Wjazdy na Wołyń - 2012 - refleksje uczestników
Wyjazd na cmentarze i miejsca zbiorowych mogił na Wołyniu w dniach 17 – 21 października 2012r.
Zaduszki na Zasłuczu
Zaduszki na Zasłuczu

Moje refleksje po odbytej podróży na Wołyń.
Wyjazd na cmentarze i miejsca zbiorowych mogił na Wołyniu w dniach 17 – 21 października 2012r.
Była to moja druga podróż na Wołyń w tym roku.
Po pierwszym wyjeździe, który odbył się w dniach 19 – 24 maja byłam bardzo zadowolona z wyjazdu, ponieważ odwiedziłam miejsca związane z moimi rodzicami i dziadkami.
Jednocześnie czułam pewien niedosyt, ponieważ nie odwiedziłam miejsca urodzenia mojej mamy tzn. kolonii Mokre, mimo, że leżała ona bardzo blisko miejscowości istniejącej do dziś o nazwie Moczulanka i cmentarza w Moczulance gdzie byliśmy w maju br.
Przed wyjazdem zastanawiałam się także nad dość późnym terminem wyjazdu i w związku z tym z warunkami pogodowymi, jakie mogą nas spotkać.
Ostatecznie w wyjeździe uczestniczyło 4 osoby, pojechaliśmy samochodem osobowym w dniu 17 października późnym wieczorem.
Granicę w Zosinie przekroczyliśmy już o brzasku, bez większych problemów i bez kolejek.
Wszystko wskazywało na to, że będzie to podróż udana, że pomodlimy się i zapalimy znicze na grobach osób nam bliskich oraz na innych miejscach, gdzie spoczywają mieszkańcy Wołynia i że ONI czuwają nad naszą podróżą.
Do Równego dojechaliśmy po południu, jak zwykle byliśmy serdecznie przywitani przez proboszcza parafii po wezwaniem Piotra i Pawła w Równem ks. Władysława Czajkę oraz siostry, które zajmowały się nami z wielką troskliwością.
Po posiłku i zakwaterowaniu zwiedzaliśmy Równe, a wieczorem uczestniczyliśmy we mszy świętej, która również odprawiona była w naszej intencji, następnie zgodnie z tradycją zapaliliśmy znicze przy tablicach na placu kościelnym.
Następnego dnia wcześnie rano wyruszyliśmy w dalszą podróż.
Dojechaliśmy do Moczulanki i tu znowu miła niespodzianka, droga w stronę cmentarza w znacznej części została wysypana drobnymi kamykami i prawie do samego cmentarza dojechaliśmy samochodem.
Nasza ekipa uporządkowała cmentarz, zapaliliśmy znicze, zmówiliśmy modlitwę, a panowie uczestniczący w wyjeździe spisali wszystkich, którzy są pochowani na tym cmentarzu i napisy dają się odczytać.
Ja na krótki czas opuściłam ten cmentarz, gdzie też są pochowani moi przodkowie i gdzie w Moczulance 15.08.1917r. urodził się mój tata Marian Chodorowski.

