Przyjazne interwencja: walka z mitami w ukraińskiej historii XX wieku.
John-Paul Himka
Zaproponowano mi omówienie moich doświadczeń z przeciwstawianiem się nacjonalistycznym mitom historycznym, w tym przypadku mitom, związanym z bolesnymi aspektami historii Ukrainy w XX wieku. [1]
Zaproponowano mi omówienie moich doświadczeń z przeciwstawianiem się nacjonalistycznym mitom historycznym, w tym przypadku mitom, związanym z bolesnymi aspektami historii Ukrainy w XX wieku. [1]
W tym przypadku moja definicja mitów jest następująca: są to pozbawione podstaw komponenty ideologizowanej wersji historii, artykuły i książki, gdzie więcej znajdujemy wiary niż wiedzy.
W niniejszym artykule w pierwszej kolejności spróbuję zaprezentować i wyjaśnić moją motywację przeciwstawiania się tego typu mitom, chociaż zdaję sobie sprawę, że to będzie bolesne zarówno dla audytorium, do którego swój przekaz adresuję, jak i dla mnie osobiście.
Następnie opiszę i poddam ocenie strategie, które wybrałem dla realizacji swoich przyjaznych interwencji. Jako ich konsekwencje dodam opis reakcji na moje wystąpienia oraz przedstawię moje reakcje na te reakcje.
Na zakończenie chciałbym podzielić się myślami, do czego, moim zdaniem, doprowadziły moje wysiłki, skierowane na zmianę charakteru oceny faktów w ramach ukraińskiego dyskursu.
Ale zanim przejdę do głównego tekstu mojego artykułu, chciałbym wyjaśnić, jakie konkretnie mity staram się demaskować.
Jednym z ważniejszych punktów różnicy w ocenach faktów jest interpretacja Wielkiego Głodu, lub Hołodomoru, który poraził Ukrainę w latach 1932 - 1933. Według wersji zmitologizowanej, Stalin organizował ten głód z premedytacją, aby zniszczyć możliwie jak największą liczbę Ukraińców i w ten sposób przeciwdziałać realizacji ich dążeniom do utworzenia ich państwa narodowego. Ja natomiast uważam, że przyczyną
STR 421
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
tego głodu była nierozsądna kolektywizacja, która prawie w całości zniszczyła sowieckie rolnictwo. Ja nie neguję faktu, że głód na Sowieckiej Ukrainie i w rejonach Kubania, zamieszkanych przez Ukraińców, był bardziej okrutny niż w innych częściach ZSRR, i że przyczyną tego były szczególnie surowe środki zastosowane przez władze na Ukrainie i na Kubaniu, i że ta surowość była związana z toczącą się walką z nacjonalizmem, otwarcie istniejącym w Komunistycznej Partii Ukrainy.
Ale jednocześnie w znacznym stopniu zwracam uwagę na aspekty prawne, czym utrudniam życie wyznawcom tego mitu; ich cel - osiągnąć uznanie całego świata, że ten głód, Hołodomor, jak go nazywają, był ludobójstwem, to znaczy odpowiadał definicji ludobójstwa, przyjętej przez Organizację Narodów Zjednoczonych w 1948 roku.
W latach prezydencji Wiktora Juszczenki (2005 - 2010) kampania ta stała się ważnym elementem ukraińskiej polityki państwowej. Chociaż również uważam, że wydarzenia, do których doszło na Ukrainie w latach 1932 - 1933, bardziej niż inne odpowiadają określeniu ONZ ("...celowe stworzenie dla jakiejkolwiek grupy takich warunków życiowych, które są obliczone na całkowite albo częściowe fizyczne zniszczenie..."), występuję przeciwko kampanii na rzecz uznania Hołodomoru za ludobójstwo z szeregu powodów.
Sprawa polega na tym, że temat ludobójstwa jest tu wykorzystywany dla propagowania antykomunistycznego ruchu oporu ukraińskich nacjonalistów w czasie II Wojny Światowej. Nie sądzę, że Ukraińcy, którzy uważają się za następców ówczesnych nacjonalistów, mają moralne prawo wzywać świat do wyrażania współczucia ofiarom głodu, jeśli oni nie są w stanie współczuć ofiarom nacjonalistów.
Ponadto uważam, że jeśli ta kampania spotyka się z największym odzewem w tych obwodach Ukrainy, które głodu nie doświadczyły, a także w kręgach diaspory za granicą, pochodzącej z tychże obwodów, to jest w niej coś fałszywego. Pojawiają się u mnie wątpliwości, związane z tą niezwykłą zaciekłością, która w ramach tej kampanii skierowana jest przeciwko Rosjanom i Żydom.
Pojawiają się również wątpliwości także w stosunku
STR 422
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
do samej definicji ONZ, która nie bierze pod uwagę masowych społecznych i politycznych mordów i staje się obiektem politycznych manipulacji (proszę przypomnieć sobie spory na płaszczyźnie międzynarodowej na temat, czy było ludobójstwem to, co zaszło w Armenii czy w Darfurze)[2]
Mam również krytyczny stosunek do wykorzystywania zawyżonych liczb przy liczeniu ofiar tego głodu: prezydent Juszczenko i jego Instytut Pamięci Narodowej upierali się przy 10 milionach ofiar; organizacje w diasporach za granicą mówią o 7-10 milionach; niektórzy mówią o 10-15 milionach ofiar - "co najmniej". Jednak ani jedna z tych liczb nie jest potwierdzona przez dane demograficzne, i ja (tak jak Instytut Demografii i Badań Społecznych Narodowej Akademii Nauk Ukrainy) uważam, że zwiększenie śmiertelności na Ukrainie w latach 1932-1933 w porównaniu ze zwykłymi liczbami wynosiło 3,5 miliona ludzi.
Szczególnie irytuje wyznawców omawianego tu mitu to, że liczba ofiar głodu okazuje się niższa niż zwykle podawana liczba ofiar Holokaustu: dla nich najważniejsze jest, aby liczba ofiar Hołodomoru była wyższa niż 6 milionów. Ja również aktywnie demaskowałem to zjawisko "konkurowania w wiktymologii", to znaczy konkurencji w liczbie ofiar, - wykorzystywanej dla usprawiedliwienia zbrodni radykalnych ukraińskich nacjonalistów w czasie II Wojny Światowej.
Moje zainteresowanie głodem jest związane z moimi pracami, poświęconymi innemu bolesnemu problemowi w historii Ukrainy, drugiemu pod względem znaczenia tematowi moich wystąpień i sporów - tematowi Holokaustu. Kiedy ja badam fakty głodu - a ten temat zaczął mnie interesować w związku z Holokaustem, - ja często czynię to z punktu widzenia badania ludobójstwa, porównywalnego w rozmiarach z Hołodomorem. Głównym punktem zapalnym pomiędzy zwolennikami narodowego mitu a mną jest odpowiedź na pytanie, czy Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i jej siły zbrojne, Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), brały udział w Holokauście. Oni ten pogląd w całości negują. Jednak moje badania pokazują, że ich udział w Holokauście był faktem.
STR 423
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W lecie 1941 roku, kiedy Niemcy wtargnęli na Ukrainę, bojówkarze, związani z OUN, zorganizowali wiele masowych pogromów ludności żydowskiej, w szczególności we Lwowie. Oni dokonywali aresztowań i bili Żydów, dopuszczali się gwałtów na żydowskich kobietach i zapędzali Żydów w ręce Niemców na rozstrzelanie.W wielu innych miejscach w Galicji i na Wołyniu oni nie przeprowadzali pogromów jako wydarzeń publicznych, ale dokonywali aresztowań Żydów (a często także komunistów i Polaków) i albo rozstrzeliwali ich sami, albo przekazywali w celu rozstrzelania niemieckim lub rumuńskim władzom. W sumie na tym etapie OUN uczestniczyła w mordach na dziesiątkach tysięcy Żydów.
Po tym, jak fala masowej przemocy opadła, i Niemcy przystąpili do bardziej systematycznej likwidacji ludności żydowskiej, OUN skierowała licznych swoich członków na służbę do Niemców - do ukraińskiej policji pomocniczej lub do batalionów ochronnych "szuma" (Schutzmannschaften) [3]
OUN nie uczyniła tego w celu zabijania Żydów - skierowani tam członkowie mieli inne cele, - tym niemniej ta ukraińska policja stała się ważnym narzędziem "ostatecznego rozwiązania [kwestii żydowskiej]" na Ukrainie i Białorusi, szczególnie kiedy ounowcy zapędzali Żydów do miejsc masowej zagłady. W efekcie członkowie OUN stali się faktycznymi współsprawcami setek tysięcy zabójstw.
