonowych pozostałości domów było znacznie więcej niż dziś. Stanowiły ważny element krajobrazu dla bawiącej się w chowanego dzieciarni.
- To miejsce nas ciekawiło, ale i przerażało. Omijaliśmy je po zmroku. Tutaj duch dawnej osady był wyjątkowo obecny. Zawsze czułem, że to miejsce nie należy już do Bazaltowego.
Mimo upływu 70 lat, bez trudu odnajdujemy w przydrożnych krzakach części fundamentów, a nawet całe schody prowadzące kiedyś do jednego z domów. Wielu mieszkańców ma przy alei C swój symboliczny grób, mają go tu również domy dawnej osady.
Rytm życia w Janowej Dolinie wyznaczała kopalnia i sąsiadujący z wyrobiskiem duży plac. Było na nim boisko, sklep oraz
blok - długi parterowy budynek, łamany w kształcie litery U.
W środku mieściła się sala sportowo-bankietowa, sala kinowa, restauracja, kilka pokoi gościnnych oraz fryzjer.
Przed blokiem urządzono niewielki parking. Większość placu zajmowały klomby z kwiatami i stojące wśród nich ławki. Samochodów w Janowej Dolinie było niewiele, ale parking zapełniał się w letnie weekendy, kiedy do Janowej Doliny przyjeżdżali rządni odpoczynku na łonie natury mieszkańcy sąsiednich miast.
Żeby odszukać dziś to miejsce, trzeba z alei G wejść w młody las i kierować się w stronę zalanego polskiego wyrobiska. Już po kilkunastu metrach widoczna jest pod ściółką betonowa wylewka stanowiąca prawdopodobnie podłogę jednej z części bloku.
Oddalając się dalej od drogi, wchodzimy na ciągnące się aż do zbocza zalanego wyrobiska pole uprawne. W tym miejscu było kiedyś boisko, na którym lokalna drużyna piłkarska Strzelca Janowa Dolina rywalizowała o awans do Pierwszej Ligi.
Tak ważny dla osady, będący kiedyś centrum rozrywki i głównym miejscem spotkań plac, znajduje się poza zabudowaniami dzisiejszego Bazaltowego.
Na randki i niedzielne spacery mieszańcy osiedla chodzili nad rzekę albo przechadzali się aleją S. Aleja spacerowa stanowiła szeroką i długą promenadę przecinającą całą osadę. Nie stały przy niej żadne domy, zabroniony był też jakikolwiek ruch kołowy.
Dawna aleja spacerowa
Dziś dawna aleja S, choć dużo węższa niż przed Wojną, stanowi główną ulicę Bazaltowego. Niedaleko skrzyżowania z drogą Kostopol – Złaźne stoi przy niej duży sklep spożywczo-przemysłowy. Nieco dalej na placu kilka lat temu wzniesiono cerkiew.
Sąsiaduje z nią boisko do gry w piłkę. Idąc dalej w głąb osiedla, przecinamy dawną aleję B i mijamy zlokalizowaną w niewielkim budynku szkołę. Ta w Janowej Dolinie była znacznie większa i stała na początku alei spacerowej.
Po chwili docieramy do ostatniej w Bazaltowym alei C, tej przy której stoi „polski” krzyż i leżą porzucone resztki dawnych zabudowań.
Ostatnia droga, która czekała każdego mieszkańca Janowej Doliny, zaczynała się przy dawnej kaplicy. Następnie kondukt żałobny mógł iść prosto aleją C i na końcu skręcić w prawo. Można było iść też aleją D i wyjść od razu na skraju osiedla.
Tam, od ostatnich zabudowań do cmentarza pozostawał jeszcze kilometr przez las. Obecnie dawne miejsce pochówku oddalone jest od Bazaltowego o około dwa kilometry. Na końcu alei Z kierujemy się w głąb lasu drogą prowadzącą w kierunku wsi Trubytsi.
Po kilku minutach marszu Siergiej pokazuje po prawej stronie kilka pozarastanych krzakami i mchem grobów.
