Święta wśród Polaków na Wschodzie 2010
Fot1. Miejsca w które dotarły paczki świąteczne dla Polaków na dzisiejszej Ukrainie, dawnych Kresach Rzeczpospolitej
I tak jest po dziś dzień. Ci którzy trafiają na Kresy powtarzają z uśmiechem, że "Kresy to nie tylko miejsce, to choroba zaraźliwa i na dodatek nieuleczalna, lecz nigdy nie chcieliby się z niej leczyć". To nie tylko zabytki niesamowitej kultury przedmurza chrześcijaństwa, miejsca otoczone legendą i nazwy znane ze szkolnych podręczników, czy miejsca pachnące domowym chlebem i opowieściami z dzieciństwa. W grudniu to przede wszystkim wspaniali ludzie tworzący kulturę dzisiejszych Kresów, ludzie których życie jest opowieścią gotową do napisania niejednej powieści ,czy nakręcenia filmu. To z myślą przede wszystkim o nich organizowana jest akcja "Świateczne dary dla Polaków na Wschodzie". Sercem tegorocznej akcji był Dolnośląski Kurator Oświaty- pani Beata Pawłowicz oraz Szefowa Studia Wschód przy TVP 3 - pani Grażyna Orłowska-Sondej.
Zanim wyruszyliśmy na Wschód drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia, przez blisko miesiąc trwały przygotowania. Te najważniejsze odbywały się przede wszystkim w niezliczonych dolnośląskich i opolskich szkołach. Zebrano w nich ok. 10 ton materiałów spożywczych. Wszystkie trafiły dzięki pomocy Mariana i Danuty Światowskich do magazynów na ul. Karkonoskiej. tam też rozpoczęły się żmudne przygotowania paczek świątecznych, osobno dla dzieci i dorosłych. Tymi działaniami zajmowali się głównie nauczyciele z uczniami. Warto zauważyć, że działo się to wszystko w czasie , gdy większość z nas zajmowała się przygotowaniami rodzinnego domu do Świąt. Tymi nauczycielami byli Beata i Leszek Sobczyńscy z Gimnazjum z Łagiewnik oraz Daria Nowak z Zespołu Szkół Ponadpodstawowych w Oławie.

