KRESOWIACZKI
Spisała i opracowała Anna Małgorzata Budzińska
Był kiedyś taki słynny neon na wrocławskim placu Grunwaldzkim- na dachu wielkiego domu akademickiego widniał napis:
MŁODOŚĆ URODA I NADZIEJA MIASTA.
Mieszkały tam w latach siedemdziesiątych dziewczęta z całego Dolnego Śląska, pokolenie wnuczek kresowych, których rodzice i dziadkowie przybyli tu po wojnie ze wschodu.
To prawda- Kresowianki są urodziwe, w każdym wieku i w każdym miejscu.
Oto trzy córki Kresowian, matki takich studentek z wrocławskiego akademika:
Był kiedyś taki słynny neon na wrocławskim placu Grunwaldzkim- na dachu wielkiego domu akademickiego widniał napis:
MŁODOŚĆ URODA I NADZIEJA MIASTA.
Mieszkały tam w latach siedemdziesiątych dziewczęta z całego Dolnego Śląska, pokolenie wnuczek kresowych, których rodzice i dziadkowie przybyli tu po wojnie ze wschodu.
To prawda- Kresowianki są urodziwe, w każdym wieku i w każdym miejscu.
Oto trzy córki Kresowian, matki takich studentek z wrocławskiego akademika:
Spójrzmy na te trzy kobiety, starsze już, wszystkie dobrze po siedemdziesiątce a czyż nie są piękne? Z każdej z nich bije radość, dobroć, życzliwość i takie magiczne ciepło, ciepło ludzi wschodu. Potrafią cieszyć się wszystkim: kwiatkami na działce, smacznym jedzeniem, słońcem, deszczem, psem, lodami i czekoladą, nową apaszką, wycieczką, serialem w telewizji, piosenką, listem od bliskich…
Cieszą się każdym dniem i każdym spotkanym człowiekiem. Jednak największą ich radością i miłością są dzieci- i te własne, i wnuki, i prawnuki.
Tak, Kresowiaczki są radosne, optymistyczne i aktywne. Potrafią docenić życie i świat, który je otacza. Stuletnia pani Anastazja w jednym ze swych wierszy tak wspomina przedwojenne „imprezy”:
…”A w niedziele, po kościele młodzi się zbierali
I wesoło się bawili: tańczyli, śpiewali.
Jak się dobrze roztańczyli, dobrze rozśpiewali
To często nad ranem do domu wracali”…
Takie imprezy były! A my dzisiaj narzekamy, na dzisiejszą młodzież, że się po dyskotekach do rana włóczy ☺. Trzeba dodać jeszcze, że wtedy dziewczyny wychodziły za mąż już w wieku 16 lat, więc ta wolna młodość była bardzo krótka. Za to na starość znów pani Anastazja bawiła się w klubie seniora i tak pisze:
…”Dopóki my żyjemy, siako tako się czujemy, to będziemy się radować, śpiewać tańczyć i figlować, bo na tamtym świecie i tak trzeba pokutować.”…
Wróćmy jednak do tych Kresowiaczek ze zdjęcia. One są młodsze od pani Anastazji, przedwojenne czasy pamiętają tylko z dzieciństwa, a i w czas wojny to jeszcze były dzieci. Wtedy przeżyły tragiczne chwile, cudem wyrwały się śmierci. Jedna z nich przeżyła zesłanie na Syberię. Znosiła straszny głód chłód i poniewierkę.
Miała rękę odmrożoną do kości i cudem ją uratowano. Natomiast dwie z nich przeżyły rzeź ukraińskich bandytów w Janowej Dolinie… Trudne życiorysy, a taka radość życia! To tylko przykład. Takich dziewczyn kresowych jest we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku wiele.
Przyjechały tu z rodzicami w bydlęcych wagonach, patrzyły z przerażeniem na gruzowiska miast, na pola uprawne pełne niewypałów, uczyły się, potem pracowały, zakładały rodziny. Są szczęśliwe.