Pojedyncze ocalałe groby na polskim cmentarzu
Stary cmentarz nie jest zbyt łatwo dostępny, a po postawieniu przez potomków dawnych mieszkańców pamiątkowego pomnika bliżej centrum wsi, zdaje się popadać w jeszcze większe zapomnienie.
Parafianie z Kostopola mają w planach upamiętnić to miejsce tablicą informacyjną.
Na odbudowę cmentarza jest już niestety za późno. Stoimy chwilę nad jednym z grobów. Nad głowami szumi las, a z oddali dobiega charakterystyczny odgłos pracującej kopalni.
Wołyń 2012
Piotr Apostolidis
Powstaniu nowych wyrobisk towarzyszyła budowa osiedla robotniczego, w którym znaleźli mieszkanie nie tylko górnicy z rodzinami, kadra inżynierska, dyrekcja oraz administracja kopalni, ale także kolejarze zaangażowani w transport kruszcu, drwale odpowiedzialni za pionierski wyrąb lasu i rozbudowę osiedla, jak również wszyscy inni, którzy świadczyli usługi mieszkańcom osady.
Osiedle było nowoczesne i pięknie wkomponowane w sosnowy las nad Horyniem. Janowa Dolina dzieliła los kopalni, a ta rozwijała się prężnie przez całe lata 30-ste XX wieku.
Stopniowo stawała się coraz bardziej samowystarczalna, zdobywając wszystkie atrybuty miasteczka. Nie zdążono tylko wybudować kościoła. Stała tu jedynie drewniana kaplica, a miejscowi na chrzty i śluby jeździli do kościoła parafialnego Najświętszego Serca Pana Jezusa w Kostopolu.
Osada była schludna i zadbana. Nad ładem czuwał zarządca, który nie wahał się zwrócić uwagę, jeśli ktoś dopuścił się zaniedbań. Do takich należało między innymi wywieszenie zasłon innego koloru, aniżeli w sąsiednich oknach na tej samej ulicy, czy nienależyty porządek w przydomowym ogródku. Ulice nie miały nazw.
Oznaczone były kolejnymi literami alfabetu. Teren przed domami przeznaczony był na rabaty z kwiatami. Z tyłu można było mieć zabudowania gospodarcze i niewielkie uprawy. W Janowej Dolinie zarabiało się dobrze, więc ziemia miała raczej sprawiać przyjemność niż żywić. Chleb zapewniała tu kopalnia.
Szkic pamięciowy, oprac. Bogusław Soboń. Jedyną niedokładnością szkicu zdaje się być błędne zorientowanie mapy. Wskazany na niej kierunek północny jest w rzeczywistości kierunkiem wschodnim. Mapę należy czytać obracając ją o 45° zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Czerwoną przerywaną linią oznaczyłem granice dzisiejszego Bazaltowego.
Wszystko zmieniło się we wrześniu 1939 roku. W kolejnych latach kopalnia przechodziła z rąk do rąk, a mieszkańcy Janowej Doliny przestali być jej gospodarzami.
Jedni znikali na zawsze, a w ich miejsce pojawiali się inni, często mianowani przez kolejnych sprawujących tu zarząd okupantów.
Niestety najgorsze miało dopiero nadejść. W nocy z 22 na 23 kwietnia 1943 roku osiedle zostało niemal całkowicie spalone, a jego mieszkańcy wymordowani w ataku oddziałów UPA dowodzonych przez Iwana Łytwyńczuka.
To był ostatni dzień Janowej Doliny. Wkrótce miała się tu zacząć, trwająca po dziś dzień historia Bazaltowego.
Z Haliną Kopacz spotykam się pod kościołem Św. Apostołów Piotra i Pawła w podrównieńskim Zdołbunowie. Mimo późnej jesieni, jest piękny niedzielny poranek. Towarzyszy nam Aleksander Radica, komendant Hufca Wołyń działającego w strukturach Harcerstwa Polskiego na Ukrainie.
