John-Paul Himka o sobie
John-Paul Himka: "Przeżyłem wiele metodologicznych mód".
Jesteś bardzo wszechstronnym autorem, masz na swoim koncie publikacje
naukowe dotyczące historii ukraińskiego ruchu w Galicji XIX wieku,
historii ukraińskich socjaldemokratów i historii Cerkwi, opublikowałeś
monografię o ikonie przedstawiającą Sąd Ostateczny, studiujesz
problemy ukraińsko-żydowskich stosunków i Holokaustu na Ukrainie. Z
czego wynikały zmiany tematyki Twoich prac? Czy to ma związek ze
zmianami Twojego światopoglądu?
Jesteś bardzo wszechstronnym autorem, masz na swoim koncie publikacje
naukowe dotyczące historii ukraińskiego ruchu w Galicji XIX wieku,
historii ukraińskich socjaldemokratów i historii Cerkwi, opublikowałeś
monografię o ikonie przedstawiającą Sąd Ostateczny, studiujesz
problemy ukraińsko-żydowskich stosunków i Holokaustu na Ukrainie. Z
czego wynikały zmiany tematyki Twoich prac? Czy to ma związek ze
zmianami Twojego światopoglądu?
John-Paul Himka: Chociaż wydaje się, że w ciągu dziesięcioleci, gdy
pracowałem jako historyk, tematy moich badań zmieniły się radykalnie,
w całej mojej pracy więcej niż konsekwencji, niż może się wydawać na
pierwszy rzut oka. Historyk idei Isaiah Berlin określił różnicę między
"jeżem" i "lisem": jeż jest skoncentrowany na jednym lub kilku
tematach blisko powiązanych, natomiast lis skacze od tematu do tematu.
Chociaż ludzie mogą uważać inaczej, ja widzę siebie raczej jako jeża,
niż lisa. We wszystkich moich następnych pracach zawsze rozwiązywane
są zagadnienia,zdefiniowane wcześniej w poprzednich badaniach historycznych,
jeszcze z początku lat 1970-ych.
Moja praca doktorska była poświęcona socjalizmowi w Galicji pod koniec
XIX wieku, więc i Galicja XIX wieku, i historia ukraińskiego
socjalizmu przez wiele lat pozostawały dla mnie głównymi tematami
badań. I w dysertacji, i w książce, która z niej powstała, już można
zauważyć znaczne zainteresowanie dla stosunków ukraińsko-żydowskich,
które jeszcze wzrosło w mojej drugiej książce, poświęconej galicyjskim
wieśniakom i ukraińskiemu ruchowi narodowemu. Pierwsze notatki z
książek przeczytanych o Ukraińcach i Holokauście robiłem jeszcze na
początku lat 1980-ych, poważnie badałem ten temat już pod koniec lat
1980-ych, a moje pierwsze samodzielne publikacje pojawiły się w
połowie lat 1990-ych. Tak więc fakt, że ten temat znalazł się w
centrum mojego najnowszego badania - wcale nie jest niespodzianką.
W pracy doktorskiej i mojej drugiej książce (o wieśniakach Galicji),
ja poświęciłem wiele uwagi roli także Cerkwi i duchowieństwa, dlatego
też fakt, że w centrum moich badań w trzeciej księdze znalazła się
Cerkiew Greko-Katolicka, także nie jest odchyleniem od linii moich
zainteresowań. Zainteresowanie historią Cerkwi doprowadziło mnie do
studiowania ikonografii Sądu Ostatecznego, chociaż w rzeczywistości
początki tego projektu są o wiele głębsze. Kiedy w latach 1974-1975
mieszkałem w Polsce, odwiedziłem Łemkowszczyznę, gdzie fotografowałem
cerkwie i ikony. To wtedy właśnie kupiłem książkę Janiny Kłosińskiej
"Ikony" i znalazłem się w niewoli obrazów Sądu Ostatecznego.
Andrij Horniatkewycz, Harry Volfart i ja pod koniec lat 1970-ych - na
początku lat 1980-ych, wygłaszaliśmy cykl wykładów o ikonach, ja
zawsze mówiłem o ikonach przedstawiających Sąd Ostateczny. Teraz oprócz
Holokaustu, badam ukraińską kulturę cerkiewną w przestrzeni Kanady,
ponownie fotografując cerkwie i ikony (projekt "Zabytki Sakralne"). W
niektórych przypadkach korzenie moich szczególnych zainteresowań
wyrastają z jeszcze większych głębokości. Z przyjacielem - kapłanem,
zwiedzaliśmy prawosławne i greko-katolickie cerkwie w okolicach
Detroit i fotografowaliśmy je wewnątrz i na zewnątrz jeszcze w połowie
lat 1960-ych.
