Wywiad Joanny Moszczyńskiej
Osoba pytająca : Joanna Moszczyńska, 12 lat.
Osoba odpowiadająca : Maria Krawczuk, 84 lata.
Kresy Wschodnie-
„Kresy” to nic innego jak pogranicze państw, czyli mówiąc krótko krańce. Dzisiejsze tereny Kresów Wschodnich, to obszary Litwy, Ukrainy, Białorusi, czyli państw powstałych po rozpadzie Związku Radzieckiego, zawiązane na linii jego granic.
JM: Czy pamięta Pani czasy , kiedy żyła Pani w niewoli, pod zaborem rosyjskim?
MK: Pamiętam, tego nie da się zapomnieć. Mogę nie pamiętać ostatnich dni, a to zawsze będę pamiętać..
JM: Czy odpowie Pani na kilka pytań?
MK: Tak.
JM : Kiedy i gdzie się Pani urodziła?
MK: W 1928 roku, na wsi , zwała się Glinna, na Ukrainie.
JM: Kim byli Pani rodzice?
MK: Mój ojciec Michał, był kolejarzem, matka Anna, była gospodynią domową, oboje byli Polakami.
JM: Czy ma Pani rodzeństwo?
MK: Miałam… Brata, Kazimierza i siostrę, Janinę. Pięciu nas było w domu.
JM: Czy pamięta Pani, kiedy wybuchła II wojna światowa?
MK: Miałam wtedy 12 lat, 1940 rok, Ukraińcy mordowali, a my w nocy uciekaliśmy w pola, lasy, łąki i tam spaliśmy. Ciągle żyliśmy w strachu, to było wtedy dla mnie najgorsze..
JM: Czy w Pani miejscowości mieszkali Żydzi?
MK: Żydzi mieszkali w sąsiedniej wiosce, ale czy ukrywali ich? Pewnie tak, ale nie donosiliśmy na siebie, wtedy donosić znaczyło kogoś uśmiercić. Przecież za ukrywanie Żydów groziła taka kara..
JM: Jaka była to kara?
MK: Oczywiście , że śmierć.. Palili domy, nieraz za ukrywanie Żydów, karali całą wioskę, po prostu ją spalali, ale nie byłam tego świadkiem, my nie ukrywaliśmy Żydów.
JM: Czy wśród Ukraińców miała Pani przyjaciół?
MK: Wśród Ukraińców, Ukraińcy byli dobrzy i źli. Ci dobrzy, ostrzegali nas, Polaków, kiedy nadchodziło niebezpieczeństwo. Ostrzegali nas przed tym, kiedy źli Ukraińcy chcieli nas mordować. Wtedy kazali nam uciekać w kukurydzę, do lasu i dlatego przeżyliśmy…
JM: Jak wyglądało wtedy życie?
MK: Żyliśmy w ciągłym strachu, mieliśmy własne pole, małe, ale własne. Mieliśmy jedną krowę. Matka zajmowała się domem i obejściem, kiedy ojciec chodził do pracy. Raz w tygodniu chodziliśmy do szkoły, do Nawarii, chociaż mieliśmy szkołę w naszej wiosce, to i tak tam nie chodziliśmy. Przedmioty? Podobne do tutejszych. Były języki: ukraiński, rosyjski, niemiecki. Chodziliśmy do kościoła, też do innej wsi, bo wtedy nie było u nas kościoła. Chodziliśmy do miejscowości Pustomyty. W nocy nie spaliśmy w domu, uciekaliśmy w pola, czasami chodziliśmy do taty, bo pracował na kolei. Byli tam stróże niemieccy z bronią i wiedzieliśmy, że mamy tam schronienie, bo przecież tam ruscy nie wejdą.. Leczyliśmy się u lekarza kolejowego. Wtedy życie, to nie było życie. Był strach..
JM: Co było wtedy dla Pani największym szczęściem?
MK: A co mogło być wtedy szczęściem? Szczęście? Jedyną pociechą było dla mnie to, że mam przy sobie rodzinę, mamę, tatę i rodzeństwo, to dla mnie było najważniejsze.. Wiedziałam , że przy nich jestem bezpieczna.
JM: A kiedy poznała Pani swojego męża?
MK: Mojego Mikołaja poznałam, jak już wróciłam z Ukrainy. On też tam był, ale tam się nie spotkaliśmy. Mimo to, że mój mąż od 12 lat nie żyje, to do dziś noszę obrączkę..
JM: Kiedy Pani wróciła do Polski?
MK: Do Polski, w 1946 roku, w wieku osiemnastu lat. Był specjalny pociąg, który był przeznaczony dla ludzi wyjeżdżających stamtąd. Wracaliśmy pociągiem towarowym, razem z bydłem, razem z tym, co zabrali ludzie. Do Polski wróciłam z całą rodziną, po dwóch tygodniach podróży. My wzięliśmy naszą krówkę, ubrania i jedzenie, najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy wracaliśmy do Polski, staliśmy tydzień w polu, a kiedy już dojechaliśmy do Polski, zamieszkałam w Długołęce. Zamieszkaliśmy w pierwszym domu obok stacji, bo ojciec miał blisko do pracy. Wyjechałam z Glinnej, bo nie chciałam żyć w ciągłym strachu. Zostać tam jeszcze kilka dni, było dla mnie niewyobrażalne. Do dzisiaj, kiedy to wspominam, mam łzy w oczach…
Dziękuję za rozmowę.
Była to dla mnie niezwykła lekcja historii, dowiedziałam się więcej, niż mogłam dowiedzieć się w książkach.
Bardzo mnie to poruszyło. Zaczynam doceniać to, co posiadam..