Ich mamy też były wspaniałe pomimo niełatwej młodości na Kresach Wschodnich, pomimo przeżytych okropności wojny, pomimo trudów odbudowy i układania sobie życia na nowo – tym razem na zachodnich kresach Polski.
Słowo „kresy” oznacza pogranicze państw, krótko mówiąc krańce, może to więc być z każdej strony. Natomiast Kresy (pisane z wielkiej litery, czasem z dopiskiem Wschodnie) w ujęciu geograficzno- historycznym są to obszary linii granicznej między Rzeczypospolitą Obojga Narodów, a ordą tatarską nad dolnym Dnieprem.
Nazywane są także rubieżami. Można powiedzieć, że Dolny Śląsk też jest na kresach- tyle, że zachodnich.
Kresowianki musiały wiec przemierzyc cały kraj, żeby osiedlić się tutaj.
Nasze babcie to były dzielne kobiety- twarde, pracowite, uparte, mężne, samodzielne i bardzo aktywne do późnej starości. Tego wymagało od nich życie, musiały sobie radzić często bez mężów, same z dziećmi.
Mimo tego dobrotliwy uśmiech nie znikał z ich twarzy, a twardość charakteru kontrastowała z łagodnością serca i dobrocią. Ich młodość przypadła na okres tuż przedwojenny i czas wojny. Pierwsze porywy serca nie miały łatwego startu. Często kończyły się tragicznie.
Na przykład Adela z Równego- jej historie miłosne mogłyby zająć kilka stron. Od razu zaznaczę, że nie ma tu na zdjęciach Adeli, bo jej fotografii z tamtych lat nie mam. Przytoczę tu jednak tylko dwie z opowiedzianych mi historii.
Przed wojną chłopcy z centralnej Polski odbywali służbę wojskowa na Kresach, a chłopcy z Kresów w środku kraju. Tak właśnie trafił do Równego Franciszek- syn kolegi z wojska ojca Adeli.
Ojcowie byli w kontakcie i młody wojak poznał rodzinę Adeli, często przychodził na obiady do ich domu , spędzał tam sporo czasu na przepustkach, często wychodzili też z Adelą do miasta razem.
Zatliła się młodzieńcza miłość. Po wojsku Franciszek osiedlił się na Kresach, koło Łucka. Uczucie rozkwitało – tym razem korespondencyjnie. Adela miała 16 lat gdy Franciszek przyjechał z pierścionkiem i się oświadczył.
Młodzi byli bardzo szczęśliwi, a rodzice też, bo córka miała pójść w dobre ręce- kawaler był bogaty, miał własny sklep i kochał Adelę. Oświadczyny były w 1939 roku a ślub miał być w sierpniu… Przyjechał z wezwaniem do wojska. Zamiast ślubu była wojna…
Franciszek został wywieziony na Sybir i nie przeżył. Adeli młodzieńcza miłość i marzenia miały smutne zakończenie.
Później, gdy Rosjanie nastali w Równem to na kwaterę przydzielono im na stałe dwóch oficerów.
Jeden był żonaty, drugi kawaler. Mama Adeli na ich przyjście kazała córkom poubierać się jak najgorzej, wymazać się popiołem, rozczochrać włosy i robić głupie miny. Chciała, żeby paskudnie wyglądały, bo bała się gwałtów, nie wiedziała jak uchronić dziewczyny.
Cała rodzina była przerażona. Powitanie było nieszczególne, bo młodsze dzieci chowały się po kątach, a starsze córki poprzebierane jak Kopciuchy stały przestraszone.
Żołnierze na to:
-Myśleliście, że my wampiry? Gwałty, rabunki!?- tak to było za I wojny, teraz to jest u nas kultura.
I rzeczywiście, nic złego im się od nich nie stało (choć jak wiemy nie było to regułą). Żołnierze byli sympatyczni i grzeczni, nie trzeba już było robić maskarady.