Ponadto, spójność i konsekwencja mojej pracy polega na tym, że badam tematykę
ukraińską. Ukraina i Ukraińcy - tylko na nich koncentruję swoją uwagę
jako naukowiec. Ukraina i Ukraińcy - to jedyne tematy, nad badaniem
których mogę pracować wydajnie i wytrwale. Nie wiem czy to takie
zniewolenie mojego umysłu, czy niewzruszony miłosny związek, a może
tych dwóch przyczyn nie należy rozdzielać.
Jednakże zmiany światopoglądu z czasem zaczęły wpływać na mój wybór
nowych projektów badawczych. Decyzję napisania pracy doktorskiej o
socjalizmie w Galicji (a nie o Skoworodzie), podjąłem pod wpływem
radykalizacji własnych poglądów politycznych pod koniec lat 1960-ych.
Mój powrót do Cerkwi w połowie lat 1990-ych wpłynął na decyzję
napisania pracy o Sądzie Ostatecznym. Idea wykorzystania Sądu Ostatecznego
jako platformy do badania przed-modernistycznej ukraińskiej kultury
(to badanie wyobrażałem sobie jako "psychiczną archeologię") wpadła mi
do głowy w cerkwi w niedzielę Mięsopustu - w Kościele prawosławnym
znaną również jako niedziela Sądu Ostatecznego.
Uświadomiłem sobie, że dzięki otwartości i szczeremu zainteresowaniu
tekstami religijnymi mam przewagę nad czysto świeckimi naukowcami,
którym może być trudno przedzierać się przez wiele takich źródeł. Ale
z czasem wszystko odbywało się na odwrót: badania historyczne wpływały
na mój światopogląd. Właśnie podczas pisania książki o Cerkwi
greko-katolickiej, zacząłem powoli powracać do religijnego
światopoglądu mojej młodości. Pracując na tematem holokaustu, zacząłem
w inny sposób postrzegać historię ukraińskiego nacjonalizmu w XX wieku
i powojennej diaspory ukraińskiej.
Pamiętam, jak zapadały moje decyzje o podjęciu pracy badawczej nad
każdym z moich głównych projektów. Ja byłem już zainteresowany
ukraińskimi socjalistami w latach 1960-ych, kiedy znalazłem
ukraińsko-amerykańskie socjalistyczne gazety w Bibliotece Publicznej w
Nowym Jorku. (Bardzo pomógł mi sformułować kierunek badań jeden z
moich nauczycieli, Wasyl Lencyk, który osobiście nie był socjalistą,
ale myślał znacznie szerszej niż wielu Ukraińców z jego pokolenia, on
też pomógł mi, kiedy zacząłem interesować się historią Cerkwi na
Ukrainie.) Na Uniwersytecie w Michigan Roman Szporliuk z wielką
przenikliwością pedagoga naprowadził mnie na badanie relacji między
Frankiem i Dragomanowem. Ten temat porwał mnie, dlatego postanowiłem
napisać rozprawę doktorską o ruchu socjalistycznym w Galicji.
Pisząc ją, natknąłem się na ciekawe listy ("dopisy") ze wsi do
ludowych i radykalnych gazet takich jak "Batkiwszczyzna" lub
"Chliborob". Kiedy nadszedł czas, aby napisać nową monografię,
zdecydowałem, że chcę wykorzystać te teksty do zbadania i
przedstawienia opinii rolników i wiejskich notabli. Udzielanie głosu
skromniejszym uczestnikom historii - to mnie bardzo pociąga, i ja z
oddaniem wziąłem się za ten temat także później, w monografii o
ikonografii Sądu Ostatecznego.