Później, na wiosnę 1943 roku, tysiące tych ukraińskich nacjonalistów, zabierając ze sobą broń, opuściło swoje posterunki i utworzyło rdzeń, twarde jądro UPA pod kierownictwem OUN. Przygotowanie do tego było jedną z najważniejszych przyczyn, dla której OUN wysłała swoich ludzi do policji. UPA rozpoczęła masowe czystki etniczne polskiej ludności Wołynia, a potem także Galicji, w trakcie których prawdopodobnie zginęły setki tysięcy Polaków (mordy na Polakach są dobrze udokumentowane, ale kolporterzy narodowych mitów minimalizują podawane liczby).
Mordując Polaków, żołnierze UPA zabijali także wszystkich ocalałych Żydów, którzy wpadli im w ręce. Kiedy w zimie 1944 roku Armia Czerwona zbliżała się do Wołynia, UPA i poszczególne siły bezpieczeństwa
STR 424
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
OUN namawiały Żydów do wychodzenia z ich kryjówek w lasach, kierowały ich do obozów pracy, a następnie systematycznie mordowały. W sumie liczba Żydów, zamordowanych przez UPA, szacowana jest co najmniej w tysiącach.
Natomiast mit twierdzi, że Żydzi służyli w UPA jako lekarze i, w konsekwencji, UPA ratowała, a nie mordowała Żydów. Zwolennicy tej mitologizowanej historii często rozpowszechniają sfałszowane, sfabrykowane wspomnienia nigdy nie istniejącej w rzeczywistości kobiety - Żydówki, służącej rzekomo w UPA.
Gdy dopiero zaczynałem zajmować się problematyką Holokaustu, ja nie wiedziałem nic o tym, co przed chwilą opowiedziałem. Ja dopiero w trakcie intensywnych badań, przeprowadzonych w okresie od sierpnia 2008 roku do maja 2010 roku byłem w stanie ocenić rozmiary udziału OUN-UPA w Holokauście. Szczególnie ważna w tym planie stała się jesień 2008 roku, gdy przez trzy miesiące odbywałem staż w Pomniku - Muzeum Holokaustu w USA.
Mówiąc o koncepcjach, które krytykuję, ponieważ uważam je za zmitologizowane, ja niekoniecznie pretenduję do wyłączności poznania prawdy. Czy OUN organizowała pogromy i ilu ludzi zginęło od głodu - odpowiedzi na te pytania są określone przez fakty, ale czy wielki głód był ludobójstwem - to zależy od interpretacji, podobnie jak to, czy potrzebna jest kampania na rzecz uznania tego głodu za ludobójstwo, jest w większej części kwestią polityki i moralności.
Jeden z moich krytyków z obozu mitologizatorów wykonał gigantyczna pracę i zestawił wykaz naszych rozbieżności. Autor ten, piszący pod pseudonimem, zaprezentował niewielki fragment swojej pracy na forum czasopisma Ukraińska Prawda[4[ pod tytułem "Kanadyjski ukrainofob, fałszerz historii John - Paul Himka":
"Podstawowe tezy tego "historyka", który marzy o sławie ukrainofoba Wiktora Poliszczuka [5], są następujące:
- Hołodomor 1931 (sic) - 1933 na Ukrainie był następstwem eksperymentu w rolnictwie, a nie zaplanowanego ludobójstwa lub po prostu zbrodni władzy sowieckiej przeciwko narodowi ukraińskiemu;
STR 425
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- ukraińska milicja, utworzona przez OUN, brała udział w masowych pogromach żydowskiej ludności, OUN-UPA zabijała Polaków, ukraiński nacjonalizm - to faszyzm, itd."[6]
Moje stanowisko odnośnie głodu zostało przez niego przedstawione niewłaściwie, ale, będąc jednym z mitologizatorów, on przypisuje mi takie właśnie podejście.
Motywy interwencji.
Moja decyzja, aby aktywnie zająć się tymi kwestiami, tylko w niewielkim stopniu była po prostu rezultatem mojego historycznego wykształcenia. Ja zawsze analizuję interesujące projekty, nad którymi chcę pracować w przyszłości. Już na etapie rozpoczynania pisania pracy o ukraińskich nacjonalistach i Holokauście myślałem o tym, czym będę się zajmował po juj ukończeniu. O pracy nad tematyką Holokaustu na Ukrainie myślałem jeszcze w połowie lat 1990-tych, po tym, jak ukończyłem trzy monografie z historii Galicji w XIX wieku, lecz zamiast tego rozpocząłem pracę nad książką o Strasznym Sądzie [Ostatecznym] w kulturze ukraińskiej. Kiedy rezygnowałem z tematyki Holokaustu w połowie lat 1990-tych, miałem wrażenie, że jest ona niezbyt skomplikowana i nieszczególnie ważna (od tego czasu moje poglądy, oczywiście, uległy zmianie).
Lecz gdy już została wybrana, przechodziła przez normalne procedury dyscyplinarne, w skład których wchodzą badania pierwotnych źródeł oraz analiza faktów i koncepcji w już istniejących opracowaniach.
W kontekście ukraińskim poraziło mnie to, z czym nigdy wcześniej w swojej karierze zawodowej sie nie zetknąłem, a mianowicie ogromna przepaść pomiędzy tym, co mówiły źródła, a panującymi przekonaniami. Poraził mnie także całkowity brak publikacji w tym konkretnie temacie w ramach badań ukraińskich.
W trakcie pracy coraz bardziej nabierałem przekonania, że nadszedł czas, aby rewizjonistyczne
STR 426
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
podejście stało się nie tylko akceptowanym, ale i obowiązującym.
Już w trakcie pracy publikowałem fragmenty swoich badań i wkrótce stałem się obiektem krytyki a nawet oszczerstw. Wstrząśnięty, wciąż wracałem myślami do tej podstawowej idei: prawda jest wartością samą w sobie.
Niezależnie od tego, w co chcielibyśmy wierzyć w stosunku do tej czy innej kwestii, mamy obowiązek odkrywać prawdę. Mógłbym sformułować ten punkt inaczej. Jest możliwe, że idąc w ślady Pierre Nora i Tony'ego Judta, mógłbym napisać o tym, jak historia okazuje się ważną "odtrutką" dla pamięci. Ale ja będę trzymał się idei dążenia do prawdy.
W trakcie wszystkich dyskusji, w których uczestniczyłem, nie przestawałem dziwić się temu, jak niewielu ludzi jest zainteresowanych ideą prawdy. Moje argumenty były odrzucane "z marszu", bez poważnego i uczciwego przeanalizowania ich samych lub źródeł, na których zostały oparte. W toczonych sporach moi oponenci, tak mi się wydaje, dążą bardziej do obrony określonego stanowiska, niż do wyjaśnienia, co wydarzyło się faktycznie, tak jak powinni postępować historycy.
Kiedy w 2008 roku poważnie zająłem się tym projektem, nie miałem żadnego pojęcia o działaniach bojówkarzy OUN w lecie 1941 r.; wątpiłem w to, że UPA zabijała Żydów, ewentualnie myślałem, że robiła to tylko w wyjątkowych wypadkach[7]. Dokonując swoich odkryć, doznawałem całkowicie przeciwstawnych uczuć. Oczywiście, z jednej strony, nie podobało mi się to, czego się dowiadywałem. Z drugiej strony, doznawałem satysfakcji, której doświadcza zawodowy historyk przy rozwiązywaniu skomplikowanego problemu.
W istocie moje zainteresowanie w badaniu tego, co wydarzyło się w rzeczywistości, został sprowokowany korespondencją z moim drogim przyjacielem, już nie żyjącym Januszem Radziejowskim[8]. w 1988 roku miedzy nami doszło do korespondencyjnego sporu z powodu UPA. W tym czasie moje zainteresowanie badacza było skoncentrowane na wieku XIX, a w stosunku do wieku XX ja po prostu akceptowałem podstawowe poglądy, dominujące w moim środowisku. Wówczas moim środowiskiem była ukraińsko-kanadyjska antysowiecka lewica, związana z dziennikiem
STR 427
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dialoh (jego dewiza - "za socjalizmem i demokracją w niepodległej Ukrainie"). Nasze stanowisko polegało na tym, że UPA zaczynała jako skrajna siła nacjonalistyczna, ale w rezultacie kontaktu z ukraińskimi masami bardzo szybko przekształciła się w demokratyczną i narodowo-wyzwoleńczą armię. Uważaliśmy zabójstwa Polaków (które, oczywiście, potępialiśmy) za wypaczenia i konsekwencję tego, że faktycznie był to konflikt wzajemny, a nie jednostronny. Z bólem wspominam, jakimi byliśmy dogmatykami, ale tak właśnie było.