Pojechałam podwieziona przez mieszkańca Moczulanki wozem konnym do byłej kolonii Mokre, gdzie mieszkali moi dziadkowie i gdzie 04.04.1924r. urodziła się moja mama Antonina z Boczkowskich.
Miejscowości Mokre już nie ma, ale Pan Wołodia z Moczulanki, który urodził się w 1956r. dobrze zna te okolice i pokazywał miejsca, gdzie stały budynki, gdzie była jedna ze studni, pozostały również zdziczałe drzewa owocowe.
Obecnie teren ten jest nieużytkiem i to raczej niebezpiecznym, ponieważ studnia, którą widziałam jest całkowicie odkryta i raczej samemu nie warto tam przebywać.
W tych okolicach jest również dużo zwierząt typu: wilki, łosie, rysie, dziki, widzieliśmy takie ślady.
Na tym terenie są w ziemi wielkie kamienie, które pamiętają byłych mieszkańców Mokrego.
Było dla mnie wielkim wzruszeniem to, że mogłam spacerować po tych miejscach przy bardzo pięknej i słonecznej pogodzie.
Oczywiście tradycyjnie też nabrałam ziemi z tego miejsca, aby rozsypać na grobach rodziców i dziadków.
Po powrocie na cmentarz w Moczulance i po zakończeniu tam prac oraz nabraniu ziemi do woreczków, bo takie zadanie mieli nasi
Panowie uczestniczący w wyjeździe pojechaliśmy do Lewacz i na cmentarz w Lewaczach.
Miejscowość Lewacze również nie istnieje, są tylko resztki fundamentów.
Pan Jan Rudnicki uczestnik wyjazdu urodził się w miejscowości Lewacze, a Pani Zofia Maciąg na tym cmentarzu ma pochowanych przodków, najprawdopodobniej i moi przodkowie tam spoczywają, ale jeszcze szukam potwierdzenia.
Miałam możliwość usłyszenia ciekawych rzeczy dot. tej miejscowości (była to parafia mojej mamy) oraz widziałam radość pana Janka z możliwości odwiedzenia miejsca urodzenia.
Obserwowałam to przy wyjeździe na Wołyń w maju br. i teraz, że wszystkim nam przebywającym w tych stronach ubywa lat, a ludziom tam urodzonym szczególnie.
Na cmentarzu tym pomodliliśmy się, zapaliliśmy znicze i wykonaliśmy prace porządkowe.
Panowie również nabrali ziemi z cmentarza i spisali z tabliczek imiona i nazwiska osób, które tam spoczywają. O zachodzie słońca wyruszyliśmy w drogę powrotną do Równego.
Następnego dnia również wcześnie rano wyruszyliśmy w trasę.
Byliśmy na cmentarzu w Potaszni, też zmówiliśmy modlitwę oraz zapaliliśmy znicze ( podróż na miejsce, gdzie znajduje się cmentarz odbyliśmy wozem konnym, gdzie zawiózł nas pan Pawlak mieszkaniec sąsiedniej wsi Jackowicze.
Następnie pojechaliśmy na zbiorową mogiłę na Rudni Łęczyńskiej (miejscowość nie istnieje), również zmówiliśmy modlitwę, zapaliliśmy znicze i uprzątnęliśmy to miejsce.
W mojej wsi, w której kiedyś mieszkałam w Ligocie Wielkiej koło Łagiewnik była Pani, która uczestniczyła w tych tragicznych wydarzeniach w 1943r., jako dziecko, znicz na tej mogile postawiłam w jej imieniu, ponieważ ona już nie żyje.
Po zakończeniu prac wyruszyliśmy do Niemili również na zbiorową mogiłę (miejscowość nie istnieje), gdzie urodziła się mama Ryszarda Marcinkowskiego i są tam pochowanych jej krewni.
Tam również zmówiliśmy modlitwę, zapaliliśmy znicze i uprzątnęliśmy mogiłę. Wieczorem wróciliśmy na nocleg do Równego.
W czasie naszej podróży mieliśmy przepiękną pogodę, co pozwoliło nam na odwiedzenie wszystkich miejsc, które chcieliśmy wszyscy wspólnie odwiedzić przed świętem zmarłych, aby zmówić modlitwę i zapalić tam znicze.