Decyzja, aby napisać książkę o Cerkwi greko-katolickiej, była, jak
zawsze, pragmatyczna. Byłem bezrobotny i szukałem tematu do badań,
które mógłby otrzymać grant, dotację. W 1988 roku zbliżała się
rocznica tysiąclecia chrześcijaństwa na Ukrainie, a ja znałem Cerkiew
od zewnątrz, przecież uczyłem się w małym greckokatolickim seminarium
w Stamford. Oprócz tego, kiedy pisałem dysertację w Polsce i w ZSRR,
z moją ówczesną żoną potem odpoczywaliśmy w Wenecji. Te wakacje
wydawały się nam rajem. Spotkaliśmy wtedy innego amerykańskiego
aspiranta, który pisał rozprawę o cechu artystów w Perugii. Porównałem
jego badania, które prowadził w słonecznej Włoszech, rzekami
miodem czy też winem płynącymi, ze swoim życiem w socjalistycznym
Krakowie czy Leningradzie.
I zacząłem żywić nadzieję, że kiedyś badawcze ścieżki zawiodą mnie do
Włoch na dłuższy czas. I tak się stało: Cerkiew Greko-katolicka =
Watykańskie Archiwum = Włochy. Chociaż właśnie z takich pragmatycznych
względów rozpocząłem projekt, którego rezultatem stała się moja
trzecia monografia, bardzo szybko moje serce i dusza zaczęły należeć
do niego na całe sto procent. Tymczasem otrzymałem wygodną posadę na
Uniwersytecie w Albercie, tak więc główny pragmatyczny powód podjęcia
projektu stał się nieaktualny.
W roku, w którym praca nad książką na temat Kościoła greko-katolickiego
dobiegała końca, zastanawiałem się poważnie, co mam robić dalej. To był rok,
kiedy zostałem zwolniony z pracy dydaktycznej i administracyjnej,
dlatego wszystko, co miałem robić - to było pisanie i myślenie.
To był rok akademicki 1994-1995, i pomyślałem, że pewnie zostało mi
jeszcze dwadzieścia pięć lat pisania historii. Zapragnąłem dobierać
tematy bardziej starannie. Moją podstawową lekturą była teoria
postmodernistyczna, ale ja nie ograniczałem się do niej. Wreszcie, po
tych wszystkich przemyśleniach, postanowiłem zbadać
przed-modernistyczną kulturę ukraińską przez pryzmat Sądu Ostatecznego
i poza narodowym paradygmatem.
W czasie, kiedy ostatecznie zdecydowałem się studiować ikony Sądu
Ostatecznego, zacząłem zastanawiać się nad ideą zbadania Holokaustu na
Ukrainie. Uświadomiłem sobie, że ten temat prawie nie jest zbadany i
mało rozumiany. Ale postanowiłem wtedy nie zgłębiać tego tematu w
błędnym przekonaniu, że nie będzie on intelektualnie interesujący i
bez praktycznej wartości. Skończyłam rękopis pracy o ikonografii Sądu
Ostatecznego na początku czerwca 2006. I znowu zacząłem myśleć, na co
najlepiej wykorzystać czas i energię. Kilka tygodni później poleciałem
do Lwowa i zobaczyłem plakaty z wizerunkiem Romana Szuchewycza, one
były rozwieszone w całym mieście.
Zrobiło to na mnie wielkie wrażenie, uświadomiłem sobie, że
kontrowersyjna historia wojenna zaczyna odgrywać coraz większą rolę w
zbiorowej pamięci Ukraińców. Zacząłem więc skłaniać się ku decyzji,
aby dowiedzieć się, co naprawdę wydarzyło się między Ukraińcami i
Żydami podczas okupacji nazistowskiej. Mając doświadczenie pracy z
tematem Holokaustu, wiedziałem, że jest on bardzo trudny emocjonalnie,
może przerodzić się w źródło moich nocnych koszmarów. Więc
postanowiłem, że powinienem zrównoważyć go innym projektem, który
będzie koił moje nerwy.
W lipcu 2007 roku Serhij Płochij przeniósł się z Uniwersytetu w
Albercie do Harwardu, i zwolniło się jego stanowiska dyrektora
Programu badawczego religii i kultury w Kanadyjskim Instytucie Studiów
Ukraińskich. Zwolnioną posadę objąłem ja. Będąc dyrektorem, Serhij
koncentrował uwagę na współczesnej ukraińskiej polityce cerkiewnej,
natomiast ja chciałem przenieść centrum uwagi na kulturę sakralną.
Podróżując przez Ukrainę w ramach badań ikonografii Strasznego Sądu,
byłem niemile zaskoczony liczbą cerkwi znajdujących się w fatalnym
stanie. W wielu wioskach ludzie budują nowe murowane cerkwie,
zastępujące stare, drewniane. Niewiele zrobiono w celu ratowania
starych cerkwi, i widziałem, że wiele z nich wkrótce zniknie.