Kiedy kilka dni wcześniej dowiedział się ode mnie, że wybieram się do Bazaltowego, od razu zadzwonił do Pani Haliny. Halinka Holc urodziła się w 1937 roku w Janowej Dolinie. Jej matka – Polka z Sarn, spotkała swojego przyszłego męża - z pochodzenia Czecha z jednej z licznych czeskich kolonii na Wołyniu, w nowoutworzonych Państwowych Kamieniołomach Bazaltu w Janowej Dolinie na początku lat 30-ch.
Ojciec pracował na kolei, którą dojeżdżała do kopalni część pracowników oraz transportowano wydobyty surowiec. Mama prowadziła dom i opiekowała się dziećmi.
Dukt leśny wyznaczający trasę dawnej kolei wąskotorowej
Tory kolei wąskotorowej wyznaczały najkrótszą drogę z kopalni do położonego o kilkanaście kilometrów powiatowego Kostopola. Dziś nie ma już po nich śladu, ale zachował się w całości dukt leśny stanowiący dawną trasę kolei.
Z kopalni tory prowadziły prosto na wschód, w okolicach wsi Trubytsi odbijały lekko na południe przecinając dzisiejszą drogę Kostopol - Bazaltowe między wsią Ivanychi, a stanowiącą już przedmieścia Kostopola Korchivyą. Wagony wjeżdżały do miasta w miejscu dzisiejszego bulwaru Kripriakiewicza.
Tą samą drogą 23 kwietnia 1943 roku, nazajutrz po napadzie przez ukraińskich nacjonalistów na Janową Dolinę, nieliczni ocalali od pogromu mieszkańcy ewakuowali się do Kostopola. Była wśród nich rodzina Holców. Niestety nie w komplecie.
Piętrowe drewniane domy w Janowej Dolinie składały się z czterech mieszkań. Holcowie sąsiadowali na piętrze z rodziną, która podpisała Volkslistę. Kiedy rozpoczął się atak UPA, ich sąsiedzi w pośpiechu opuścili mieszkanie i skryli się w tzw. bloku, gdzie stacjonował oddział niemiecki. Na drzwiach pozostała tabliczka informująca o przynależności jego lokatorów do narodu niemieckiego. Holcowie zdążyli wbiec na górę i skryć się w opuszczonym mieszkaniu. Oddziały UPA nie atakowały, zachowujących całkowitą bierność tej nocy, niemieckich żołnierzy. Omijano również te domy, w których mieszkali Volsdeutsche.
Ojcu Halinki nie było jednak dane przeżyć tej feralnej nocy. Kiedy stał w oknie na piętrze wpatrując się w ogrom zniszczeń, został postrzelony w brzuch. Zmarł nad ranem z upływu krwi, kiedy dopalały się resztki osady.
Zatrzymujemy samochód pomiędzy rozciągającymi się po obu stronach drogi z Kostopola wyrobiskami bazaltu. Jedno z nich, zlokalizowane na zachód od szosy, jest częściowo zalane tworząc malownicze jeziorko o turkusowej barwie. To tutaj przed Wojną stały budynki dyrekcji Kopalni, elektrowni oraz garaże. Wyrobisko znajdujące się po przeciwnej stronie drogi jest wciąż eksploatowane i ciągnie się równolegle do niej w kierunku wsi Złaźne.
Przedwojenna kopalnia bazaltu w Janowej Dolinie znajdowała się w nieco innym miejscu. Wyrobiska zorientowane były, inaczej niż ma to miejsce dzisiaj, prostopadle do drogi Kostopol – Bazaltowe i były od niej nieco bardziej oddalone.
Starsze z nich jest obecnie zasypane tworząc charakterystyczny pagórek. Między porośniętą lasem hałdą, a polem uprawnym przylegającym do Bazaltowego od południa, znajduje się miejsce gdzie było drugie z eksploatowanych wyrobisk. Dziś jest całkowicie zalane wodą. Przed Wojną obydwa miejsca wydobywania bazaltu oddzielały tory kolei wąskotorowej.
Widok na przedwojenne wyrobiska: na dalszym planie zasypane
(wyrobisko nr 2 na mapie) na bliższym planie zalane (wyrobisko nr 1).