Ze swojej strony, ja byłem szczerze przekonany, że dla Żydów było wielką tragedią to, że UPA stała się groźną siłą bojową tak późno, w połowie 1943 r.: do tego czasu prawie wszyscy Żydzi na Ukrainie byli już zabici. Gdyby UPA pojawiła się wcześniej, tak sobie myślałem, ona uratowałaby Żydów.
Jak już napisałem wyżej, teraz z bólem wspominam tego typu myśli. I właśnie Radziejowski zwrócił moją uwagę na te wszystkie problemy. Chociaż w odpowiedzi podniosłem swoje - żałosne - kontrargumenty, mimo wszystko postanowiłem, że należy zbadać ten temat osobiście. W połowie lat 1980-tych moje pragnienie znacznie wzrosło: był to czas, kiedy Ukraińcy w Ameryce Północnej odrzucali oskarżenia pod adresem zbrodniarzy wojennych w swoim środowisku (okres sądu nad Johnem (Iwanem) Demianiukiem i prace komisji Dechena)[9].
Nie brałem udziału w tych sporach, chociaż o nich wiedziałem. Ale po wymianie poglądów z Radziejowskim przeprowadziłem samodzielne badania. Prawie natychmiast potem zacząłem badać ten problem w archiwach mojego nie żyjącego teścia, który redagował ukraińską gazetę w czasie niemieckiej okupacji. Później, w 1995 roku, pracowałem w centrum Yad Vashem w Jerozolimie i w Instytucie Badań Żydowskich (YIVO) w Nowym Jorku. Jeszcze nie posiadałem tej wiedzy, którą zdobyłem w latach 2008 - 2010, ale bezwarunkowo wyrzekłem się poglądów, które jeszcze tak niedawno popierałem. Ważną rolę w rozwoju moich poglądów odegrała monografia Dietera Pohla o Holokauście w Galicji[10] - jej przeczytanie i analiza.
Moje zainteresowanie tematem, przedstawiającym poważny problem intelektualny, jeszcze pogłębiła radykalna polaryzacja
STR 428
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
pamięci pomiędzy Ukraińcami i Żydami. Dlaczego ich przekonania o tym, co wtedy się działo, tak ostro się różnią? Oświadczenia jednych o swojej całkowitej niewinności - i głęboki uraz drugich z powodu udziału strony przeciwnej w mordach. Rzeczywiście, niektórzy Żydzi uważali, że Ukraińcy byli po prostu "najgorsi"[11]. To była dla mnie zagadka, i czułem, ze w ostatecznym podsumowaniu powinienem dokopać się do jej rozwiązania[12]. To rozpalało moje pragnienie i stymulowało moje poszukiwania - chciałem wyjaśnić, jak wszystko odbywało się w rzeczywistości, i w ten sposób poznać przyczyny tych rozbieżności.
Moje badania i rozmyślania wzbudziły zainteresowanie także moralnym aspektem tego tematu, któremu nie poświęcałem szczególnego zainteresowania w swoich poprzednich badaniach. W 2003 roku napisałem niewielką pracę, w której podniosłem kwestię, dlaczego temat mordów na Polakach dokonywanych przez członków UPA i dobrze udokumentowanej roli ukraińskiej policji w Holokauście w ustach ukraińskiej diaspory brzmi tak beznamiętnie. I dlaczego wspomnienia o niej są tak lakoniczne?[13]
Dla mnie taka obojętność wydawało się czymś niewłaściwym. Prace Omera Bartowa[14], a także (i w szczególności) mocno napisana praca Sofii Grachowej w "Krytyce"[15], która pretenduje do miana ukraińskiego ekwiwalentu "New York Review of Books", skierowały moją uwagę na wydarzenia na Ukrainie i - ściśle związane z analizowanym tematem - w diasporze: z jednej strony, heroizacja OUN i UPA, a z drugiej - przemilczanie losu ukraińskich Żydów w czasie Holokaustu. To także wydało mi się czymś zdecydowanie niewłaściwym. Lecz moje moralne stanowisko ukształtowało się na początku 2008 roku po zapoznaniu się z tłumaczeniem książki Ewy Hoffman After Such Knowledge[16].
Ta książka sprawiła, że moje myśli stały się wystarczająco jasne, by sformułować swoje stanowisko: zbrodnie, dokonane przez ukraińskich nacjonalistów w stosunku do Żydów i Polaków w czasie II Wojny Światowej, były przerażające. Nic nie jest w stanie ich naprawić, i wszystko, co teraz mogą zrobić Ukraińcy, to przyznanie się do ich popełnienia i wyrażenie żalu. To
STR 429
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
nie jest wystarczające, ale jednocześnie jest to wszystko, co możliwe. Jest też oczywiste, że nie powinni oni heroizować tych, którzy popełnili te zbrodnie. Moralny osąd, pojawiający się w moich wypowiedziach, drażnił moich ukraińskich kolegów - badaczy, popierających nacjonalistyczną mitologię[17].
Drugim ważnym stymulatorem mojej działalności stała się radykalna polityka historyczna (Geschichtspolitik) prezydenta Juszczenki.
W czerwcu 2007 r. on oficjalnie uczcił 100-lecie urodzin dowódcy UPA Romana Szuchewycza. Wkrótce potem ukraińska poczta wyemitowała znaczek na cześć Szuchewycza z emblematami OUN i UPA. Następnie Juszczenko pośmiertnie przyznał Szuchewyczowi tytuł Bohatera Ukrainy. Równolegle z heroizacją Szuchewycza Juszczenko umożliwiał budowanie kultu Jarosława Stećki, który stał na czele krótkotrwałego i okrutnego ukraińskiego rządu, proklamowanego w lecie 1941 r.[18] Tuż przed końcem swojej prezydencji na początku 2010 r.
Juszczenko przyznał tytuł Bohatera Ukrainy (pośmiertnie) także Stepanowi Banderze, kierownikowi radykalnego skrzydła OUN, które było głównym współuczestnikiem Holokaustu ze strony ukraińskiej i głównym wykonawcą czystek etnicznych. Kilka dni później wezwał samorządy terytorialne do nadawania nazw szkołom, ulicom i placom na Ukrainie nazwiskami bohaterów OUN-UPA. Prawie natychmiast potem Kongres Ukraińców Kanady (UCC) zwrócił się do rządu
Kanady z wezwaniem do uznania weteranów OUN-UPA za uczestników ruchu oporu w czasie II Wojny Światowej i przyznania im emerytur, należnym weteranom. W tych samych latach Juszczenko prowadził swoją kampanię, zmierzającą do uznania przez wszystkie kraje głodu z lat 1932-1933 za ludobójstwo - jednocześnie przemilczając historię innego ludobójstwa, Holokaustu.
W celu wdrożenia swojego historyczno-politycznego programu wykorzystywał Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy )SBU). SBU wytworzyła dwie fałszywki, z których jedna wybielała historię OUN w stosunku do pogromów, a druga niewspółmiernie wyolbrzymiała odpowiedzialność Żydów za Hołodomor[19]. Ktoś wypowiedział się na ten temat,
STR 430
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
i ja poczułem, że nadszedł czas, by zrobić to samo. Najbardziej gorące spory rozpoczęły się po tym, jak Juszczenko uczynił Banderę Bohaterem Ukrainy, a Kongres Ukraińców Kanady zupełnie poważnie dokonał próby zrobienia z OUN-UPA podstawy identyfikacji Ukraińców w Kanadzie. W świetle tych wydarzeń ja, i niektórzy moi bliscy koledzy z Uniwersytetu Alberta, David Marples i Per Anders Rudling, rozpoczęliśmy pełnym głosem informować o swoim proteście.
Ostatni motyw, który wymienię, także jest związany z Juszczenką i jego polityką historyczną. Na Ukrainie istnieją dwie odmienne pamięci i w stosunku do Hołodomoru, i w stosunku do OUN-UPA. Mówiąc krótko, dla Ukrainy Zachodniej w centrum bohaterskiej historii II Wojny Światowej znajdują się OUN i UPA, a dla Wschodu i Południa Ukrainy - Armia Czerwona. Zachodnia Ukraina również w większym stopniu, niż pozostała część kraju, jest przekonana, że głód z lat 1932 - 1933 był ludobójstwem (chociaż sama Ukraina Zachodnia w tym czasie nie wchodziła w skład Związku Radzieckiego).