Kilkakrotnie ludzie proponowali mi sprzedaż starych ikon z drewnianych
cerkwi (nawet z XVII wieku !).
Naprawdę, bardzo chciałem zrobić coś w tej sytuacji, ale zdawałem sobie
sprawę, że z Kanady jest to niemożliwe. Więc pomyślałem, że podobnej
troski wymagają cerkwie z kanadyjskiej prerii, których Ukraińcy
zbudowali wiele, i którym także często zagrażało zniszczenie. Z tym ja
- i Program Badań Religii i Kultury - mogliśmy coś zrobić. Po
omówieniu sprawy z Francis Swyripą, jedną z czołowych badaczek
historii Ukraińców w Kanadzie, która dobrze znała kulturę prerii,
sformułowaliśmy ambitny projekt: sfotografować wewnątrz i na zewnątrz
wszystkie ikony, wszystkie akcesoria - w każdej ukraińskiej cerkwi w
Albercie, Manitobie i Saskatchewan. Mieliśmy zrobić dziesiątki tysięcy
fotografii i wszystkie zaopatrzyć w indeksy w bazie danych, dostępnej
dla poszukiwań. W taki sposób spędzam lata od 2009 roku.
Znaczna część Twoich prac została opublikowana w języku ukraińskim.
Regularnie bierzesz udział w różnych debatach naukowych na Ukrainie.
Czy czujesz się aktywnym uczestnikiem intelektualnego życia Ukrainy?
Oraz intelektualnego świata ukraińskiej diaspory?
W pewnym stopniu czuję się uczestnikiem życia intelektualnego na
Ukrainie. Zazwyczaj piszę w języku angielskim, ale czasami również w
języku ukraińskim. To zajmuje mi znacznie więcej czasu i potrzebuję
dobrego redaktora, który mógłby korygował moje teksty, ale to bardziej
mi się podoba, niż gdy ktoś tłumaczy moją pracę z języka angielskiego.
Wiem, że niektórzy naukowcy z Ukrainy są zainteresowani moimi pracami
i je czytają. Dziś wielu młodych naukowców czyta w języku angielskim i
nie potrzebuje zbytnio polegać na tłumaczeniu. A dzięki internetowi
opracowania naukowe można teraz łatwo rozpowszechniać na całym
świecie.
Wszystkie moje najważniejsze publikacje i wystąpienia na konferencjach
poświęconych kontrowersyjnym tematom historii Ukrainy XX wieku można
znaleźć na mojej stronie internetowej na Academia.edu. I, oczywiście,
internet pomaga również w inny sposób - dla mnie nie jest łatwo być na
bieżąco z ukraińskimi osiągnięciami naukowymi i artystycznymi. Znaczna
część moich przyjaciół na Facebooku jest z Ukrainy, a poprzez nich
dowiaduję się o ciekawych osiągnięciach. Również bardzo ściśle
współpracowałem z niektórymi periodykami na wysokim poziomie na
Ukrainie, zwłaszcza z "Ukrainą Moderną" i "Krytyką".
Brałem udział w kilku szkołach letnich na Ukrainie, prowadzonych przez
Instytut Społeczeństwa Otwartego. To były bardzo cenne okazje do
spotkań i wymiany poglądów z utalentowanymi naukowcami z Ukrainy i
innych krajów post-sowieckich. Dużo się nauczyłem dzięki tym
spotkaniom. Trzej studenci z Ukrainy obronili dysertacje pod moim
kierunkiem, a dwaj z nich zostali profesorami w Kanadzie. Teraz pod
moim kierownictwem także pracuje doktorantka z Ukrainy. Jestem na
Ukrainie raz lub dwa razy w roku od 1989 roku, i dzięki temu również
mogę trzymać rękę na pulsie ukraińskiego życia naukowego. Więc czuję
się jego częścią, nawet jeśli znajduję się na zewnątrz, gdyż mieszkam
w Kanadzie i kulturowo czuję się bardziej Północnym Amerykaninem niż
Ukraińcem.