Wyjazd z prezentami rozpoczynamy spod siedziby TVP3 we Wrocławiu przy ul. Karkonoskiej trzema autami- busem z ekipą TVP3 z red. Grażyną Orłowską-Sondej na czele, busem z gminy Żórawina, z dyrektorem tamtejszego gimnazjum p. Zuzanną Hauzą oraz ciężarówką państwa Światowskich. Oczywiście, ruszamy wieczoremw drugi dzień Świąt, gdy większość z naszych znajomych jest jeszcze w domach rodzinnych.
Trasę z Wrocławia do Lwowa pokonujemy w 12 godzin. Granicę przekraczamy standardowo; 3 godziny oczekiwania na łaskę bądź niełaskę służb pogranicznych. Ci którzy jadą po raz pierwszy zadają pytania o rok 2012 i rozgrywane w Polsce i na Ukrainie Mistrzostwa Europy. Dla nich to niewyobrażalne, żeby tysiące kibiców tłoczyły się na przejściu pieszym, czy oczekiwali godzinami na przejściu samochodowym. Zobaczymy co czas pokaże.
Na ziemi lwowskiej wita nas spory śnieg i mróz. Pierwsze miejsce na naszej trasie to Polskie Radio Lwów, gdzie razem z wiernymi słuchaczami wita nas red. Anna Gordijewska. Wita nas także napis po polsku-„ul. Badeniego”zachowany w jednej z bram. Paczki, które wręczają wolontariusze dla wielu z obdarowanych są znakiem, że na Dolnym Śląsku pamiętamy i pamiętać będziemy o mieście Zawsze Wiernemu. Z rozmów łatwo wyczuć, że lwowiacy chcą podzielić się z nami ogromną ilością informacji; o Karcie Polaka, o odwiedzającej Leopolis młodzieży, o historii, tej wielkiej i tej małej..
Wieczorem wyjeżdżamy na południowy-wschód od Lwowa do miejscowości Nowy Rozdół.
Nowy Rozdół - to najmłodsze miasto województwa lwowskiego liczące 42 tys.ludności. Na jego terenie mieszka dużo osób polskiej narodowości, znajduje się tu też wiele miejsc historycznych, które w ten czy inny sposób są związane z Polską. Najważniejszym jednak miejscem tętniącym kulturą polską jest szkoła języka polskiego.
Uczniowie specjalnie dla nas przygotowali tradycyjne jasełka oraz pokaz tańców narodowych oraz współczesnych.
"Chmielnik"
Po dawnym zamku pozostały jego fragmenty. Lepiej miasto znane jest z urodzin w pobliskiej Kuryłówce Józefa Ignacego Paderewskiego, pierwszego premiera Odrodzonej Rzeczpospolitej.
Informuje o tym tablica wmurowana w ścianę tutejszego kościoła parafialnego. W samym Chmielnku mieszka ok 5 tysięcy Polaków, z czego ponad 100 uczęszcza do niedzielnej szkoły polskiej.
O potrzebach można pisać długo. Zadziwia jednak brak nowoczesnych elementarzy, czy srodków audiowizualnych do nauki języka ojczystego.
Obiecujemy, że poszukamy w kraju i jak najszybciej dostarczymy.
"Połonne"
Przy ujściu Chomorca do Chomora, nad wielkim stawem, uformowanym z rozlewu rzeki, leży Połonne i Hamernia. Jak pisał Urbański „odezwały się, zresztą ku obronie, klasztory obu porządków. Odezwał się Starokonstantynów, Żytomierz, Torczyn katolicki. Odezwał się Włodzimierz, Dermań, Poczajów unicki. Taka rzeczy koleją powstał również zamek w Połonnem nad Chomorcem”. Kościół i klasztor istnieją nieprzerwanie od 1607 r. o czym informuje napis nad wejściem do kościoła. Dziś jest własnością franciszkanów (OFM). Dziś w Połonnem mieszka ok. 4-5 tys osób przyznających się do narodowości polskiej. Spora część z mieszkających tutaj Polaków, często doświadczonych losem "pierwszego narodu ukaranego", mówi o sobie z uśmiechem; "my, Polaki, no kazachstańcy, ze zsyłki".
"Aleksandrówka k. Starokonstantynowa"
Mieszkańcy Aleksandrówki w okolicy nazywani są Mazurami.
Mazur to dawne określenie mieszkańca Mazowsza. Na Litwie i Rusi pojęcie to rozciągnięto na przybyszów z ziem etnicznie Polskich w ogóle. Zatem w kontekście ukraińskim 'Mazur' to tyle co chłop-katolik, mówiący po polsku - dla odróżnienia od chłopa miejscowego, prawosławnego i mówiącego po rusku. W tym znaczeniu używała tego pojęcia ludność litewska i ruska, a także miejscowa szlachta.Tacy 'Mazurzy' nie musieli mieć nic wspólnego z Mazowszem.
Ci z Aleksandrówki, akurat znają świetnie historię powstania własnej wsi- którą mieli założyć bracia Kozak, którzy z kolei mieli pochodzić spod Chmielnickiego, ze wsi Maćkowce i Szaraweczka na Ukrainie. "Mazowsze? Co to jest? A gdzie?" Pytanie powtarza się za każdym razem, gdy przyjeżdżają do wsi Polacy.
W każdym z domów jesteśmy traktowani jak najbliższa rodzina, słuchamy o rodzinnych szczęściach i smutkach, które miały miejsce w mijającym roku. Jednak widok dwu przerażonych staruszek śpiących w jednym domu ze wzgledu na strach o własne życie wzrusza wyjątkowo. Dodatkowo, kiedy obie na nasz widok płaczą ze szczęścia się i nie opuszczają , aż do naszego wyjazdu ze wsi.
Fot 10. Aleksandrówka k. Starokonstantynowa. Wieś zamieszkana przez Mazurów, którzy nigdy nie słyszeli o Mazowszu. Wieś powoli wymierająca, wszyscy jej mieszkańcy to emeryci. Namacalnie mogliśmy odczuć jak bardzo na Nas oczekiwano.
"Tłumacz"
Tłumacz to niewielkie miasto na południowy-wschód od Stanisławowa (dzisiejszego Iwano-frankowska). Jedziemy tam prosto z Nowego Rozdołu. W zimowych warunkach jazda trwa dwukrotnie dłużej niż latem. Do miasteczka docieramy już po zmroku. Miasto jest przepięknie oświetlone na Nowy Rok, zwracają też na siebie uwagę liczne dekoracje świateczne.Tuż obok tego rozświetlonego i radosnego centrum mieszka pani Józefa Moczulska. Jej dom to dawna stajnia. W jego/jej wnętrzu stoją zachowane detale z kościoła katolickiego w Tłumaczu: figura Najświętszej Marii Panny, obrazy, krucyfiks. Dom właściwie nie ma ścian. Nie posiada też wody bieżącej- zbiera ją do wiader z płynącej z dachu deszczówki. Zimą jest jej kompletnie pozbawiona.Od państwa ukraińskiego otrzymuje ok.150 zł emerytury. Wystarcza jej to jedynie na codzienny bochenek chleba. Reszta to nasze dary,Straszny jest widok tej staruszki na tle rozświetlonych choinek, świątecznych dekoracji, radosnych ludzi idących z zakupami..
Nasuwa się myśl, że Wigilia i Betlejem może być zawsze na wyciągnięcie ręki.
Mojej i Twojej.

Fot 11. Tłumacz k. Stanisławowa. W tej wsi w strasznych warunkach mieszka Polka, jedna z ostatnich w tym mieście.
Żytomierz
Spotkanie w katedrze św Zofii przebiega w niecodziennej atmosferze. To nie tylko bardzo duża grupa artystów wykonujących staropolskie kolędy i pastorałki, artyści reprezentujący wszystkie grupy wiekowe, czy legendarny ks.bp Jozef Purwiński. Najważniejsza była jednak przepiękna, prawdziwie bożonarodzeniowa atmosfera. Atmosfera, którą tworzyło nie tylko piękne wnętrze, wspaniałe wykonania, ale przede wszystkim...brak światła elektrycznego. Całość więc uzupełniły przywiezione przez nas bożonarodzeniowe świece i ich blask.
Fot.12 Wnętrze katedry św Zofii w trakcie koncertu bożonrodzeniowego.
Wolica k.Urmania
Brzeżany
Pani Anastazja, jej córka Hania i syn Wasia są ostatnimi, których odwiedzamy w 2010 roku.
Czas wracać do domu.

tekst Jerzy Rudnicki, zdjęcia Jerzy Rudnicki i Ryszard Zaremba