Któregoś razu siostra Adeli poszła do koleżanki, a tu wielkie bombardowanie, paliło się pół Równego. W dodatku nastał wieczór i godzina policyjna- matka odchodziła od zmysłów z niepokoju. Pomogli rosyjscy żołnierze stacjonujący u nich. Wzięli najstarszą Adelę, żeby wskazała im drogę i poszli po siostrę.
W powrotnej drodze zatrzymał ich patrol. Niestety ich oficer nie znał aktualnego hasła. Postanowiono, że jeden z oficerów ma iść po hasło, a Adela z siostrą i ten drugi oficer mają zejść do piwnicy- do aresztu. Z tej piwnicy słychać było piski, krzyki i płacze. „Ich” oficerowie nie chcieli się zgodzić na ten areszt.
Jeden z nich- kapitan o imieniu Alosza powiedział, że Adela to jego żona, więc pozwolono im odejść. Tak więc Rosjanie obronili siostry przed Rosjanami. A potem kapitanowi spodobała się rola męża Adeli i zalecał się do niej, a ona nie miała nic naprzeciw.
W końcu obydwaj oficerowie odjechali, ale Alosza nie zapomniał o swojej Adzie- pisał do niej listy. Pewnego razu zamiast listu przyszła paczka- to były rzeczy Aloszy. Odesłano to do Adeli z adnotacją : „pogib”- zginął, bo myśleli, że pisał do rodziny, a taki adres znaleźli wśród rzeczy.
Adela z bólem odesłała paczkę... Znów nieszczęśliwa miłość!
Trudne czasy, ciężkie życie, niełatwe miłości- ale przecież w końcu Kresowiaczki znajdowały swoje szczęście, zakładały rodziny, normalnie żyły i przekazywały swoim dzieciom optymizm, otwartość na ludzi i wielką wolę życia i cieszenia się nim.
Kolejne pokolenia Kresowiaczek- już prawnuczek naszych babć są równie urodziwe i chwytające za serce co ich poprzedniczki.
Oto nasza nowa MŁODOŚĆ, NADZEJA I URODA !
Pisałam już o Kresowiankach, ich córkach i prawnuczkach. Pominęłam wnuczki, bo to moje pokolenie, ale i nam nic nie brakuje ☺
Nie na darmo śpiewało się w znanej piosence:
„...Pan pyta skąd my- cóż za pytanie!
My Wrocławianie, drogi panie , Wrocławianie:
Przystojni chłopcy, piękne panie mamy fason, styl i gest,
My Wrocławianie, tak jest!”
A chodzi tu głównie o to piękno wewnętrzne, które posiadają Kresowianki- i te ze wschodu, i te z zachodu- chodzi o urok, którego nie niszczą zmarszczki.
Spytacie:
-A chłopcy Kresowianie?!
Odpowiem krótko:
-Są cudowni, wspaniali i naj, naj..! – ale to już inna historia.
Anna Małgorzata Budzińska
Cieszą się każdym dniem i każdym spotkanym człowiekiem. Jednak największą ich radością i miłością są dzieci- i te własne, i wnuki, i prawnuki.
Tak, Kresowiaczki są radosne, optymistyczne i aktywne. Potrafią docenić życie i świat, który je otacza. Stuletnia pani Anastazja w jednym ze swych wierszy tak wspomina przedwojenne „imprezy”:
…”A w niedziele, po kościele młodzi się zbierali
I wesoło się bawili: tańczyli, śpiewali.
Jak się dobrze roztańczyli, dobrze rozśpiewali
To często nad ranem do domu wracali”…
Takie imprezy były! A my dzisiaj narzekamy, na dzisiejszą młodzież, że się po dyskotekach do rana włóczy ☺. Trzeba dodać jeszcze, że wtedy dziewczyny wychodziły za mąż już w wieku 16 lat, więc ta wolna młodość była bardzo krótka. Za to na starość znów pani Anastazja bawiła się w klubie seniora i tak pisze:
…”Dopóki my żyjemy, siako tako się czujemy, to będziemy się radować, śpiewać tańczyć i figlować, bo na tamtym świecie i tak trzeba pokutować.”…
Wróćmy jednak do tych Kresowiaczek ze zdjęcia. One są młodsze od pani Anastazji, przedwojenne czasy pamiętają tylko z dzieciństwa, a i w czas wojny to jeszcze były dzieci. Wtedy przeżyły tragiczne chwile, cudem wyrwały się śmierci. Jedna z nich przeżyła zesłanie na Syberię. Znosiła straszny głód chłód i poniewierkę.