Moja stosunki z ukraińską diasporą pogorszyły się od czasu, kiedy
zacząłem studiować Holokaust i zbiorową pamięć o Holokauście i Wielkim
Głodzie z lat 1932-1933. Teraz moim najbliższym otoczeniem jest
światowa społeczność badaczy Holocaustu. Mam też dobre relacje z
badaczami sztuki sakralnej z Węgier, Polski i Rumunii. Jest kilku
historyków sztuki na Ukrainie, z którymi również ściśle współpracuję,
chociaż nasze poglądy różnią się.
Jak postrzegasz rolę historyka we współczesnym świecie? Czy ta rola
zależy od specyfiki konkretnego społeczeństwa, w którym historyk żyje
i pracuje?
Ja wyznaję dwa przeciwstawne poglądy na temat roli, albo obowiązku,
historyka. Z jednej strony, wyraźnie czuję, że historycy powinni
zrobić coś więcej, niż tylko doskonalić swoje umiejętności dla innych
członków swojego cechu - oni powinni również służyć społeczeństwu.
Żyjemy w bardzo niebezpiecznym świecie. Kiedy piszę te słowa, w Afryce
i Azji szaleją wojny domowe i powstania. Ogromny postęp technologiczny
ostatnich dziesięcioleci może być zastosowany z dużo większymi
następstwami, zarówno w dobrych, jak i w złych celach, a
najprawdopodobniej - w obu jednocześnie. Razem z globalizacją ulegają
poszerzeniu strefy i bogactwa, i ubóstwa. Szkody, jakie wyrządzamy
środowisku, są poważne i istotne. Jest to świat, w którym coraz
większego znaczenia nabiera wiedza i umiejętność krytycznego myślenia,
w którym pojawiają się coraz bardziej poważne problemy.
Natura wiedzy ulega zmianie. Dzięki Google i Wikipedii nie ma już
potrzeby zapychać sobie głowy faktami. Nadszedł taki czas, kiedy
historia, jak również inne dziedziny wiedzy humanistycznej, powinny
albo dodać swoje słowo do dyskusji nad współczesnym światem, albo
wycofać się w cień. Rzeczywiście, wielu konserwatystów uważa, że
każda dyscyplina, która nie może samodzielnie utrzymać się finansowo,
nie jest warta tego, aby ją nadal wykładać na uniwersytetach. Myślę,
że nie jest dobrze przekładać wszystko na wymiar ekonomiczny, ale bez
wątpienia wiedza humanistyczna powinna zostać zachowana i rozwijać te
pożyteczne cechy, które posiada. Obecnie w Wielkiej Brytanii nauki
humanistyczne przeżywają trudne chwile, ponieważ tamtejszy rząd opiera
się na teorii konserwatywnej w polityce zarządzania oświatą.
Część rozczarowania wiedzą humanistyczną pochodzi ze świadomości, że
publiczne pieniądze przeznaczane są na naukę, która nie ma praktycznej
wartości; wydaje się, że fundusze te wspierają akademickie sekty,
mające niewiele wspólnego z niepokojącymi problemami świata
zewnętrznego. Historia jest w lepszej sytuacji; nie musi być na
marginesie dyskursu. Ona może wypowiadać się na wszystkie
skomplikowane kwestie społeczeństwa w ujęciu historycznym. Jest to
dyscyplina, która nie boi się interpretacji skomplikowanych warunków
społecznych, zaplątanych historycznych rodowodów, kultury, tożsamości,
konfliktów zbrojnych i pamięci.
Co więcej, wszystkie tematy badań historycznych mają swe źródło w
teraźniejszości. Myślę, że my, historycy, powinniśmy znacznie bardziej
poważniej traktować swoją odpowiedzialność przed teraźniejszością i
przed społeczeństwem. Osobiście miałem dużo szczęścia, że zostałem
mianowany profesorem na uniwersytecie badawczym. Zarabiałem dobrze
przez te wszystkie lata, i doskonale rozumiem, że przeważającej
większości ludzi, a nawet większości historyków, tak się nie
poszczęściło. Miałem także wielki przywilej pracować z ideami, z
młodzieżą, z inteligentnymi ludźmi, książkami, obrazami, i oczywiście,
mogłem podróżować. Dlatego czuję, że muszę w jakiś sposób odwdzięczyć się
społeczeństwu.