Ziemia z miejsc naszego pobytu również została pobrana oraz spisani zostali zmarli pochowani na cmentarzach.
Pomimo, że była to moja druga podróż, to również z wielkim wzruszeniem i z wielką radością ją odbyłam.
Do Polski wyjechaliśmy 21 października bardzo wcześnie rano i przy pięknej słonecznej pogodzie szczęśliwie dojechaliśmy do domu.
Sądzę, że należę do tych szczęśliwych osób, które mogły odwiedzić i stąpać po ziemi swoich przodków, a moje odwiedziny i modlitwa oraz zapalone znicze w miejscach, gdzie mieszkali moi znajomi i ich rodziny odbieram, jako posługę dla ludzi, którzy nie mogą już tam pojechać.
Przy okazji dziękuję TMKK Koło Zasłuczanie z Wrocławia oraz współuczestnikom wyjazdu za możliwość odbycia tej podróży w okresie przed dniem Wszystkich Świętych oraz za wiele ciekawych informacji i wrażeń, które zdobywam przy każdym wyjeździe.
Mam nadzieję, że 70 rocznica tragedii na Wołyniu, która będzie obchodzona w 2013r. będzie dla mnie i dla wszystkich chętnych okazją do uczestniczenia w wyjeździe na Wołyń.
Teresa Bielicz z domu Chodorowska
Niemodlin, 28 października 2012r.
Zaduszki na Zasłuczu
Na Wołyń w dniach 17-21.10.2012 r. wyjechały 4 osoby, aby posprzątać mogiły naszych krewnych na Zasłuczu.
Szczęśliwie dotarliśmy do Równego i jak zawsze bardzo serdecznie zostaliśmy przyjęci przez Księdza Władysława Czajkę oraz Siostry.
Zebrane przez młodzieży z Zespołu Szkół nr 3 w Dzierżoniowie i szkół w Wołowie znicze, zawieźliśmy na cmentarze i zbiorowe mogiły Zasłucza.
Przez kolejne dwa dni nawiedzaliśmy miejsca pochówku Polaków na Zasłuczu: Moczulankę, Lewacze, Rudnię Potasznię ,Niemilę i Rudnię Łęczyńską.
Po uprzątnięciu mogił, zapalaliśmy znicze ,wszędzie towarzyszyła nam modlitwa za zmarłych tam pochowanych.
Z każdego miejsca pobieraliśmy ziemię ,aby przekazać ją 11.11.2012 w Barkowie ks. Proboszczowi, w tamtejszym kościele znajduje się obraz Matki Bożej Królowej Polski przywieziony w 1945 roku z kościoła w Lewaczach.
Pogodę mieliśmy słoneczną ,do wszystkich miejsc mogliśmy dotrzeć, dlatego bez problemów zrealizowaliśmy nasze plany.
Spełniły się pragnienia naszych rodziców i dziadków, na Zasłuczańskich mogiłach w czasie Zaduszkowym zapłonęły znicze, a ks.Czajka odprawił 1.listopada Mszę świętą za dusze tam pochowanych. Część zniczy zebrane przez młodzież zostawiliśmy księdzu Czajce w Równem.
Do kraju wróciliśmy w niedzielę 21.X rano, bardzo szczęśliwi. Każdy z uczestników był w swoich rodzinnych- już nieistniejących- miejscowościach. Obecnie są to łąki pochłaniane przez las, tylko bzy i stare owocowe drzewa przypominają o tym, że kiedyś mieszkali tutaj ludzie.
Ryszard Marcinkowski
Wyjazd na cmentarze i miejsca zbiorowych mogił na Wołyniu w dniach 17 – 21 października 2012r.
Była to moja druga podróż na Wołyń w tym roku.
Po pierwszym wyjeździe, który odbył się w dniach 19 – 24 maja byłam bardzo zadowolona z wyjazdu, ponieważ odwiedziłam miejsca związane z moimi rodzicami i dziadkami.
Jednocześnie czułam pewien niedosyt, ponieważ nie odwiedziłam miejsca urodzenia mojej mamy tzn. kolonii Mokre, mimo, że leżała ona bardzo blisko miejscowości istniejącej do dziś o nazwie Moczulanka i cmentarza w Moczulance gdzie byliśmy w maju br.