Miała rękę odmrożoną do kości i cudem ją uratowano. Natomiast dwie z nich przeżyły rzeź ukraińskich bandytów w Janowej Dolinie… Trudne życiorysy, a taka radość życia! To tylko przykład. Takich dziewczyn kresowych jest we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku wiele.
Przyjechały tu z rodzicami w bydlęcych wagonach, patrzyły z przerażeniem na gruzowiska miast, na pola uprawne pełne niewypałów, uczyły się, potem pracowały, zakładały rodziny. Są szczęśliwe.
Ich mamy też były wspaniałe pomimo niełatwej młodości na Kresach Wschodnich, pomimo przeżytych okropności wojny, pomimo trudów odbudowy i układania sobie życia na nowo – tym razem na zachodnich kresach Polski.
Słowo „kresy” oznacza pogranicze państw, krótko mówiąc krańce, może to więc być z każdej strony. Natomiast Kresy (pisane z wielkiej litery, czasem z dopiskiem Wschodnie) w ujęciu geograficzno- historycznym są to obszary linii granicznej między Rzeczypospolitą Obojga Narodów, a ordą tatarską nad dolnym Dnieprem.
Nazywane są także rubieżami. Można powiedzieć, że Dolny Śląsk też jest na kresach- tyle, że zachodnich.
Kresowianki musiały wiec przemierzyc cały kraj, żeby osiedlić się tutaj.
Nasze babcie to były dzielne kobiety- twarde, pracowite, uparte, mężne, samodzielne i bardzo aktywne do późnej starości. Tego wymagało od nich życie, musiały sobie radzić często bez mężów, same z dziećmi.
Mimo tego dobrotliwy uśmiech nie znikał z ich twarzy, a twardość charakteru kontrastowała z łagodnością serca i dobrocią. Ich młodość przypadła na okres tuż przedwojenny i czas wojny. Pierwsze porywy serca nie miały łatwego startu. Często kończyły się tragicznie.
Na przykład Adela z Równego- jej historie miłosne mogłyby zająć kilka stron. Od razu zaznaczę, że nie ma tu na zdjęciach Adeli, bo jej fotografii z tamtych lat nie mam. Przytoczę tu jednak tylko dwie z opowiedzianych mi historii.
Przed wojną chłopcy z centralnej Polski odbywali służbę wojskowa na Kresach, a chłopcy z Kresów w środku kraju. Tak właśnie trafił do Równego Franciszek- syn kolegi z wojska ojca Adeli.
Ojcowie byli w kontakcie i młody wojak poznał rodzinę Adeli, często przychodził na obiady do ich domu , spędzał tam sporo czasu na przepustkach, często wychodzili też z Adelą do miasta razem.
Zatliła się młodzieńcza miłość. Po wojsku Franciszek osiedlił się na Kresach, koło Łucka. Uczucie rozkwitało – tym razem korespondencyjnie. Adela miała 16 lat gdy Franciszek przyjechał z pierścionkiem i się oświadczył.
Młodzi byli bardzo szczęśliwi, a rodzice też, bo córka miała pójść w dobre ręce- kawaler był bogaty, miał własny sklep i kochał Adelę. Oświadczyny były w 1939 roku a ślub miał być w sierpniu… Przyjechał z wezwaniem do wojska. Zamiast ślubu była wojna…
Franciszek został wywieziony na Sybir i nie przeżył. Adeli młodzieńcza miłość i marzenia miały smutne zakończenie.