Pierwszy prezydent Ukrainy Leonid Krawczuk (1991 - 1994) zręcznie lawirował, nie wspierając, ale i nie odrzucając ani jednego, ani drugiego regionalnego punktu widzenia, a jego następca Leonid Kuczma (1994 - 2005) czasami przeciwstawiał jeden projekt identyfikacji drugiemu. Dopiero prezydent Juszczenko całkowicie zaakceptował identyfikację, którą jeden z moich kolegów nazwał "OUN-UPA-Hołodomor", i energicznie narzucał ją ukraińskiemu społeczeństwu. Na wyborach prezydenckich 2010 r. poniósł dotkliwą porażkę, i na jego miejsce przyszedł
Wiktor Janukowycz, podzielający odmienny, przeciwny punkt widzenia. Rząd Janukowycza minimalizuje rozmiary Hołodomora (obecnie jest on klasyfikowany jako tragedia, a nie jako ludobójstwo) i ostro krytykuje OUN-UPA. Moim zdaniem, ten historyczny i identyfikacyjny antagonizm jest dla Ukrainy bardzo niebezpieczny. Dla polityków możliwość mobilizacji ludności przy pomocy symboli historycznych wydaje się za bardzo użyteczna, i oni wciąż głębiej wbijają klin pomiędzy regiony i jeszcze bardziej polaryzują stanowiska. Zawsze łatwiej jest zapewnić ludziom symbole,
STR 431
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
niż godną opiekę medyczną lub dostępne, tanie mieszkania. Uważam, że zniszczenie historycznej mitologii byłoby nie tylko pożytecznym ćwiczeniem, ale także niezbędnym lekarstwem dla ukraińskiego kontekstu politycznego.
Strategie
Realizowałem swoje przyjazne interwencje w formie akademickiej (monografie, artykuły w czasopismach naukowych, recenzje książek, prezentacje na konferencjach) i w postaci publicznej działalności intelektualnej (kolumny autorskie w prasie, listy do redakcji, listy otwarte). Spróbuję tutaj ocenić niektóre wady i zalety tych kategorii.
Zacznijmy od form naukowych. Pierwszy problem związany jest z tym, że są one realizowane bardzo powoli. Na przeprowadzenie badań i napisanie monografii, przynajmniej w moim przypadku, upływa zbyt dużo czasu. Przystąpiłem do poważnych naukowych poszukiwań dla swojej pierwszej książki w 1974 r., a moja ostatnia tym momencie praca została wydana w 2009 r., tak więc na napisanie czterech monografii poświęciłem 35 lat.
Ale nie tylko przygotowanie materiałów, ale także proces publikacji naukowej przebiega wolno. Napisałem ogromny artykuł o Holokauście jeszcze w 2004 r., i w chwili publikacji tego oto tekstu jeszcze nie ukazał się na świecie, chociaż został przyjęty do druku już dość dawno. Żeby jakoś rozwiązać ten problem, zacząłem rozpowszechniać niektóre swoje teksty w postaci elektronicznej.
Drugi poważny problem związany z formami naukowymi - to bardzo niewielki krąg czytelników. Trudno liczyć nawet na niewielka zmianę społecznej świadomości, jeśli, trzymając się tradycyjnych kanonów naukowych, napisze się artykuł na 25 stronach razem z przypisami i opublikuje go w profesjonalnym czasopiśmie, które prenumerują, przede wszystkim, wielkie biblioteki naukowe. Jednak jeśli temat cieszy się
STR 432
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
zainteresowaniem szerokiej publiczności, artykuły naukowe w postaci plików PDF można rozpowszechniać bardziej szeroko.
Trzecim problemem jest to, że dla przyswojenia informacji w formie naukowej potrzebne są wysiłek i czas. Współczesny czytelnik preferuje krótkie i łatwe teksty, gazetowa kolumna wydaje się idealnym rozwiązaniem - i co do rozmiarów tekstu, i co do poziomu intelektualnego.
O efektywności rozsyłania krótkich powiadomień przez Internet przekonałem się w 2004 roku, w przededniu "pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie. Reagowałem na to, co sam uważałem za histeryczną, a czasami i za ksenofobiczną retorykę ze strony zwolenników Juszczenki, wtedy jeszcze kandydata na prezydenta, i rozsyłałem różnym grupom adresatów i dla wielu kolegów tekst o objętości 1100 słów, wyrażający przekonania, różniące się od tych dominujących[20].
W krótkim czasie mogli przeczytać go wszyscy, których znałem, a także nieznani mi ludzie, zarówno na Ukrainie, jak i w zagranicznej diasporze, do której w istocie mój tekst nie był adresowany. Rozpowszechnianie listów otwartych przez pocztę elektroniczną i przez Internet okazało się nadzwyczaj efektywnym sposobem porozumiewania się z ogromnym audytorium bez większych opóźnień w czasie.
Żadne zwykłe forum naukowe nie pozwoliłoby dokonać tego, na co pozwolił krótki tekst , zamieszczony w Internecie. Kiedy opanowałem powyższą lekcję, byłem w stanie w analogiczny sposób interweniować, gdy reżyser z diaspory zrealizował zniesławiający film o Hołodomorze[21], gdy SBU Juszczenki oszukiwała społeczeństwo w kwestii OUN i pogromów[22] i szczególnie wtedy, gdy Juszczenko mianował Banderę i bojowników OUN-UPA bohaterami, a Kongres Ukraińców Kanady zaakceptował ten fakt w imieniu społeczności, za członka której się uważam[23].
Jednak w szybkich, błyskawicznych reakcjach kryją się pewne niedostatki. Pierwszy z nich polega na tym, że są one niedostatecznie precyzyjne. Dla przykładu, w jednym z przekazów przypadkowo nazwałem Tarasa Bulbę-Borowcia założycielem OUN, chociaż doskonale wiem, że był on założycielem UPA. Jeden z moich krytyków z obozu nacjonalistów,
STR 433
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
były prezydent Światowego Kongresu Ukraińców, Askold Łozińskyj, złapał mnie na tym i oskarżył o naukową niekompetencję[24].
Odpowiedziałem mu błyskawicznie, przyznałem się do swojej pomyłki i zauważyłem, że w swojej odpowiedzi do mnie skierowanej pomylił Mychajłę Kołodzińskiego jako osobę z oddziałem UPA, nazwanym jego imieniem[25]. W swojej odpowiedzi (zauważyłem to zbyt późno) znalazła się jedna niezupełnie poprawnie opisana fotografia, ale Łozińskyj tego nie zauważył. Jednak odpowiedział mi jeszcze raz i znów się pomylił, tym razem odniósł pogrom we Lwowie do roku 1942, a nie do 1941[26]. Dokonałem porównania tej szybkiej korespondencji (w tym również sprawę pojawiających się pomyłek) z powolną wymianą wypowiedzi w formach, przyjętych w kręgach naukowych.
Artykuł, którego nie byłem w stanie opublikować w 2004 roku, był przepisywany 3 albo 4 razy i wiele razy był profesjonalnie sprawdzany. Moja ostatnia monografia była tworzona od projektu do publikacji w okresie trzech lat. W tym czasie przyszło mi dwukrotnie odpowiadać na spostrzeżenia i uwagi bardzo uważnych redaktorów. Było mi nieprzyjemnie, że pojawienie mojej książki się opóźnia, lecz muszę przyznać, że w efekcie stała się ona znacznie lepsza.
Szybka, a tym bardziej błyskawiczna wymiana informacji ma swoje minusy także dlatego, że historia - to nauka złożona, i krótki tekst często okazuje się banalnym uproszczeniem. Krótkie teksty są dobre, kiedy trzeba zburzyć spokojny nurt zmanipulowanych narracji i mitów, ale nie są przydatne dla każdego poziomu złożoności, i nie zawsze w ramach tej kategorii jest możliwe sformułowanie przekonujących argumentów.
Coś zawsze trzeba wtedy poświęcić, z czegoś zrezygnować. W artykule o pogromie we Lwowie, który opublikowałem w postaci kolumny autorskiej w Kyiv Post[27], podałem wybrane z mojej książki, którą wtedy pisałem, podstawowe źródła, które dokumentalnie potwierdzały rolę członków milicji OUN w aktach przemocy. Byłem w stanie zaprezentować różnorodne źródła i wyjaśnić, co mianowicie z nich wynika, ale nie byłem w stanie, biorąc pod uwagę wykorzystywaną kategorię formy przekazu, przedstawić archiwalnych lub bibliograficznych przypisów i wyjaśnić, jak się ocenia wiarygodność i użyteczność różnych rodzajów źródeł.