Świadomie starałem się nie pracować w wieży z kości słoniowej, ale w
żywym, prawdziwym świecie. Podam trzy przykłady ścisłego związku z
kwestiami społecznymi. Po pierwsze, opracowałem kurs zatytułowany
"Historia świata w ciągu ostatnich dziesięciu lat." Wykładam ten temat
swoim studentom. Liczba słuchaczy jest ograniczona: tylko 120 osób
może wybrać ten kierunek; wszystkie miejsca są zawsze zajęte, a w tym
roku trzydziestu studentów wpisało się na listę dodatkową, żeby zostać
słuchaczami kursu, gdy tylko któryś z głównej listy nie będzie w
stanie na niego uczęszczać. Na tym kursie staram się przedstawić
niedawne historyczne tło współczesnych problemów świata.
Kurs jest podzielony na sekcje: Bliski Wschód, Azja Środkowa, świat
islamu; kryzys gospodarczy; Brazylia, Rosja, Indie i Chiny (kraje
BRIC); ruchy protestacyjne, które zdobyły znaczny rozgłos w ciągu
ostatnich dziesięciu lat (między innymi, Pomarańczowa Rewolucja),
ekologiczne problemy środowiska; Afryka na południe od Sahary. Mój cel
- wyposażyć studentów, tych młodych ludzi, strażników przyszłości, w
użyteczną wiedzę, która pomoże im orientować się w skomplikowanym, a
nawet niebezpiecznym świecie. Robię wszystko, co tylko mogę, aby
opisać złożoność sytuacji i nie być stronniczym.
Po drugie, zacząłem pisać krótkie notatki w Internecie. Przez wiele
lat nie dawała mi spokoju myśl, że my, historycy, wykorzystujemy
przestarzałe rodzaje narzędzi. Monografie naukowe zwykle nie są
czytane przez ogół społeczeństwa, czytają je tylko nasi koledzy. Z
naukowym artykułem, sytuacja, moim zdaniem, jest jeszcze gorsza:
dwadzieścia pięć stron z odniesieniami pochowanymi w czasopiśmie
naukowym. Nikt, oprócz kolegów, tego nie czyta. Nikt poza
uniwersytetem tego nie pisze. Dzisiaj autorska kolumna i blog - to
sposoby wypowiedzi, które preferuje czytelnik. Dlatego przyjąłem dla
siebie zasadę, aby dzielić się swoją wiedzą na temat historii z
szeroką publicznością. I tak robię zbyt mało w tym celu, zwłaszcza
jeśli wziąć pod uwagę, że nie napisałem nic na podstawie swoich
własnych badań historii świata w ciągu ostatnich dziesięciu lat.
Lepszym, niż ja, przykładem takich działań może być mój kolega,
historyk z Uniwersytetu Alberta, David Marples, który często wyraża
swoje opinie w gazetach i ma blogach, w których pisze o współczesnej
Ukrainie.
Po trzecie, kosztem znaczących strat osobistych, wyraziłem protest
przeciwko idealizowaniu OUN w diasporze i na Ukrainie. Oprócz tego
skrytykowałem praktykę zawyżania liczby ofiar Wielkiego Głodu z lat
1932-1933. To są przypadki, kiedy moja "niewygodna" wiedza zmusiła
mnie do zabrania głosu w dyskursie publicznym.
Z drugiej strony, nie ma podstaw, aby sądzić, że historycy, którzy
chcą służyć społeczeństwu, zawsze i obowiązkowo czynią dobro. Znam
kilka przypadków z czasów III Rzeszy, kiedy historycy oddali swoją
wiedzę i umiejętności w służbę narodowego socjalizmu, i skończyło się
to opracowaniem Generalplan Ost (Theodor Schieder) lub wsparciem
faszystowskich władz w rozprawie z Żydami lub Polakami we Lwowie (Hans
Joachim Beyer). Jeszcze długo po wojnie secesyjnej w Ameryce,
większość amerykańskich historyków uzasadniała instytucję
niewolnictwa. Mychajło Hruszewśkij był wybitnym historykiem i własną
pracą służył narodowi ukraińskiemu, lecz jednocześnie rozumiał
historię Ukrainy jako permanentny konflikt między Polakami i
Ukraińcami, a to doprowadziło do pewnych bardzo poważnych
konsekwencji. Był czas, kiedy byłem bardzo rozczarowany zawodem
historyka.
Jakie trendy współczesnej wiedzy humanistycznej wydają się Ci
obiecujące i interesujące? Które z angielsko-, francusko- lub
niemieckojęzycznych książek warto w pierwszej kolejności przetłumaczyć
na język ukraiński?
