O pamięci która daje siłę
„Hej, rubieże dalekie Rzeczypospolitej, hej, kresy ciche, puste, zdławione,
wyludnione, wymordowane, wysiedlone, zamarłe dla szpiegowskiego oka
triumfującego łupieżcy—kata, kordonami bagnetów i ziemskiej mocy, dokumentami
rządów potężnych i kongresów od Macierzy oddarte i z kart wykreślone!”
W roku powstania styczniowego nie można nie wspomnieć o jego wpływie na pokolenie które odzyska Niepodległą. O pamięci która dała siłę kolejnemu pokoleniu.
Właśnie taki obraz taki kreśli w swojej powieści „Lato leśnych ludzi” Maria Rodziewiczówna. Ci którzy interesują się literackim obrazem Kresów Wschodnich muszą sięgnąć po tą książkę. Wydaje się, że jest to książka jakich wiele; z pewnością z powodu objętości skierowanej do młodych ludzi na wakacjach u dziadków i nie wiedzących co ze sobą począć w deszczową pogodę. Na dodatek Maria Rodziewiczówna, autorka dla ckliwych babć? A jednak..
Zarys fabuły jest dość prosty: młodzieniaszek któremu zaszumiała krew w wielkim mieście zostaje wyekspediowany do wuja w jakieś dziwne ostępy leśne gdzie ma stać się mężczyzną. Rzecz jasna staje się lecz po drodze staje się przede wszystkim człowiekiem i Polakiem.
Mimo ze nigdzie nie pada gdzie rozgrywa się akcja możemy być pewni ze jest to teren Polesia. Polesia pełnego tajemnic lasu i tajemnic ludzi tam mieszkających. Również co do czasu nie możemy być pewni. Z pewnością jest to dobrych kilkanaście lat po powstaniu styczniowym, bo pamięć jeszcze jest zbyt świeża i zbyt dokładna.
Tak plastyczny opis ziemi poleskiej jak u Rodziewiczówny nie jest łatwo znaleźć. Dlaczego? Bo to książka pisana z serca, którą pisze ta która tutaj się urodziła i zakochała w tej ziemi. Jej miłość czuć na każdej stronie powieści.
Co zmienia młodego człowieka?
Ludzie z którymi się spotyka i historia tej ziemi. Historia o której nie można głośno mówić, lecz można jej dotknąć. Historia która wypełnia wszystko i wszystkich tam mieszkających.
Fascynujący jest obraz zaginionych i zagubionych w ostępach leśnych mogił powstańczych, sztandaru oddziału powstańczego i oczekiwania na głos który obudzi wszystkich i wezwie do kolejnego zrywu o Rzeczpospolitą. Dla bohaterów to właśnie odkrycie własnej tożsamości stanie się najważniejsze.
Opis Polesia jest właśnie opisem tych dwóch rzeczywistości tej teraźniejszej i tej która odeszła z tymi którzy na glos trąbki powstańczej wstali i poszli..
Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić wszystkich do spojrzenia na Kresy oczami Marii Rodziewiczowny i zakochanie się w nich po raz kolejny.
Na zakończenie:
„ Jak nas rozbili pod Horkami, przedarliśmy się we czterech i zapadli w bory. Pan
Seweryn, wasz stryj, ranny był w rękę, ja ino draśnięty po karku, ale było z nami
dwóch kolegów z Korony: jeden z Siedleckiego, drugi chorąży, warszawiak.
Podlasiak już miał pod czterdziestkę, żonaty i dzietny; Chorąży, dzieciuch, gołowąs,
kędyś ze Starego Miasta łyk, a zwał się Stacho Dziembor.
Małe to było, chude, czarniawe, pyskate, kłótliwe i szczekliwe, a zacięte i śmiałe,
jak jaźwiec, kulę dostał w biodro i wynieśliśmy go na rękach. Krwawił i mdlał, i tylko
do mnie szeptał:
— Daruję wam Sagalasówkę moją, tylko wynieście mnie, by psiekrwie Orła nie
dostały.
A sztandaru z garści nie popuścił, aż gdy go gorączka do cna zmogła już w
bezpiecznej kryjówce, a i to, co się ocknął, wołał: — Mój Znak, mój Znak!
No, dobrze! Zapadliśmy w takie tajnie, com tylko ja jeden znał; i legliśmy. Pan
Seweryn, że się na ranach znał, opatrzył wszystkich i mnie wysłano na przesłuchy.
Dotarłem do dworu, poszeptaliśmy z kobietami; przyniosłem szmat, chleba,
kordiałów, maści, no i tak lizaliśmy się z ran.
Jak gorączka panu spadła, przyszła wieść ze dworu, że ucieczka za granicę
konieczna i przygotowana, więc złożyliśmy naradę. Podlasiak i Chorąży musieli
zostać. Jeden ciężko był ranny, drugi miał go pilnować, aż ja wrócę, pana
wyprowadziwszy za kordon. Wtedy bym ich dwóch przeprowadził.
Chorąży tedy mi powiada: — Kolego, pamiętajcie, że Sagalasówka wasza, bo
juchom Orła nie daliście i mnie na plecach wynieśliście. Coś mi się roi, że na
Powązkach nie spocznę, ale tu, w waszym borze. Mniejsza o to, żołnierski cmentarz
— zielona dąbrowa. Byle pod swoim Znakiem!”.
Weterani powstania styczniowego z dziecmi
Jerzy Rudnicki
Artykuł przeczytano 3390 razy