Z pełną argumentacją można będzie zapoznać się
STR 434
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
w książce, która w ostatecznym kształcie mimo wszystko się ukaże. Oprócz tego, błyskawiczna wymiana krótkich informacji ma jeszcze jedną wadę: ona zbytnio zaostrza spory, co może przeszkadzać wnikliwej pracy umysłowej.
Mój były aspirant Grzegorz Rossoliński-Liebe twierdził, że czymś przedwczesnym było wdawanie się w polemikę z nacjonalistycznymi mitami. W pierwszej kolejności, mówił, powinniśmy opublikować wszystkie nasze wnioski naukowe. Zgadzam się, że to byłoby idealne rozwiązanie, chociaż opublikowałem kilka badań naukowych[28], także inni uczeni również dochodzą już do wniosków bardzo podobnych do moich[29].
Jeśli my przestaniemy przeciwstawiać się mitotwórstwu (heroizacji Szuchewycza, Stećki, Bandery i OUN, przez prezydenta Juszczenkę, wspieranej i kontynuowanej przez Kongres Ukraińców Kanady; rozpowszechnianiu oceny głodu jak ludobójstwa; sfałszowanemu przedstawianiu Żydów jako zbrodniarzy, a OUN-UPA jako niewinnych), to nacjonalistyczne punkty widzenia, już teraz dominujące w zagranicznej diasporze, w ukraińskiej społeczności naukowej i na Zachodniej Ukrainie, jeszcze bardziej się utrwalą, i jeszcze trudniej będzie je wybić ze społecznej świadomości.
Jestem przekonany, że żaden dowód nie będzie w stanie przekonać prawdziwych ortodoksyjnych nacjonalistów. Ale wydawało mi się, że jest absolutną koniecznością przedstawianie odmiennego punktu widzenia, tworzenie przestrzeni i możliwości dla intelektualnej wymiany różnych poglądów, do czego akurat pasuje kategoria krótkich tekstów w Internecie.
Kwestia, która pojawia się w związku z krótkimi, nie ściśle naukowymi dyskusjami, to ich tonacja. W swojej pracy naukowej staram się unikać stosowania nadmiaru terminów i wstawek emocjonalnych oraz dążę do wyrażania swoich myśli prostym i zrozumiałym językiem.
W publikacjach, które przeznaczone są na wpływanie na świadomość społeczną, używam mniej neutralnego języka, ale mimo wszystko staram się być wstrzemięźliwym w słowach[30]. Kiedy odpowiadam na wypowiedzi, zwykle nie jestem zainteresowany wykazaniem błędów mojego oponenta, przeciwnie, ja staram się wykorzystać nadarzającą się okazję zwrócenia się do społeczeństwa i wyjaśnienia, o co w istocie mi chodzi.
STR 435
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z największym sukcesem udało mi się realizować to dążenie do ideału, gdy odpowiadałem na jeden z wypadów Łozińskiego pod moim adresem. W swojej filipice nazwał mnie "przekabaconym apologetą Stalina" i "oszczercą Ukrainy", a moją pracę "rzekomo naukową, która w rzeczywistości w ogóle nie jest naukowa"[31].
Wykorzystałem pretekst obrony mojej pracy, aby zaprezentować więcej dowodów zbrodni wojennych OUN-UPA. Następnie przeszedłem do twierdzenia, że ukraińska tradycja nie sprowadza się wyłącznie do tych nacjonalistów, że w niej jest coś lepszego.
Przyszedł czas, napisałem, aby przemyśleć to, co należy uważać za ukraińską świadomość, ukraińską samoidentyfikację.
Bezpośredniej polemiki z panem Łozińskim w tym wszystkim było niewiele[32].
Chociaż jeden z moich akademickich kursów stał się przedmiotem dość intensywnych sporów[33], nigdy nie uważałem audytorium akademickiego za stosowne i przydatne miejsce dla propagandy tych albo innych idei. Prowadziłem szereg seminariów dla studentów i aspirantów z tematyki Holokaustu i przeprowadziłem jedno seminarium z tematu głodu w lat 1932 - 1933. Wykorzystuję te możliwości, żeby samemu głębiej przestudiować wymienione tematy w trakcie kolektywnego czytania i analizowania tekstów. Kiedy pojawia się sporna kwestia, ja staram się znaleźć najlepsze zestawienie odmiennych punktów widzenia.
Na przykład, na swoim seminarium poświęconym głodowi, zaprezentowałem pracę, które ja uważam za najbardziej rozumną argumentację na rzecz uzasadnienia ludobójstwa (Andrea Graciosi), najbardziej rozumną argumentację na rzecz wyjaśnienia głodu jako rezultatu kolektywizacji (Richard Y. Davis i Stephen G. Wheatcroft) i najbardziej ostrą krytykę działań reżimu stalinowskiego na Ukrainie ((Robert Conquest).
Studenci powinni zapoznać się z różnorodnymi poglądami, a potem samodzielnie, na swój własny użytek poradzić sobie z przedyskutowanymi kwestiami. Dewiza naszego uniwersytetu - Quaecumque vera, "tylko to, co prawdziwe". Ja całkowicie się pod nią podpisuję. Uniwersyteckie audytorium przeznaczone jest dla wnikliwej analizy i dla pracy intelektualnej, a nie dla indoktrynacji.
W związku z tymi moimi wystąpieniami pojawiło się kilka pytań dotyczących tego, co można nazwać moją "lokalizacją". Zacznijmy od tego, że jestem zdecydowanie przekonany:
STR 436
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
nie powinienem próbować dokonywać interwencji w sytuację na samej Ukrainie, to nie jest moje miejsce. Doszedłem do przekonania, że powinienem się ograniczyć do komentarzy przeznaczonych dla diaspory, bo tu właśnie się znajduję. W tym dobrowolnym ograniczeniu się można wyodrębnić kilka aspektów, ale później zrozumiałem, że takiego stanowiska nie uda się zachować[34].
Wiele z tego, co ja pisałem w diasporze, zostało przeczytane na Ukrainie, a prace, które opublikowałem na Ukrainie, nawet w języku ukraińskim, były czytane także w diasporze. Ja nie w pełni zdawałem sobie sprawę, do jakiego stopnia nasza epoka stała się trans-narodowa.
Druga kwestia, związana z lokalizacją: czy ja jestem Ukraińcem? Grzegorz Rossoliński-Liebe, także demitologizator, krytykował mnie za tę samoidentyfikację. Ja jestem pewny, że jego obiekcja wynika z tego, że on w ogóle nie uważa, aby etniczna albo narodowa identyczność odgrywały ważną rolę.
Jednak ja nie zgadzam się z nim z dwóch powodów. Po pierwsze, lokalizacja osoby jest źródłem niektórych różnic w typie demitologizacji, w której uczestniczę: w szczególności, kogo ja krytykuję, nas czy ich? Jeśli ja sam znajduję się "na zewnątrz", to mi łatwiej odżegnać się, niż gdybym znajdował się "wewnątrz". Na przykład, ja pokazuję na swoim przykładzie, że nie trzeba obowiązkowo utożsamiać się z OUN-UPA, aby identyfikować siebie (i być identyfikowanym przez innych) jako Ukrainiec.
Muszę się przyznać, że czasami wahałem się co do tego punktu: byłem w takim stopniu zniechęcony dominacją nacjonalistycznego dyskursu, że nie raz zadawałem sobie pytanie: a co w ogóle łączy mnie z tymi ludźmi? 29 kwietnia 2010 r. pisałem do swojego bliskiego przyjaciela Alana Rutkowskiego: "Jestem pewny, że przyszedł dla mnie czas, aby zaprzestać mojej krucjaty.
Ale przecież ona nie była skierowana przeciwko OUN-UPA jako takiej, lecz przeciwko temu, żeby OUN-UPA stawała się głównym punktem identyfikacji Ukraińców. Myślę, że przegrałem tę bitwę. Dzisiaj bycie "Ukraińcem" oznacza przyjęcie spadku po OUN-UPA".