Zdj: Joanna Moszczyńska i Maria Krawczuk
Osoba odpowiadająca : Maria Krawczuk, 84 lata.
Kresy Wschodnie-
„Kresy” to nic innego jak pogranicze państw, czyli mówiąc krótko krańce. Dzisiejsze tereny Kresów Wschodnich, to obszary Litwy, Ukrainy, Białorusi, czyli państw powstałych po rozpadzie Związku Radzieckiego, zawiązane na linii jego granic.
JM: Czy pamięta Pani czasy , kiedy żyła Pani w niewoli, pod zaborem rosyjskim?
MK: Pamiętam, tego nie da się zapomnieć. Mogę nie pamiętać ostatnich dni, a to zawsze będę pamiętać..
JM: Czy odpowie Pani na kilka pytań?
MK: Tak.
JM : Kiedy i gdzie się Pani urodziła?
MK: W 1928 roku, na wsi , zwała się Glinna, na Ukrainie.
JM: Kim byli Pani rodzice?
MK: Mój ojciec Michał, był kolejarzem, matka Anna, była gospodynią domową, oboje byli Polakami.
JM: Czy ma Pani rodzeństwo?
MK: Miałam… Brata, Kazimierza i siostrę, Janinę. Pięciu nas było w domu.
JM: Czy pamięta Pani, kiedy wybuchła II wojna światowa?
MK: Miałam wtedy 12 lat, 1940 rok, Ukraińcy mordowali, a my w nocy uciekaliśmy w pola, lasy, łąki i tam spaliśmy. Ciągle żyliśmy w strachu, to było wtedy dla mnie najgorsze..
JM: Czy w Pani miejscowości mieszkali Żydzi?
MK: Żydzi mieszkali w sąsiedniej wiosce, ale czy ukrywali ich? Pewnie tak, ale nie donosiliśmy na siebie, wtedy donosić znaczyło kogoś uśmiercić. Przecież za ukrywanie Żydów groziła taka kara..
JM: Jaka była to kara?
MK: Oczywiście , że śmierć.. Palili domy, nieraz za ukrywanie Żydów, karali całą wioskę, po prostu ją spalali, ale nie byłam tego świadkiem, my nie ukrywaliśmy Żydów.
JM: Czy wśród Ukraińców miała Pani przyjaciół?
MK: Wśród Ukraińców, Ukraińcy byli dobrzy i źli. Ci dobrzy, ostrzegali nas, Polaków, kiedy nadchodziło niebezpieczeństwo. Ostrzegali nas przed tym, kiedy źli Ukraińcy chcieli nas mordować. Wtedy kazali nam uciekać w kukurydzę, do lasu i dlatego przeżyliśmy…
JM: Jak wyglądało wtedy życie?
MK: Żyliśmy w ciągłym strachu, mieliśmy własne pole, małe, ale własne. Mieliśmy jedną krowę. Matka zajmowała się domem i obejściem, kiedy ojciec chodził do pracy. Raz w tygodniu chodziliśmy do szkoły, do Nawarii, chociaż mieliśmy szkołę w naszej wiosce, to i tak tam nie chodziliśmy. Przedmioty? Podobne do tutejszych. Były języki: ukraiński, rosyjski, niemiecki. Chodziliśmy do kościoła, też do innej wsi, bo wtedy nie było u nas kościoła. Chodziliśmy do miejscowości Pustomyty. W nocy nie spaliśmy w domu, uciekaliśmy w pola, czasami chodziliśmy do taty, bo pracował na kolei. Byli tam stróże niemieccy z bronią i wiedzieliśmy, że mamy tam schronienie, bo przecież tam ruscy nie wejdą.. Leczyliśmy się u lekarza kolejowego. Wtedy życie, to nie było życie. Był strach..
JM: Co było wtedy dla Pani największym szczęściem?
MK: A co mogło być wtedy szczęściem? Szczęście? Jedyną pociechą było dla mnie to, że mam przy sobie rodzinę, mamę, tatę i rodzeństwo, to dla mnie było najważniejsze.. Wiedziałam , że przy nich jestem bezpieczna.
JM: A kiedy poznała Pani swojego męża?
MK: Mojego Mikołaja poznałam, jak już wróciłam z Ukrainy. On też tam był, ale tam się nie spotkaliśmy. Mimo to, że mój mąż od 12 lat nie żyje, to do dziś noszę obrączkę..
JM: Kiedy Pani wróciła do Polski?
MK: Do Polski, w 1946 roku, w wieku osiemnastu lat. Był specjalny pociąg, który był przeznaczony dla ludzi wyjeżdżających stamtąd. Wracaliśmy pociągiem towarowym, razem z bydłem, razem z tym, co zabrali ludzie. Do Polski wróciłam z całą rodziną, po dwóch tygodniach podróży. My wzięliśmy naszą krówkę, ubrania i jedzenie, najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy wracaliśmy do Polski, staliśmy tydzień w polu, a kiedy już dojechaliśmy do Polski, zamieszkałam w Długołęce. Zamieszkaliśmy w pierwszym domu obok stacji, bo ojciec miał blisko do pracy. Wyjechałam z Glinnej, bo nie chciałam żyć w ciągłym strachu. Zostać tam jeszcze kilka dni, było dla mnie niewyobrażalne. Do dzisiaj, kiedy to wspominam, mam łzy w oczach…
Dziękuję za rozmowę.
Była to dla mnie niezwykła lekcja historii, dowiedziałam się więcej, niż mogłam dowiedzieć się w książkach.
Bardzo mnie to poruszyło. Zaczynam doceniać to, co posiadam..
Zdj: Joanna Moszczyńska i Maria Krawczuk
Artykuł przeczytano 3360 razy