Jeśli mówimy o wiedzy humanistycznej w najszerszym tego słowa
znaczeniu, to antropologia, socjologia i filozofia najbardziej
inspirują mnie w pracy, bardziej, niż nauki polityczne. (Ale na moim
uniwersytecie wykłada kilku wybitnych politologów, dzięki którym wiele
zrozumiałem na temat problemów współczesnego świata.) Ostatnią na
liście przydatnych dyscyplin wymieniłbym psychologię, zwłaszcza
freudowską. (Uważam jednak, że każdy, kto chce zostać intelektualistą,
powinien przeczytać Freuda, poczuć jego gwałtowną fantazję i żywy styl
pisania). Uwielbiam czytać powieści, ale jestem zmuszony przesunąć
większą część współczesnej krytyki literackiej do kategorii
przedmiotów niezbyt użytecznych. Jednak literaturoznawstwo
historyczne, które rozwija, powiedzmy, Mirosław Szkandrij, wydaje mi
się bardzo interesujące.
Wśród przedstawicieli tego kierunku w przeszłości szczególnie cenię
Dmytra Czyżewskiego. Niezbyt interesuję się współczesnym
językoznawstwem, ale lubię przedstawicieli historycznej językoznawczej
slawistyki, którzy pisali jeszcze przed pojawieniem się prac
Chomsky'ego. Chciałem zostać historycznym filologiem, który studiuje
języki słowiańskie i teksty, ale, niestety, urodziłem się za późno.
Czy teologia należy do nauk humanistycznych? Niewiele czytam z tej
dziedziny, choć interesuję się religią. Aby ugasić pragnienie takiej
wiedzy, wolałbym wziąć Pismo Święte i teksty Bazylego Wielkiego lub
Jana Damasceńskiego.
Jeśli chodzi o pytanie, które prace historyczne należałoby
przetłumaczyć w pierwszej kolejności, to przede wszystkim zalecałbym
ukraińskim historykom nauczyć się czytać światową twórczość naukową
w językach oryginalnych. Dzisiaj, aby być dobrze obeznanym z historią
Ukrainy, nie wystarczy znać ukraiński, rosyjski i polski -
koniecznością jest znać angielski i niemiecki. Jednakże jest kilka
kluczowych prac, które powinny być przetłumaczone, aby studenci,
którzy właśnie rozpoczęli naukę w swojej specjalności, mogli od razu
je przeczytać. Moje dwa przykłady - to Arthur C. Dante "Opowieść i
wiedza" i praca Haralda Veltsera, Sabine Moeller i Caroline Chuhnall
"Mój dziadek nie był nazistą".
Kiedyś Alexander Motyl zarekomendował mi książkę profesora Danto, i
wtedy ją przeczytałem, przeczytałem jeszcze raz i polecam jej przeczytanie
studentom. Pod wpływem książki profesora Danto o filozofii historii
przeczytałem również wiele jego prac z dziedziny historii sztuki.
Danto jest filozofem analitycznym, pracuje na Uniwersytecie Columbia,
a podstawowa idea jego książki jest następująca: wiedza, która tworzy
historię - to wiedza narracyjna. "Mój dziadek nie był nazistą" - to
książka o pamięci, ustnej historii, i o tym, jak trudno żyć ze
zbrodniczą przeszłością (na niemieckim przykładzie). Ponieważ Ukraina
prowadzi politykę pamięci, która dzieli ludzi, ponieważ ludność
Ukrainy doświadczyła i była sprawcą tylu aktów przemocy w latach
1930-ych i 1940-ych, myślę, że ta książka powinna być lekturą
obowiązkową dla młodych ukraińskich intelektualistów, zwłaszcza
historyków.