Przed wyjazdem zastanawiałam się także nad dość późnym terminem wyjazdu i w związku z tym z warunkami pogodowymi, jakie mogą nas spotkać.
Ostatecznie w wyjeździe uczestniczyło 4 osoby, pojechaliśmy samochodem osobowym w dniu 17 października późnym wieczorem.
Granicę w Zosinie przekroczyliśmy już o brzasku, bez większych problemów i bez kolejek.
Wszystko wskazywało na to, że będzie to podróż udana, że pomodlimy się i zapalimy znicze na grobach osób nam bliskich oraz na innych miejscach, gdzie spoczywają mieszkańcy Wołynia i że ONI czuwają nad naszą podróżą.
Do Równego dojechaliśmy po południu, jak zwykle byliśmy serdecznie przywitani przez proboszcza parafii po wezwaniem Piotra i Pawła w Równem ks. Władysława Czajkę oraz siostry, które zajmowały się nami z wielką troskliwością.
Po posiłku i zakwaterowaniu zwiedzaliśmy Równe, a wieczorem uczestniczyliśmy we mszy świętej, która również odprawiona była w naszej intencji, następnie zgodnie z tradycją zapaliliśmy znicze przy tablicach na placu kościelnym.

Następnego dnia wcześnie rano wyruszyliśmy w dalszą podróż.
Dojechaliśmy do Moczulanki i tu znowu miła niespodzianka, droga w stronę cmentarza w znacznej części została wysypana drobnymi kamykami i prawie do samego cmentarza dojechaliśmy samochodem.
Nasza ekipa uporządkowała cmentarz, zapaliliśmy znicze, zmówiliśmy modlitwę, a panowie uczestniczący w wyjeździe spisali wszystkich, którzy są pochowani na tym cmentarzu i napisy dają się odczytać.
Ja na krótki czas opuściłam ten cmentarz, gdzie też są pochowani moi przodkowie i gdzie w Moczulance 15.08.1917r. urodził się mój tata Marian Chodorowski.

Miejscowości Mokre już nie ma, ale Pan Wołodia z Moczulanki, który urodził się w 1956r. dobrze zna te okolice i pokazywał miejsca, gdzie stały budynki, gdzie była jedna ze studni, pozostały również zdziczałe drzewa owocowe.
Obecnie teren ten jest nieużytkiem i to raczej niebezpiecznym, ponieważ studnia, którą widziałam jest całkowicie odkryta i raczej samemu nie warto tam przebywać.

W tych okolicach jest również dużo zwierząt typu: wilki, łosie, rysie, dziki, widzieliśmy takie ślady.
Na tym terenie są w ziemi wielkie kamienie, które pamiętają byłych mieszkańców Mokrego.
Było dla mnie wielkim wzruszeniem to, że mogłam spacerować po tych miejscach przy bardzo pięknej i słonecznej pogodzie.
Oczywiście tradycyjnie też nabrałam ziemi z tego miejsca, aby rozsypać na grobach rodziców i dziadków.

Po powrocie na cmentarz w Moczulance i po zakończeniu tam prac oraz nabraniu ziemi do woreczków, bo takie zadanie mieli nasi
Panowie uczestniczący w wyjeździe pojechaliśmy do Lewacz i na cmentarz w Lewaczach.
Miejscowość Lewacze również nie istnieje, są tylko resztki fundamentów.
Pan Jan Rudnicki uczestnik wyjazdu urodził się w miejscowości Lewacze, a Pani Zofia Maciąg na tym cmentarzu ma pochowanych przodków, najprawdopodobniej i moi przodkowie tam spoczywają, ale jeszcze szukam potwierdzenia.
Miałam możliwość usłyszenia ciekawych rzeczy dot. tej miejscowości (była to parafia mojej mamy) oraz widziałam radość pana Janka z możliwości odwiedzenia miejsca urodzenia.
Obserwowałam to przy wyjeździe na Wołyń w maju br. i teraz, że wszystkim nam przebywającym w tych stronach ubywa lat, a ludziom tam urodzonym szczególnie.
Na cmentarzu tym pomodliliśmy się, zapaliliśmy znicze i wykonaliśmy prace porządkowe.
Panowie również nabrali ziemi z cmentarza i spisali z tabliczek imiona i nazwiska osób, które tam spoczywają. O zachodzie słońca wyruszyliśmy w drogę powrotną do Równego.

Następnego dnia również wcześnie rano wyruszyliśmy w trasę.
Byliśmy na cmentarzu w Potaszni, też zmówiliśmy modlitwę oraz zapaliliśmy znicze ( podróż na miejsce, gdzie znajduje się cmentarz odbyliśmy wozem konnym, gdzie zawiózł nas pan Pawlak mieszkaniec sąsiedniej wsi Jackowicze.
Następnie pojechaliśmy na zbiorową mogiłę na Rudni Łęczyńskiej (miejscowość nie istnieje), również zmówiliśmy modlitwę, zapaliliśmy znicze i uprzątnęliśmy to miejsce.
W mojej wsi, w której kiedyś mieszkałam w Ligocie Wielkiej koło Łagiewnik była Pani, która uczestniczyła w tych tragicznych wydarzeniach w 1943r., jako dziecko, znicz na tej mogile postawiłam w jej imieniu, ponieważ ona już nie żyje.
Po zakończeniu prac wyruszyliśmy do Niemili również na zbiorową mogiłę (miejscowość nie istnieje), gdzie urodziła się mama Ryszarda Marcinkowskiego i są tam pochowanych jej krewni.