Pani Halina jest tu pierwszy raz od 69 lat. Mimo, że większość życia mieszkała w oddalonym o 70 kilometrów Zdołbunowie, nigdy nie odwiedziła miejsca gdzie przyszło jej spędzić trudne, bo przypadające na lata Wojny, dzieciństwo.
Stoimy na alei C, kiedyś dzielącej przedwojenną osadę niemal na dwie połowy, dziś zamykającą jedynie Bazaltowe od wschodu.
Współczesna murowane domy nie przypominają zupełnie drewnianej zabudowy Janowej Doliny. Pozostał tylko częściowo zachowany układ ulic.
Bazaltowe zajmuje niewiele ponad połowę powierzchni Janowej Doliny i ogranicza się do jej północno-zachodniej części.
Charakteryzuje się jednak gęstszą zabudową. Przedwojenne ulice były rozdzielone szerokimi pasami niewykarczowanego lasu, po którym dziś w samej osadzie nie ma śladu.
- Czuję jakbym była tu pierwszy raz w życiu.
Nie ma już tego miejsca, które opuściliśmy w 1943 roku. Jedyne, co wydaje mi się znajome, to ten charakterystyczny odgłos pracującej kopalni. Dobiega z południa i brzmi zupełnie tak samo jak przed siedemdziesięciu laty.
Na alei C, w miejscu gdzie kiedyś stała kaplica, znajduje się krzyż oraz płyta pamiątkowa poświęcona tragicznym wydarzeniom z kwietnia 1943 roku. Są zadbane. Przyjeżdżają tu ludzie nie tylko z Polski, ale także parafianie z Kostopola. Myją pomnik, kładą kwiaty i zapalają znicze.
Krzyż upamiętniający ofiary pacyfikacji osady w kwietniu 1943 roku
Dzisiaj znicz stawia tu również Halina Kopacz, która 70 lat temu mieszkała na alei A, nieopodal budynku szkoły.
Siergieja Martyniuka od zawsze interesowała przeszłość miejsca, w którym spędził dzieciństwo i młodość.
Obecnie wraz z żoną i dorosłymi dziećmi mieszka w Kostopolu. W Bazaltowym, na położonej najbliżej Horynia dawnej alei Z, wciąż stoi dom, w którym mieszka jego matka. Niski, murowany, jak większość budowanych tu po Wojnie.
Matka Siergieja przyjechała do Bazaltowego z rodzicami w 1946 roku, tutaj poznała swojego przyszłego męża i jak sama mówi, tutaj prawdopodobnie przyjdzie jej umrzeć.
Jej syn zna w okolicy każde drzewo i kępę trawy. Jesteśmy na alei C, tej samej, po której jakiś czas temu spacerowaliśmy z Panią Haliną Kopacz. Miejsce to ma szczególne znaczenie nie tylko ze względu na „polski” krzyż. Kiedy budowano nowe domy
w Bazaltowym, to właśnie tutaj zwożono nieliczne betonowe elementy pozostałe po dawnej zabudowie Janowej Doliny.
Betonowe elementy domów przy alei C
Porzucano je przy ostatniej drodze we wsi, którą w wyniku zmniejszenia się powierzchni osady stała się dawna aleja C.
Gdy Siergiej był dzieckiem, takich betonowych pozostałości domów było znacznie więcej niż dziś. Stanowiły ważny element krajobrazu dla bawiącej się w chowanego dzieciarni.
- To miejsce nas ciekawiło, ale i przerażało. Omijaliśmy je po zmroku. Tutaj duch dawnej osady był wyjątkowo obecny. Zawsze czułem, że to miejsce nie należy już do Bazaltowego.
Mimo upływu 70 lat, bez trudu odnajdujemy w przydrożnych krzakach części fundamentów, a nawet całe schody prowadzące kiedyś do jednego z domów. Wielu mieszkańców ma przy alei C swój symboliczny grób, mają go tu również domy dawnej osady.
