O Zamostyszcach - wspomnienia Zofi Sobantka (z domu Reszetyło) - przypomnienie artykułu przed lat
Wspomnienia Zofii Sobantka (z domu Reszetyło) - Chciałabym, aby nazwiska moich bliskich Jan i Władysława Reszetyło były umieszczone na tablicy pamiątkowej przy lapidarium w Bereznem.
Mord na Żydach i Polakach w kresowych okolicach Bereznego i na Wołyniu był jedną z typowych rzezi dokonanych w latach 1943-45 przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej zamieszkującej Kresy.
We wszystkich napadach na poszczególne wioski liczba ofiar najczęściej szła w setki, tysiące czasami w dziesiątki, a już pojedynczych i najczęściej zapomnianych pomordowanych przez nacjonalistów polskich mogił na tych ziemiach nikt nie zliczy.
Bardzo ostrożne szacunki wskazują, że na Wołyniu i Podolu Ukraińcy wymordowali nie mniej niż 100 tys. Polaków.
***
Mieszkałam na Kresach w Zamostyszcach nieopodal Bereznego, tam się urodziłam. Oprócz rodziców w naszej rodzinie było czworo dzieci: Zofia (6 lat), Jan (5 lat, Zbigniew 2 latka, Jadwiga 1 rok, kiedy rozpoczęły się mordy przygotowane przez naszych sąsiadów i kolegów ukraińskich.
To nasi ukraińscy sąsiedzi nas prześladowali, którzy wcześniej się z Polakami przyjaźnili. Niewiele opowiem, ale pamiętam, że mój stryj gdzieś poszedł do lasu i tam go napadli,
Wiem, że stryj podobno bronił się, a potem prosił o życie. Ale nic to jemu nie dało. Zamordowali mojego stryjka Jana Reszetyło w 1943r. i miał wtedy (22 lata) i wtedy przeprowadziliśmy się natychmiast do Bereznego.
Z opowiadań wiem, ze stryjka zasztyletowali bagnetami i prawdopodobnie miał 7 ran kłutych w piersi. Pamiętam tylko z dzieciństwa, że stryjek nosił mnie na rękach. Już na jego pogrzebie mój ojciec Władysław (25 lat) przeczuwał, że i on zginie.
Ukraińcy w Zamostyszczach mieli nas pewnej nocy zabić, pamiętam, że ojciec z mamą ukryli się w ostatniej chwili. Wtedy w nocy weszli do domu Ukraińcy i pamiętam, że nie ruszaliśmy się w łóżkach i udawaliśmy, że śpimy tak się baliśmy. Jeden z tych Ukraińców odkrył kołdrę i już mieli nas zabić.
Ale ten drugi zlitował się nad nami i kiedy zobaczył naszą niby śpiącą czwórkę powiedział pozostałym: „na następną noc przyjdziemy i ich pozabijamy” i wtedy pozostali posłuchali go i wszyscy Ukraińcy wyszli.
Jakbyśmy zostali w Zamostyszczach na druga noc to zabiliby nas wszystkich. Dlatego uciekliśmy do Bereznego, gdzie mieszkaliśmy z Hermaszewskimi.
Dużo nas tutaj przyjechało do Wołowa po wojnie. Tato wiem, że został zabity na drodze z Bereznego do Zamostyszcza (jechał samochodem) i ktoś rzucił granat, dlatego tato spalił się żywcem w samochodzie.
Pochowali ich razem z innymi pasażerami tego auta za dwa tygodnie. Z opowiadań wiem, że jechał do Zamostyszcza po żywność, żeby było dla dzieci, a tam cały nasz dobytek został.
W tym samochodzie było jeszcze kilku Polaków. Rozpoznaliśmy zabitego tatę go po palcu, ponieważ miał zabandażowany i zawinięty palec. Ciała zabitych kilku mężczyzn z tego auta, były bardzo zwęglone i spalone. Pamiętam, że do kościółka w Bereznem niedaleko się szło z naszego nowego domu.
Moja mama miała na imię Hermina z domu Szczygieł, i jej rodzina pochodziła z Przeworska Siennego. Z mamy rodziny wyjechali na Wołyń tuż przed pierwsza wojną światową, tam się kupiło ziemię i mama miała wtedy roczek w 1914r., kiedy dziadek tam się zdecydował osiedlić. Wszystkich zabili nacjonaliści w czasie drugiej wojny na Wołyniu.
Wiem, że mama miała 3 siostry: Stefania, Bronisława, Wanda i ich pozabijali na Wołyniu. To były młode dziewczyny. To były jeszcze dziewczyny kiedy ich pozabijali tam. Wiem, że niedaleko Zamostyszcz mieszkali.
Tutaj do Wołowa przyjechaliśmy w 1945r. pamiętam, że wtedy moja siostra Jadwiga miała 2 latka. Później przyjechaliśmy tutaj razem z dziadkami i były wolne mieszkania to się je zajmowało na wojska Polskiego.
Tam gdzie szpital gruźliczy był kiedyś. W tym szpitalu mieszkaliśmy na „dzień dobry”. Następnie dziadek mieszkał na ul. Niepodległości, tam dostali przydział a my na ul. Chopina.
Kiedyś o Polsce za Bugiem i o martyrologii ludności kresowej nie wolno było głośno mówić. Po 1989 r. jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać stowarzyszenia kresowiaków, a w ślad za nimi ukazywać się monografie dokumentujące życie na Kresach i ukraińskie zbrodnie.
Za sprawą świadków, którzy najczęściej własnym sumptem wydają swoje wspomnienia, Kresy powoli przestają być białą plamą na mapie naszej narodowej martyrologii.
Ramka:
Po zajęciu miasta przez Wehrmacht 6 lipca 1941 roku miał miejsce pogrom, podczas którego bito i okradano Żydów. Władze niemieckie dla ludności żydowskiej utworzyły getto, które 25 sierpnia 1942 roku zostało zlikwidowane przez, niemiecką żandarmerię i ukraińską policję. Rozstrzelano 3680 Żydów.
Do 1939 roku była to miejscowość o najwyższym odsetku ludności żydowskiej w Polsce (94,6%).
Artykuł przeczytano 1643 razy