„Ludzie Granic”
Dawno dawno temu wraz z wykształceniem poczucia własności, wraz z pojawieniem się takich terminów jak terytorium, gród, państwo, a może i jeszcze wcześniej, kiedy to stopę na planecie Ziemi postawił pierwszy homo sapiens mówiący: „Moje! Więcej!”, powstały granice!
Granice państw nigdy nie były i nie będą stałe. Nieustannie się zmieniają pod dyktando aktualnego zwycięscy rozgrywki. Za absolutnych gigantów w tej dziecinie możemy uznać Rzymian, Persów, a w późniejszych wiekach Habsburgów, Brytyjczyków, Francuzów, Amerykanów i Rosjan.
Wydawać by się mogło, że wówczas, gdy żyjemy w tzw. globalnej wiosce to czy mieszkamy w tym czy innym kraju nie ma znaczenia. Jest to jednak taka sama bzdura jak to, że ubrany na czerwono pan wchodzi przez komin i daje dzieciom prezenty, a krasnoludki zamieszkują nasze ogródki – chyba, że te gipsowe.
Mieszkając na Litwie – w kraju, mniejszości narodowych dowiedziałam się, co czują „ludzie granicy”. O to kilka autentycznych historii, którymi chciałabym się z Państwem podzielić.
Przygody Pana Michała!
Pana Michała, kierowcę komunikacji miejskiej w Wilnie, poznałam wracając wieczorem z Wilna do Niemienczyna- małej miejscowości oddalonej o 20 km od Wilna. Pan Michał z pochodzenia Białorusin, w czasie drogi do domu – oboje byliśmy wówczas pasażerami – opowiedział mi historię swojego życia, która stała się dla mnie inspiracją do napisania tego artykułu.
Michał wraz żoną od lat mieszkają w tym regionie. Kiedy po rozpadzie ZSRR zmieniły się granice państw, zamieszkiwana przez nich miejscowość znalazła się po stronie litewskiej. Ponieważ zakład, w którym pracował był litewski, zostali na Litwie.
Kłopot Pana Michała, z którego zechciała mi się zwierzyć polegał na tym, że jego matka i cała ojcowizna znalazła się w granicach państwa Białoruskiego. Z czasem mama Michała się zestarzała i zarówno nią jak i ziemią trzeba się zaopiekować. Ktoś by zapytał: Co to za problem?
Człowiek mieszka blisko granicy, blisko swojej matki. Mówicie mu: Hop w samochód i do roboty! Mieszkając po stronie Litewskiej potrzebuje wizy. Wizy, która pochłania sporą część jego niskich zarobków. Ponadto odległość od jego domu do domu matki stanowczo się wydłużyła, ze względu na usytuowanie przejścia granicznego.
Pan Michał się uśmiecha. Teraz robi duże kółko.
Zakochana Anna!
Ania ma 28 lat, urodziła się w Czarnym Dworze na Litwie. Jej rodzice z pochodzenia są Polakami i nadal płynnie mówią w języku polskim. Anna twierdzi, że żadna z niej Polka, ani też Litwinka. Jest Rosjanką. Rodzice posłali ją do rosyjskich szkół i to one ukształtowały jej poczucie przynależności do tej grupy narodowej.
Mimo to czuje się na Litwie jak w domu i nie chce się przeprowadzać. Anna jednak tak, jak i każdy z nas ma swoje zgryzoty. Zakochała się bez pamięci w przystojnym Rosjaninie. Zakochanych dzieli granica oraz Wiza. Wiza z Litwy do Rosji i z Rosji do Litwy jest droga. Turystyczna wynosi około 200 zł. Miłość pokona jednak i wizę i granicę. Anna wraz z nażeczonym spotykają się w Mińsku, ponieważ wiza „kierunek Białoruś” jest tańsza.
Ciekawe czy miłość pokona też topniejącą pensję?
Młodzi Bezpaństwowcy!
W czasie mojego pobytu na Litwie pracowałam, jako wolontariusz w Domu Dziecka w Niemienczynie. Poznałam, tam 27 cudownych dzieciaków różnych narodowości.
W domu rodzinnym, – którego często nie miały, nikt nie ukształtował ich poczucia przynależności narodowej. Większość z nich „zaliczyło” już niejeden Dom Dziecka, niejedną szkołę. Tu Litewską, tam ruską czy polską. Raz wstydzą się wypowiadać w języku polski raz w rosyjskim. Raz z dumą mówią, że są Polakami, innym plują na Polskę i Polskość krzycząc, że „Litwa jest wielka!”.