Rytm życia w Janowej Dolinie wyznaczała kopalnia i sąsiadujący z wyrobiskiem duży plac. Było na nim boisko, sklep oraz
blok - długi parterowy budynek, łamany w kształcie litery U.
Kiedyś centralny plac Janowej Doliny
W środku mieściła się sala sportowo-bankietowa, sala kinowa, restauracja, kilka pokoi gościnnych oraz fryzjer.
Przed blokiem urządzono niewielki parking. Większość placu zajmowały klomby z kwiatami i stojące wśród nich ławki. Samochodów w Janowej Dolinie było niewiele, ale parking zapełniał się w letnie weekendy, kiedy do Janowej Doliny przyjeżdżali rządni odpoczynku na łonie natury mieszkańcy sąsiednich miast.
Żeby odszukać dziś to miejsce, trzeba z alei G wejść w młody las i kierować się w stronę zalanego polskiego wyrobiska. Już po kilkunastu metrach widoczna jest pod ściółką betonowa wylewka stanowiąca prawdopodobnie podłogę jednej z części bloku.
Oddalając się dalej od drogi, wchodzimy na ciągnące się aż do zbocza zalanego wyrobiska pole uprawne. W tym miejscu było kiedyś boisko, na którym lokalna drużyna piłkarska Strzelca Janowa Dolina rywalizowała o awans do Pierwszej Ligi.
Tak ważny dla osady, będący kiedyś centrum rozrywki i głównym miejscem spotkań plac, znajduje się poza zabudowaniami dzisiejszego Bazaltowego.
Na randki i niedzielne spacery mieszańcy osiedla chodzili nad rzekę albo przechadzali się aleją S. Aleja spacerowa stanowiła szeroką i długą promenadę przecinającą całą osadę. Nie stały przy niej żadne domy, zabroniony był też jakikolwiek ruch kołowy.
Dawna aleja spacerowa
Dziś dawna aleja S, choć dużo węższa niż przed Wojną, stanowi główną ulicę Bazaltowego. Niedaleko skrzyżowania z drogą Kostopol – Złaźne stoi przy niej duży sklep spożywczo-przemysłowy. Nieco dalej na placu kilka lat temu wzniesiono cerkiew.
Sąsiaduje z nią boisko do gry w piłkę. Idąc dalej w głąb osiedla, przecinamy dawną aleję B i mijamy zlokalizowaną w niewielkim budynku szkołę. Ta w Janowej Dolinie była znacznie większa i stała na początku alei spacerowej.
Po chwili docieramy do ostatniej w Bazaltowym alei C, tej przy której stoi „polski” krzyż i leżą porzucone resztki dawnych zabudowań.
Ostatnia droga, która czekała każdego mieszkańca Janowej Doliny, zaczynała się przy dawnej kaplicy. Następnie kondukt żałobny mógł iść prosto aleją C i na końcu skręcić w prawo. Można było iść też aleją D i wyjść od razu na skraju osiedla.
Tam, od ostatnich zabudowań do cmentarza pozostawał jeszcze kilometr przez las. Obecnie dawne miejsce pochówku oddalone jest od Bazaltowego o około dwa kilometry. Na końcu alei Z kierujemy się w głąb lasu drogą prowadzącą w kierunku wsi Trubytsi.
Po kilku minutach marszu Siergiej pokazuje po prawej stronie kilka pozarastanych krzakami i mchem grobów.
Pojedyncze ocalałe groby na polskim cmentarzu
Stary cmentarz nie jest zbyt łatwo dostępny, a po postawieniu przez potomków dawnych mieszkańców pamiątkowego pomnika bliżej centrum wsi, zdaje się popadać w jeszcze większe zapomnienie.
Parafianie z Kostopola mają w planach upamiętnić to miejsce tablicą informacyjną.
Na odbudowę cmentarza jest już niestety za późno. Stoimy chwilę nad jednym z grobów. Nad głowami szumi las, a z oddali dobiega charakterystyczny odgłos pracującej kopalni.
Wołyń 2012
Piotr Apostolidis
Artykuł przeczytano 14120 razy