Zalecałbym także regularnie tłumaczyć na język ukraiński ważne
angielskojęzyczne i niemieckojęzyczne publikacje na temat Holokaustu
oraz badań radzieckiej historii. Niektóre z nich są bezpośrednio
związane z Ukrainą, na przykład niemieckojęzyczna praca Dietera Pohla,
"Eksterminacja Żydów przez narodowych socjalistów we Wschodniej
Galicji, 1941-1944" ,"oraz książka R. W. Davisa i Stephen Wheatcrofta
"Lata głodu". Ale nawet prace z tych dziedzin, których przedmiotem
badania nie są bezpośrednio kwestie ukraińskie, powinny być
przetłumaczone w celu wypracowania bardziej świadomego i bardziej
wrażliwego dyskursu społecznego. Opracowania o Holokauście pomagają
rozwijać współczucie dla innych, a tego, moim zdaniem, ukraińskie
społeczeństwo powinno się jeszcze nauczyć. Prace o Związku Radzieckim
z perspektywy nauki światowej mogą pomóc uporać się z trudnym
dziedzictwem, które władza radziecka pozostawiła na Ukrainie. Być może
perspektywa spojrzenia z zewnątrz mogłaby pomóc w osłabieniu
konfliktów ideologii i tożsamości, konfliktów, które nękają ukraiński
dyskurs i politykę.
Jaka metodologia badań historycznych jest najbliższa Twoim
zainteresowaniom badawczym? Czy czujesz się związany z jakąś naukową
szkołą czy kierunkiem?
Przeżyłem wiele metodologicznych mód. Kiedy zakończyłem naukę na
początku lat 1970-ych, historia ilościowa i psycho-historia zostały
proklamowane jako przyszłość nauk historycznych. Ale, oczywiście, czas
udowodnił, że tak nie jest. Włożyłem wiele wysiłku w celu studiowania
marksizmu w latach 1970-ych i 1980-ych, i postmodernizmu w latach
1990-ych. Te intensywne zajęcia intelektualne wywarły zasadniczy wpływ
na moje dojrzewanie jako naukowca. Dobrze znałem "klasyków"
marksizmu-leninizmu. Mniejszy wpływ wywarł na mnie zachodni marksizm
albo "nowa lewica", niż przedstawiciele tradycji klasycznej, tacy jak
Lukács Dyord, lub, szczególnie, Roman Rozdolskij. Uważnie przeczytałem
wszystko, co napisał Rozdolskij i nadzwyczaj ceniłem go jako historyka
i jako interpretatora myśli marksistowskiej. Wciąż zachwycam się
czytaniem i cenie Theodora Adorno, choć uważam, że jest zbyt kapryśny,
aby zgadzać się z nim we wszystkim przez cały czas.
Wśród postmodernistów (w najszerszym tego słowa znaczeniu) ci, którzy
wywarli na mnie największe wrażenie i kogo, tak do dzisiaj uważam,
należy czytać i ponownie przeczytać - to naukowcy, dla których w
centrum uwagi była historia: Dominic LaKapra, Michel Foucault i Hayden
White. (Edward Said również wytrzymał próbę czasu.) Oczywiście,
przeczytałem wielu innych teoretyków i filozofów historii,
przedstawicieli różnych szkół. Nadal warto czytać, moim zdaniem,
Fernand Brodelya, Thomasa Kuhna, Friedricha Nietzsche'go i Leopolda
von Ranke. Przeczytałem "Filozofię dziejów" Hegla kilka razy i mogę
zauważyć, że to wybitny intelektualny konstrukt, ale absolutnie nie
użyteczny - ba, nawet szkodliwy - dla interpretowania historii. Jak
najwyraźniej widać z powyżej wymienionych prac, zawsze preferowałem
klasyczne teksty.
Teraz nie mogę powiedzieć, że należę do jakiejś konkretnej szkoły lub
korzystam z określonej metody. Mam skłonność do eklektyzmu. Jednak
moja prace mimo wszystko wyróżniają się pewnymi metodologicznymi
cechami. Ja poświęcałem więcej uwagi, niż inni historycy, materiałom
wizualnym: obrazom, fotografiom, filmom.
W badaniach historycznych inspirują mnie filozofia i biologia w tym
samym stopniu, jak historiografia i historyczna metodologia. Myślę, że
każdy historyk może znaleźć dla siebie wiele przydatnych elementów w
pracy biologa ewolucyjnego Stephena Jaya Goulda "Zdumiewające życie:
Burgess-Sheil i natura historii". Istnienie pomiędzy biologią i
historią ważnych metodologicznych paraleli, moim zdaniem, niesłusznie
jest przeoczane i nie doceniane.
Materiał przesłany przez Wiesława Tokarczuk
Utworzono: poniedziałek, 2 kwietnia 2012, 00:20
http://historians.in.ua/index.php/intervyu/205-ivan-pavlo-khymka-ya-perezhyv-bahato-metodolohichnykh-mod
Artykuł przeczytano 2259 razy