Tam również zmówiliśmy modlitwę, zapaliliśmy znicze i uprzątnęliśmy mogiłę. Wieczorem wróciliśmy na nocleg do Równego.
W czasie naszej podróży mieliśmy przepiękną pogodę, co pozwoliło nam na odwiedzenie wszystkich miejsc, które chcieliśmy wszyscy wspólnie odwiedzić przed świętem zmarłych, aby zmówić modlitwę i zapalić tam znicze.
Ziemia z miejsc naszego pobytu również została pobrana oraz spisani zostali zmarli pochowani na cmentarzach.
Pomimo, że była to moja druga podróż, to również z wielkim wzruszeniem i z wielką radością ją odbyłam.
Do Polski wyjechaliśmy 21 października bardzo wcześnie rano i przy pięknej słonecznej pogodzie szczęśliwie dojechaliśmy do domu.
Sądzę, że należę do tych szczęśliwych osób, które mogły odwiedzić i stąpać po ziemi swoich przodków, a moje odwiedziny i modlitwa oraz zapalone znicze w miejscach, gdzie mieszkali moi znajomi i ich rodziny odbieram, jako posługę dla ludzi, którzy nie mogą już tam pojechać.
Przy okazji dziękuję TMKK Koło Zasłuczanie z Wrocławia oraz współuczestnikom wyjazdu za możliwość odbycia tej podróży w okresie przed dniem Wszystkich Świętych oraz za wiele ciekawych informacji i wrażeń, które zdobywam przy każdym wyjeździe.
Mam nadzieję, że 70 rocznica tragedii na Wołyniu, która będzie obchodzona w 2013r. będzie dla mnie i dla wszystkich chętnych okazją do uczestniczenia w wyjeździe na Wołyń.
Teresa Bielicz z domu Chodorowska
Niemodlin, 28 października 2012r.
Zaduszki na Zasłuczu

Na Wołyń w dniach 17-21.10.2012 r. wyjechały 4 osoby, aby posprzątać mogiły naszych krewnych na Zasłuczu.
Szczęśliwie dotarliśmy do Równego i jak zawsze bardzo serdecznie zostaliśmy przyjęci przez Księdza Władysława Czajkę oraz Siostry.
Zebrane przez młodzieży z Zespołu Szkół nr 3 w Dzierżoniowie i szkół w Wołowie znicze, zawieźliśmy na cmentarze i zbiorowe mogiły Zasłucza.
Przez kolejne dwa dni nawiedzaliśmy miejsca pochówku Polaków na Zasłuczu: Moczulankę, Lewacze, Rudnię Potasznię ,Niemilę i Rudnię Łęczyńską.
Po uprzątnięciu mogił, zapalaliśmy znicze ,wszędzie towarzyszyła nam modlitwa za zmarłych tam pochowanych.

Z każdego miejsca pobieraliśmy ziemię ,aby przekazać ją 11.11.2012 w Barkowie ks. Proboszczowi, w tamtejszym kościele znajduje się obraz Matki Bożej Królowej Polski przywieziony w 1945 roku z kościoła w Lewaczach.
Pogodę mieliśmy słoneczną ,do wszystkich miejsc mogliśmy dotrzeć, dlatego bez problemów zrealizowaliśmy nasze plany.
Spełniły się pragnienia naszych rodziców i dziadków, na Zasłuczańskich mogiłach w czasie Zaduszkowym zapłonęły znicze, a ks.Czajka odprawił 1.listopada Mszę świętą za dusze tam pochowanych. Część zniczy zebrane przez młodzież zostawiliśmy księdzu Czajce w Równem.
Do kraju wróciliśmy w niedzielę 21.X rano, bardzo szczęśliwi. Każdy z uczestników był w swoich rodzinnych- już nieistniejących- miejscowościach. Obecnie są to łąki pochłaniane przez las, tylko bzy i stare owocowe drzewa przypominają o tym, że kiedyś mieszkali tutaj ludzie.
Ryszard Marcinkowski
Artykuł przeczytano 378 razy