Drugi powód, dla którego uważam się za Ukraińca, wynika z tego, że ja - w ciemnocie swojej - czuję się Ukraińcem we wszystkich znaczeniach tego słowa. Od ponad 40 lat zajmuję się ukraińska historią, ponadto kształciłem się, przygotowując się do zostania ukraińskim kapłanem,
STR 437
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
razem z żoną uczyliśmy nasze dzieci mówić w języku ukraińskim, chodzę modlić się do Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej, bywam na Ukrainie, mam tam bliskich przyjaciół i krewnych; lubię jeść potrawy ukraińskiej kuchni i pić gorzałkę; najbardziej lubię ukraińską muzykę różnych kierunków (przy czym nie tylko ukraińską), czuję głębokie zainteresowanie ukraińską sztuką religijną. Dlaczego więc miałbym nie uważać siebie za Ukraińca? (I tu słyszę chór moich krytyków: "Dlatego, że jesteś zdrajcą!"[35])
I ostatni moment, który chciałem odnotować, mówiąc o strategii: czasami jest mi proponowana pomoc, poprzez udział w dyskusji, ale ja nie wychodzę naprzeciw takim zamierzeniom. W rzeczywistości niezwykle rzadko ktokolwiek wspiera mnie w publicznych dyskusjach, lecz po prostu tylko w prywatnej korespondencji za pośrednictwem poczty elektronicznej.
Częściowo dlatego, że ja mogę prowadzić dyskusję, znajdując się w wygodnej sytuacji człowieka, doskonale orientującego się w dokumentacji i historiografii (a to jest dostępne tylko niewielu). Być może powinienem wezwać swoich zwolenników do zajęcia bardziej aktywnego obywatelskiego stanowiska, choćby tylko w kwestii prawa wolności badań i wolności wypowiedzi oraz ich znaczenia.
Dopóki mój głos jest praktycznie samotny, opozycji łatwiej zakwestionować moje dowody, po prostu poddając mnie ostracyzmowi i poniżaniu.
Być może, nieco bardziej szeroki ruch byłby bardziej efektywny. Być może, powinienem zorganizować skoordynowaną kampanię, ale każdy z nas jest ograniczony charakterem własnej osobowości i swoimi możliwościami.
Przeszkody i ich przezwyciężenie
Nie jestem człowiekiem o naturze wojownika i nie lubię konfliktów. Od zawsze było dla mnie czymś niezwykle trudnym emocjonalnie znajdować się w centrum skandalu. Taka sytuacja powoduje tarcia w rodzinie i niszczy stare przyjaźnie. Kiedy przystępowałem do bardziej intensywnych badań w dziedzinie
STR 438
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Holokaustu, wiedziałem, że to wyjdzie mi bokiem. Rozumiałem także to, jak ciężki materiał przyjdzie mi opracowywać. W procesie studiowania źródeł, szczególnie relacji naocznych świadków, często nawiedzały mnie koszmary. Spodziewałem się, że będą problemy z niektórymi nacjonalistami, ale zupełnie nie byłem przygotowany na to, że właśnie nacjonalistyczny światopogląd będzie dominował w rządzie Juszczenki, w północno-amerykańskiej diasporze i w zorganizowanej społeczności historyków Ukrainy. Nie byłem przygotowany na takie burzliwe reakcje na moje badania i wystąpienia. Miałem wrażenie, że należę do społeczeństwa drugiej kategorii.
Nie zamierzam tu opowiadać o wszystkim, co mnie spotkało. Zamiast tego posłużę się dwoma przykładami, żeby pokazać, z jakim przeciwdziałaniem przychodzi zderzać się mi i innym ludziom, którzy decydują się zająć demitologizacją.
Najpierw opowiem o działalności Kongresu Ukraińców Kanady. Ta organizacja od samego początku ostro występowała przeciwko jakiejkolwiek rewizji koncepcji OUN-UPA-Hołodomor w ukraińskiej historii. Po tym, gdy Mirna Kostasz opublikowała w Literary Review of Canada artykuł o moim seminarium, poświęconemu głodowi z lat 1932 - 1933, prezydent Kongresu Ukraińców Kanady Paul Grod napisał list, w którym bronił ortodoksyjnej koncepcji ludobójstwa i wystąpił przeciwko "obywatelskim zmyśleniom... współczesnych negatorów faktu Hołodomoru i ich wspólników, których cytuje Kostasz i których reprezentuje John-Paul Himka"[36]
1 lutego 2010 r.
Kongres Ukraińców Kanady wezwał rząd Kanady do wprowadzenia zmian do kanadyjskiego prawa o zaopatrzeniu weteranów wojny, rozszerzając jego działanie na poszczególne grupy ruchu oporu, takie jak OUN-UPA[37]. To wezwanie, będące wprost rezultatem decyzji Juszczenki o przyznaniu tytułu Bohatera Banderze, pobudził niewielką grupę naszych zwolenników do wystąpienia z protestem w naszej lokalnej gazecie Edmonton Journal.
David Marples opublikował kolumnę autorską na temat pośmiertnej heroizacji Bandery, w której, w szczególności,
STR 439
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
napisał, że "członkowie OUN-B [to znaczy frakcji OUN, której przewodniczył Bandera] stali na czele pogromów we Lwowie w lecie
1941 r." Redaktor szpalty zaopatrzył artykuł Davida nagłówkiem "Bohater Ukrainy odpowiedzialny za mordowanie Żydów"[38].
Wśród wielu reakcji na artykuł, które nadeszły z ukraińskiej społeczności, był także list od pani prezydent miejscowego oddziału Kongresu Ukraińców Kanady. Napisała ona, że do jej biura dzwonili "szanowani w stanie Alberta ludzie, którzy podlegają prześladowaniu w miejscu pracy z powodu nieprecyzyjnego, niewłaściwego i sensacyjnego nagłówka i samego artykułu".
Odrzucała odpowiedzialność Bandery i OUN za współudział w Holokauście.[39] Taka publiczna wymiana poglądów i opinii jest dość uczciwa i byłbym zadowolony, gdyby zdarzała się częściej.
Jednak prawie natychmiast potem Kongres Ukraińców Kanady postanowił odpowiedzieć w inny sposób. Zorganizował serię telekonferencji, zaczynając od 8 marca 2010 r.[40]; jej uczestnikami byli, w szczególności, członkowie specjalnej zadaniowej grupy Kongresu Ukraińców Kanady do spraw "wypracowania strategii społeczności w stosunku do niedawnych napadów na ruch wyzwoleńczy na Ukrainie".
Pośród innych propozycji, uczestnicy tej konferencji zaproponowali "zorganizować spotkanie z kolegium redakcyjnym Edmonton Journal i "wywrzeć presję na północno-amerykańskie instytucje naukowe, otrzymujące pieniądze od [ukraińskiej] społeczności (Harvard [Ukraiński Instytut Naukowo-Badawczy], CIUS [Kanadyjski Instytut Ukraińskich Badań], katedra Ukr[aińskich] Badań [na Uniwersytecie Ottawy])"[41]
Ale jeszcze przed rozpoczęciem tych telekonferencji pod naciskiem społeczności Edmonton Journal postanowiła więcej nie poruszać tego tematu. Ja i Per Rudling napisaliśmy nasz własny komentarz na temat rekomendacji Kongresu Ukraińców Kanady rozszerzenia ulg przysługujących kanadyjskim weteranom wojennym na członków OUN-UPA, i on został przez gazetę przyjęty.
Wydawało się pewne, że zostanie on opublikowany wkrótce po artkule Davida Marplesa. Zamiast tego został odrzucony. 19 lutego redaktor szpalty David Ewans napisał do Rudlinga: "Dzisiaj rano rozmawiałem z Johnem-Paulem Himką i powiedziałem mu, że jestem skłonny poczekać, dopóki nieco nie opadną
STR 440
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
emocje. Otrzymaliśmy wasze listy w ten weekend[42], i, sądząc po reakcji [na artykuł Marplesa], pojawienie się waszego komentarza może jeszcze bardziej pogorszyć sytuację. Zdaję sobie sprawę, że w ukraińskiej społeczności w Kanadzie już toczą się poważne spory na temat Bandery i przeczących sobie nawzajem wersji historii tego okresu, i wydaje mi się, że należy obserwować, jak to będzie się rozwijać.
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie...[43] ja dam wam znać, jak tylko mój pogląd na to się zmieni". Warto tu powiedzieć, że ten moment jednak nie nastąpił.
Nie wiem, czy Kongres Ukraińców Kanady realizował propozycje, sformułowane w trakcie telekonferencji, i nie mogę przypisywać Kongresowi Ukraińców Kanady wywierania presji na wszystkie akademickie instytucje. Nie wiem, czy Kongres Ukraińców Kanady miał jakikolwiek związek z listem z Fundacji Naukowej Petra Jacyka do dziekana fakultetu sztuk, gdzie wykładam. Ja nigdy nie widziałem tego listu, widziałem tylko odpowiedź na ten list w imieniu mojego dziekana[44]. Fundacja Jacyka, wielomilionowy donator Kanadyjskiego Instytutu Ukraińskich Badań (CIUS), a głównie jego filii w Toronto, wyrażał swoje niezadowolenie moim sporem z dyrektorem CIUS Zenonem Kogutem. Zastępca dziekana zadzwonił do mnie i poprosił mnie o "nie pogarszanie sytuacji".