Później, gdy Rosjanie nastali w Równem to na kwaterę przydzielono im na stałe dwóch oficerów.
Jeden był żonaty, drugi kawaler. Mama Adeli na ich przyjście kazała córkom poubierać się jak najgorzej, wymazać się popiołem, rozczochrać włosy i robić głupie miny. Chciała, żeby paskudnie wyglądały, bo bała się gwałtów, nie wiedziała jak uchronić dziewczyny.
Cała rodzina była przerażona. Powitanie było nieszczególne, bo młodsze dzieci chowały się po kątach, a starsze córki poprzebierane jak Kopciuchy stały przestraszone.
Żołnierze na to:
-Myśleliście, że my wampiry? Gwałty, rabunki!?- tak to było za I wojny, teraz to jest u nas kultura.
I rzeczywiście, nic złego im się od nich nie stało (choć jak wiemy nie było to regułą). Żołnierze byli sympatyczni i grzeczni, nie trzeba już było robić maskarady.
Któregoś razu siostra Adeli poszła do koleżanki, a tu wielkie bombardowanie, paliło się pół Równego. W dodatku nastał wieczór i godzina policyjna- matka odchodziła od zmysłów z niepokoju. Pomogli rosyjscy żołnierze stacjonujący u nich. Wzięli najstarszą Adelę, żeby wskazała im drogę i poszli po siostrę.
W powrotnej drodze zatrzymał ich patrol. Niestety ich oficer nie znał aktualnego hasła. Postanowiono, że jeden z oficerów ma iść po hasło, a Adela z siostrą i ten drugi oficer mają zejść do piwnicy- do aresztu. Z tej piwnicy słychać było piski, krzyki i płacze. „Ich” oficerowie nie chcieli się zgodzić na ten areszt.
Jeden z nich- kapitan o imieniu Alosza powiedział, że Adela to jego żona, więc pozwolono im odejść. Tak więc Rosjanie obronili siostry przed Rosjanami. A potem kapitanowi spodobała się rola męża Adeli i zalecał się do niej, a ona nie miała nic naprzeciw.
W końcu obydwaj oficerowie odjechali, ale Alosza nie zapomniał o swojej Adzie- pisał do niej listy. Pewnego razu zamiast listu przyszła paczka- to były rzeczy Aloszy. Odesłano to do Adeli z adnotacją : „pogib”- zginął, bo myśleli, że pisał do rodziny, a taki adres znaleźli wśród rzeczy.
Adela z bólem odesłała paczkę... Znów nieszczęśliwa miłość!
Trudne czasy, ciężkie życie, niełatwe miłości- ale przecież w końcu Kresowiaczki znajdowały swoje szczęście, zakładały rodziny, normalnie żyły i przekazywały swoim dzieciom optymizm, otwartość na ludzi i wielką wolę życia i cieszenia się nim.
Kolejne pokolenia Kresowiaczek- już prawnuczek naszych babć są równie urodziwe i chwytające za serce co ich poprzedniczki.
Oto nasza nowa MŁODOŚĆ, NADZEJA I URODA !
Pisałam już o Kresowiankach, ich córkach i prawnuczkach. Pominęłam wnuczki, bo to moje pokolenie, ale i nam nic nie brakuje ☺
Nie na darmo śpiewało się w znanej piosence:
„...Pan pyta skąd my- cóż za pytanie!
My Wrocławianie, drogi panie , Wrocławianie:
Przystojni chłopcy, piękne panie mamy fason, styl i gest,
My Wrocławianie, tak jest!”
A chodzi tu głównie o to piękno wewnętrzne, które posiadają Kresowianki- i te ze wschodu, i te z zachodu- chodzi o urok, którego nie niszczą zmarszczki.
Spytacie:
-A chłopcy Kresowianie?!
Odpowiem krótko:
-Są cudowni, wspaniali i naj, naj..! – ale to już inna historia.
Anna Małgorzata Budzińska
Artykuł przeczytano 4099 razy