Ich ból spowodowany odrzuceniem przez tych, którzy powinni ich kochać pogłębia brak tożsamości narodowej. Co dzień zadają sobie pytanie: Kim ja właściwie jestem? Te dzieci są największymi „ofiarami granicy”. Ofiarami historii, układów na szczytach i żądzy władzy. Przede wszystkim jednak stanowią dowód na to, że każdy z nas żyjąc w globalnej wiosce poszukuje i potrzebuje własnego Ja!
Katarzyna Mrówka
Wydawać by się mogło, że wówczas, gdy żyjemy w tzw. globalnej wiosce to czy mieszkamy w tym czy innym kraju nie ma znaczenia. Jest to jednak taka sama bzdura jak to, że ubrany na czerwono pan wchodzi przez komin i daje dzieciom prezenty, a krasnoludki zamieszkują nasze ogródki – chyba, że te gipsowe.
Mieszkając na Litwie – w kraju, mniejszości narodowych dowiedziałam się, co czują „ludzie granicy”. O to kilka autentycznych historii, którymi chciałabym się z Państwem podzielić.
Przygody Pana Michała!
Pana Michała, kierowcę komunikacji miejskiej w Wilnie, poznałam wracając wieczorem z Wilna do Niemienczyna- małej miejscowości oddalonej o 20 km od Wilna. Pan Michał z pochodzenia Białorusin, w czasie drogi do domu – oboje byliśmy wówczas pasażerami – opowiedział mi historię swojego życia, która stała się dla mnie inspiracją do napisania tego artykułu.
Michał wraz żoną od lat mieszkają w tym regionie. Kiedy po rozpadzie ZSRR zmieniły się granice państw, zamieszkiwana przez nich miejscowość znalazła się po stronie litewskiej. Ponieważ zakład, w którym pracował był litewski, zostali na Litwie.
Kłopot Pana Michała, z którego zechciała mi się zwierzyć polegał na tym, że jego matka i cała ojcowizna znalazła się w granicach państwa Białoruskiego. Z czasem mama Michała się zestarzała i zarówno nią jak i ziemią trzeba się zaopiekować. Ktoś by zapytał: Co to za problem?
Człowiek mieszka blisko granicy, blisko swojej matki. Mówicie mu: Hop w samochód i do roboty! Mieszkając po stronie Litewskiej potrzebuje wizy. Wizy, która pochłania sporą część jego niskich zarobków. Ponadto odległość od jego domu do domu matki stanowczo się wydłużyła, ze względu na usytuowanie przejścia granicznego.
Pan Michał się uśmiecha. Teraz robi duże kółko.
Zakochana Anna!
Ania ma 28 lat, urodziła się w Czarnym Dworze na Litwie. Jej rodzice z pochodzenia są Polakami i nadal płynnie mówią w języku polskim. Anna twierdzi, że żadna z niej Polka, ani też Litwinka. Jest Rosjanką. Rodzice posłali ją do rosyjskich szkół i to one ukształtowały jej poczucie przynależności do tej grupy narodowej.
Mimo to czuje się na Litwie jak w domu i nie chce się przeprowadzać. Anna jednak tak, jak i każdy z nas ma swoje zgryzoty. Zakochała się bez pamięci w przystojnym Rosjaninie. Zakochanych dzieli granica oraz Wiza. Wiza z Litwy do Rosji i z Rosji do Litwy jest droga. Turystyczna wynosi około 200 zł. Miłość pokona jednak i wizę i granicę. Anna wraz z nażeczonym spotykają się w Mińsku, ponieważ wiza „kierunek Białoruś” jest tańsza.
Ciekawe czy miłość pokona też topniejącą pensję?
Młodzi Bezpaństwowcy!
W czasie mojego pobytu na Litwie pracowałam, jako wolontariusz w Domu Dziecka w Niemienczynie. Poznałam, tam 27 cudownych dzieciaków różnych narodowości.
W domu rodzinnym, – którego często nie miały, nikt nie ukształtował ich poczucia przynależności narodowej. Większość z nich „zaliczyło” już niejeden Dom Dziecka, niejedną szkołę. Tu Litewską, tam ruską czy polską. Raz wstydzą się wypowiadać w języku polski raz w rosyjskim. Raz z dumą mówią, że są Polakami, innym plują na Polskę i Polskość krzycząc, że „Litwa jest wielka!”.
Ich ból spowodowany odrzuceniem przez tych, którzy powinni ich kochać pogłębia brak tożsamości narodowej. Co dzień zadają sobie pytanie: Kim ja właściwie jestem? Te dzieci są największymi „ofiarami granicy”. Ofiarami historii, układów na szczytach i żądzy władzy. Przede wszystkim jednak stanowią dowód na to, że każdy z nas żyjąc w globalnej wiosce poszukuje i potrzebuje własnego Ja!
Katarzyna Mrówka
Artykuł przeczytano 2117 razy