Nie jestem w stanie przeciwstawić się nacjonalistycznej społeczności, mobilizującej przeciwko mnie swoje finansowe i ludzkie zasoby. Nacjonalistyczna społeczność unika otwartych dyskusji, w których każda ze stron będzie miała jednakowe prawa, nie życzy sobie stanąć twarzą w twarz z problemem, polegając zamiast tego na zakulisowych wpływach i oszczerstwach[45]. Media, wydawane przez diasporę, drukowane i w Internecie, w chwili obecnej są dla mnie zamknięte.
Stosowanie takich metod przez osoby i organizacje, które uważają się za spadkobierców OUN i UPA, nie budzą zdziwienia.
Znacznie bardziej zdziwiło - i rozczarowało - zachowanie niektórych moich kolegów z badań ukraińskich, którzy, jak byłem o tym przekonany, podzielali moje przywiązanie do swobody badań naukowych. Tutaj ograniczę się jedynie do opisu
STR 441
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
przypadku, najbardziej dla mnie bolesnego, dotyczącego CIUS. Kierowałem w CIUS programem badawczym (problemy religii i kultury), tak jak i David Marples (program Stasiuka studiów współczesnej Ukrainy). Mieliśmy z Davidem niskobudżetowe programy, nie otrzymywaliśmy zapłaty z instytutu, nie posiadaliśmy żadnych pełnomocnictw, dotyczących podejmowania decyzji poza granicami naszych własnych programów. Kierownictwo CIUS składa się z trzech osób: jest to dyrektor Zenon Kogut, dyrektor Centrum Ukraińskich Historycznych Badań Petra Jacyka (w składzie CIUS) Frank Sysyn i zastępca dyrektora CIUS Bohdan Klid. Jars Balan, który także będzie wspomniany poniżej, jest administracyjnym koordynatorem Centrum Ukraińsko-Kanadyjskich Badań Kyle w CIUS.
Po tym, jak Mirna Kostasz opublikowała w Literary Review of Canada swój raport o moim seminarium o głodzie, Jars Balan dość szczegółowo odpowiedział jej w lokalnej gazecie w Edmonton - Ukrainian News. Jego odpowiedź była adresowana głównie do Kostasz, i retoryka nie wyróżniała się oględnością. Stalin, pisał on, "dokładnie wiedział, co robił, kiedy używał głodu - kolejnej broni w arsenale, który stosował w wielopłaszczyznowej kampanii ludobójstwa. Twierdzenie czegoś innego oznacza ignorowanie ogromnej liczby znanych faktów z historii ZSRR i pójście na rękę apologetom postsowietyzmu, który kwitnie w Rosji Putina i, najwyraźniej, znajduje sojuszników wśród łatwowiernych zwolenników lewicy na Zachodzie".[46]
Kilka tygodni później, po tym, gdy odpowiedziałem Balanowi, do sporu toczonego w Ukrainian News dołączył Bohdan Klid, zwracający się tym razem bezpośrednio do mnie. Stwierdził on, że ja demonstruję "wielką tolerancję w stosunku do sowieckiego państwa i jego kierowników". Później on przeprosił za to, że błędnie napisał, jakobym nigdy nie wspomniał o działaniach reżimu stalinowskiego jako o "zbrodniczych". Jednak główną przyczyną mojej niezgody z tą publikacją było to, że on przedstawił zniekształconą wersję mojej argumentacji. Klid oskarżył mnie o "pomniejszanie znaczenia głodu", stwierdził, że ja oceniam głód jako tragedię typu niedawnego
STR 442
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
trzęsienia ziemi na Haiti. Czytelnikom, oczywiście, pozostało jedynie pomyśleć, że uważam ten głód za klęskę żywiołową, a nie zbrodniczy akt sowieckiego kierownictwa. Zenon Kogut także odpowiedział na artykuł Kostasz, znowu twierdząc, że to było ludobójstwo. Jego odpowiedź pojawiła się w Literary Review of Canada z podpisem "dyrektor Kanadyjskiego Instytutu Ukraińskich Badań".
Ponieważ jego odpowiedź pojawiła się zaraz po liście Paula Groda, który podpisał się "prezydent Kongresu Ukraińców Kanady", było to bardzo podobne do oficjalnej odpowiedzi [w imieniu CIUS]. Zaraz potem, jak David Marples opublikował swój artykuł o Banderze w Edmonton Journal, Kogut napisał do redakcji list ze swoim dyrektorskim podpisem, w liście całkowicie negował odpowiedzialność Bandery za pogrom we Lwowie ("Bandery w tym czasie nie było na Ukrainie") i odrzucił twierdzenie Marplsa, że OUN była typowo faszystowską organizacją.
W tych reakcjach z CIUS oburzyło mnie kilka rzeczy. Pojawiło się u mnie silne wrażenie, że w tym czasie Instytut wziął na siebie rolę nadzorcy nad "rozłamowymi" poglądami na historię Ukrainy w XX wieku. Nikt z tych, którzy odpowiedzieli Kostasz, Marplesowi lub mnie, nie jest specjalistą w tej dziedzinie wiedzy. Kogut - świetny historyk, specjalista z historii Ukrainy XVII - XVIII w.; Klid napisał pracę doktorską z intelektualnej historii Ukrainy XIX wieku, a potem przeszedł do studiowanie ukraińskiego hip-hopu; Balan - specjalista od Ukraińców, mieszkających w Kanadzie. O ile mi wiadomo, żaden z nich nie prowadził kursu na poziomie uniwersyteckim ani na temat głodu, ani na temat Holokaustu i nie publikował artykułów naukowych na te tematy. Co skłoniło ich do zajęcia tak zdecydowanego stanowiska? Jest oczywiste, że oni wierzą w zmitologizowaną historię. CIUS zapewnia główne miejsce na swoich dorocznych wykładach pamięci Szewczenki, a w szeregu seminariów niemało czasu zapewniono wiodącym zwolennikom linii OUN-UPA-Hołodomor: Petrowi Poticznemu, Mykole Riabczukowi i Romanowi Serbinowi. Całkowicie nieobecne są krytyczne opinie, przynajmniej w stosunku do dwóch naszych ważniejszych
STR 443
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
tematów - Hołodomoru i Holokaustu. Odnosi się wrażenie, że moi oponenci nie uważają, że misją CIUS powinno być podnoszenie poziomu ukraińskiej dyskusji. Według prezentowanego przez nich stanowiska, Instytut, najwyraźniej, powinien stać na straży ortodoksyjnych wyobrażeń ukraińskiej społeczności. Ja podtrzymuję swoje stanowisko, sformułowane w odpowiedzi udzielonej Kogutowi na jego publikację w Literary Review of Canada: "Będzie lepiej, jeśli uczeni i intelektualiści będą podawać w wątpliwość nacjonalistyczną mitologię i w ten sposób utrudniać zadanie ich wyznawcom, a nie stawać pod ich sztandarami".[47]
Jednocześnie chciałbym zauważyć, że ci, który tak żwawo ruszyli w bój, przeciwdziałając zagrożeniu dla mitów, w żaden sposób nie zareagowali na niezliczone antysemickie interpretacje ukraińskiej historii XX wieku, które pojawiły się w trakcie następnych dyskusji.
Na przykład, Askold Łozińskij w artykule, opublikowanym w Kyiv Post i szeroko rozpowszechnionym na różnych elektronicznych stronach diaspory, zawierającym potępienie moich i Marplesa poglądów na OUN-UPA i Holokaust, pisze: "I nawet te osoby, które przez wiele lat były osobami bez obywatelstwa i często cierpiały ucisk, kontynuują szukanie nowych demonów, aby uniknąć odpowiedzialności za nie całkiem nieposzlakowaną przeszłość i zachować ogień pamięci dla swoich własnych - żydowskich - tragedii".[48] I dalej: "Chociaż istnieją rozbieżności w stosunku do interpretacji tego, co wydarzyło się we Lwowie, i personaliów winowajców, nie ulega wątpliwości, że Sowieci zostawili po sobie krwawy obraz - więzienia, przepełnione trupami ukraińskich więźniów, nagromadzonych w okresie prawie dwóch lat pomiędzy zawarciem Paktu Ribbentrop - Mołotow a wtargnięciem nazistów na Zachodnią Ukrainę. Nie budzi wątpliwości i to, że tym okresie rządów Sowietów na Zachodniej Ukrainie liczni Żydzi służyli w sowieckiej tajnej policji. Istotnie, pan Himka nie wspomina o udziale Żydów [w tych zbrodniach], co, prawdopodobnie, mogłoby wyjaśnić motywy zachowania niektórych ich prześladowców"[49] Marko Lewickij, redaktor Ukrainian News,
STR 444
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
opublikował w Edmonton Journal list kwestionujący poglądy Marplesa, w którym napisał: "Do chwili wtargnięcia Niemiec pracownicy sowieckiego NKWD, w którym Żydzi stanowili nieproporcjonalnie duży odsetek, uczestniczyli w zamordowaniu od 4 000 do 8 000 cywilnych więźniów - to jest fakt, który, jak mieli nadzieję naziści, skłoni Ukraińców do gniewnej reakcji".[50] Per Rudling wyraził mu swój sprzeciw w tej samej gazecie, pisząc, że on wywołuje "ducha żydo-komunizmu". Lewickij "potwierdził" swój punkt widzenia, zauważając, że chociaż Żydzi stanowili tylko 1,78 % ludności ZSRR, w kierowniczym składzie NKWD było ich 3,92%".[51] Argumentacja Łozińskiego i Lewickiego, a także innych obrońców nacjonalistów, jest równoznaczna z twierdzeniem, że zabijając Żydów, OUN i UPA powoływała się w pierwszej kolejności na to, że Żydzi byli komunistycznymi zbrodniarzami. Ani jeden uczestnik sporu z CIUS nie widział konieczności skorygowania żydowsko-bolszewickiej interpretacji współczesnej historii ukraińskiej. Moim zdaniem świadczy to o poważnym przestawieniu priorytetów.
Ale kierownictwo CIUS nie ograniczyło swojej działalności do polemiki na piśmie. Przeciwko mnie została zorganizowana kampania rozpowszechniania pogłosek "szeptem", przy czym bardzo głośnym szeptem. Mój przyjaciel - historyk, którego nazwisko uważam za stosowne zachować w tajemnicy, napisał mi 15 grudnia 2009 r.: "Chciałbym także, abyś dowiedział się czegoś w zaufaniu[52], za pierwszym razem nie chciałem niczego powtarzać, ale teraz usłyszałem te słowa. Myślę, że ty kogoś pogładziłeś mocno pod włos (czego ci gratuluję), ponieważ dwaj znani specjaliści z historii Ukrainy z Kanady mówili dość nieprzyjemne rzeczy o tobie i twojej motywacji w badaniach żydowsko-ukraińskich stosunków i Hołodomoru. To samo zostało powiedziane... w... niedawno przez inną osobę.
W istocie, powiedziano, że twoja motywacja - to twój "chrześcijański marksizm". Oni dyskredytują twoją pracę, przede wszystkim twierdząc, że ty kierujesz się tajnymi motywami". Później, 30 września 2010 r., ten sam człowiek, przypominając mi o tej elektronicznej
STR 445
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
wiadomości, napisał: "Ja nie wspomniałem o tym wtedy, ale jeden z tych ludzi należy do znakomitości CIUS". Od kilku wspólnych znajomych wiadomo mi, że jeden człowiek z CIUS, który negatywnie wypowiada się na mój temat, to Frank Sysyn, dyrektor Centrum Jacyka i kierownik filii CIUS w Toronto. Mój bliski przyjaciel Alan Rutkowski pisał mi 29 kwietnia 2010 r.: "Frank pocztą elektroniczną napisał, że moja z nim przyjaźń jest zerwana z powodu mojej przyjaźni z tobą. Najwyraźniej emocje rozpaliły się nie na żarty, jeżeli wasz skandal ma tak dalekosiężne skutki".
Próbuję sobie wyjaśnić to wtargnięcie sporu w sferę życia osobistego samą naturą zmitologizowanego myślenia. Elementy składowe mitu nie powinny podlegać sprawdzaniu umysłem, i, w konsekwencji, tego, który to robi, koniecznie trzema demonizować, ponieważ narusza święte tajemnice. Ale niezależnie od źródła tych napaści na mnie jest mi bardzo gorzko. Znam Zenona Koguta od 1974 r., byliśmy przyjaciółmi. Z Frankiem Sysynem znamy się jeszcze dłużej, i w czasach minionych czasami zatrzymywałem się w jego mieszkaniu w Cambridge. Bohdan Klid pisał swoją pracę doktorską pod moim kierownictwem. Z Jarsem Balanem wiele lat pracowaliśmy w ścisłym kontakcie w ukraińsko-kanadyjskim czasopiśmie. Żałuję, że te wszystkie przyjacielskie relacje zostały zniszczone.
Zdołałem to wszystko przetrwać, jak wielu w podobnych okolicznościach, dzięki pomocy przyjaciół, innych ludzi. Jestem bardzo wdzięczny Markowi Carynnikowi, Davidowi Marplesowi i Perowi Rudlingowi. Moi koledzy z całego świata, zajmujący się badaniami Holokaustu i historią Europy Wschodniej, przysyłali mi podtrzymujące na duchu listy lub w cztery oczy wyrażali mi swoje poparcie.
Byłem szczęśliwy, gdy otrzymałem wsparcie moralne znanych kanadyjskich pisarzy ukraińskiego pochodzenia, i nie tylko Mirny Kostasz, ale także Janice Kulik Kiefer i Erin Moor. Podwójnie wdzięczny jestem mojej żonie Krystynie Chomiak. Jej własne początkowe wahania i wątpliwości, gdy na podstawie moich słów odsłaniał się zupełnie inny obraz i zupełnie inny pogląd na historię, pomogły mi zrozumieć, jak trudno wielu Ukraińcom z diaspory
STR 446
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
dokonać rewizji utrwalonych wyobrażeń. Ale potem ona stała się moją twardą zwolenniczką i budzącą nadzieję podporą. Przeżyłem wiele bezsennych nocy, ale znaleźli się ludzie, którzy pomogli mi przejść przez to wszystko.
W towarzystwie łatwiej jest pokonywać trudności związane z konfliktami - mogę za to ręczyć. Poczułem się znacznie lepiej, kiedy zrozumiałem, że nie ja jeden walczę z nacjonalistycznymi mitami: ci, którzy się tym zajmują, spotykają się z oszczerstwami i ostracyzmem. Judy i Larry Heaven, którzy byli naszymi sąsiadami około 20 lat temu, niedawno wrócili z Edmonton z wykładów o nieszczęsnym położeniu Palestyńczyków w Izraelu. Oni już od dawna potępiają politykę Izraela w stosunku do Palestyńczyków.[53]
Krewni Larry'ego przestali z nim rozmawiać. W rodzinie Judy kontakt z nią podtrzymuje tylko matka, ale i ona nie życzy sobie rozmawiać z nią o polityce. Dopiero po przeżyciu własnych doświadczeń, w pełni zrozumiałem - chociaż wiedziałem o tym wcześniej - że Srdja Pavlovic, Czarnogórzec, który także pisał pracę doktorską pod moim kierownictwem, był "izgojem" w serbskiej społeczności, ponieważ zbyt głośno potępiał zbrodnie wojenne popełnione w czasie wojny przy rozpadzie Jugosławii. On często pocieszał mnie, gdy upadałem na duchu. Moja obecna aspirantka Nina Pavlovic pisze błyskotliwą pracę o Holokauście na Słowacji.
Ona także odczuwa chłodek, który pojawia się przy zagłębianiu się w ciemne strony narodowej historii. Miła jest świadomość, że nie jest się samotnym, że jest się częścią szerszego ruchu.
Rezultaty na chwilę obecną.
Spory i dyskusje jeszcze się nie zakończyły, i główne rewizjonistyczne prace jeszcze nie zostały napisane. Piszę książkę "Ukraińscy nacjonaliści i Holokaust: pogromy, policja i nacjonalistyczne powstanie, 1941 - 1945". Per Rudling ma już prawie gotowy rękopis
STR 447
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
nowego wariantu książki o szucmanach (Schutzmannschaften), w której jest mowa o udziale obu frakcji OUN w zbrodniach w czasie wojny. Utalentowany pisarz Marko Carynnik pisze książkę o morderstwach i pogromach NKWD. Grzegorz Rossoliński-Liebe kończy pisanie pracy doktorskiej (którą on zamierza wydać w postaci książki) o legendzie
Artykuł przeczytano 3138 razy