KRESY- ŻYCIE CODZIENNE– ze wspomnień Pani Anastazji Paszkowskiej
Anna Małgorzata Budzińska spisała i opracowała.
Zdjęcia własne i udostępnione przez Panią Anastazję
Jest takie znane, ukraińskie powiedzenie:
„Maja chata z kraju, ja niczeho ne znaju”- czyli moja chata na krańcu (wsi), ja nic nie wiem.
I tak to się właśnie działo w międzywojennych wioskach wołyńskich- nikt za bardzo nie interesował się polityką, nieważne były narodowości, bo na tych krańcach Rzeczpospolitej, w rejonie przygranicznym była istna mieszanka nacji.
Ludzie razem żyli, kochali się, kłócili, żenili i rozstawali- jak to zwykle bywa- i nie zważali na różnice kultury, czy religii. Nie znaczy to, ze nie mieli świadomości narodowej, nie! Wiedzieli kto Polak, kto Ukrainiec, kto Żyd, znali historię, ale nie przeszkadzało im to we wzajemnych kontaktach. Żyli w zgodzie, współistnieli pokojowo. Do czasu…
Zdjęcia własne i udostępnione przez Panią Anastazję
Jest takie znane, ukraińskie powiedzenie:
„Maja chata z kraju, ja niczeho ne znaju”- czyli moja chata na krańcu (wsi), ja nic nie wiem.
I tak to się właśnie działo w międzywojennych wioskach wołyńskich- nikt za bardzo nie interesował się polityką, nieważne były narodowości, bo na tych krańcach Rzeczpospolitej, w rejonie przygranicznym była istna mieszanka nacji.
Ludzie razem żyli, kochali się, kłócili, żenili i rozstawali- jak to zwykle bywa- i nie zważali na różnice kultury, czy religii. Nie znaczy to, ze nie mieli świadomości narodowej, nie! Wiedzieli kto Polak, kto Ukrainiec, kto Żyd, znali historię, ale nie przeszkadzało im to we wzajemnych kontaktach. Żyli w zgodzie, współistnieli pokojowo. Do czasu…
Pani Anastazja z Sulechowa często opowiada każdemu kto chce słuchać o tym ich życiu na Kresach. Pomimo stu lat pamięć ma dobrą i nieraz opowiada kilka razy tymi samymi słowami, dokładnie tak samo choć w różnym czasie.
Zawsze podkreśla, że żyli w zgodzie z Ukraińcami, a to co się stało w 1943 roku - mord w wiosce - określa jako podszept szatana, albo : „diabeł w nich wstąpił”.
Dzisiaj jednak zajmiemy się wcześniejszymi latami, jej wspomnieniami kiedy jeszcze był spokój.
Pani Anastazja - 2012
Pani Anastazja jednym tchem wymienia pobliskie wioski:
Były tam: Eliaszówka, Daniłówka, Przemorówka, Chiniówka, Posywa, Butki, Kudryń, Hurwy, Zielony Dąb. Wioski były rozmieszczone w górach, na kiepskich ziemiach - kamienie, lasy i piach, kamieniołomy. W dodatku trudno było z wodą -trzeba było nosić z rzeki i niektóre to musieli wozami i beczkami przyjeżdżać jak mieszkali wysoko.
Tej pierwszej wojny my nie widziały, tylko głód cierpiały. Pamiętam nie było nic do jedzenia, ani chleba, cukru. Cukier to były czasem takie białe tabletki, nazywali sacharyną. Herbata to był kwiat lipowy, rumianek albo mięta. Kawa to był palony jęczmień i żołędzie.
Światła też nie było, były lampy naftowe, ale nafty nie było. Ludzie kopali pnie sosnowe smolne, rąbali, suszyli i przy takim ogniu przędli, darli pierze, łatali swoje ubrania. Zapałek też nie było, robili sobie ogień krzesiwem i hubką- dmuchali zanim ta mała iskierka dała ogień. Cieszyli się kiedy palił się ogień i tak go pilnowali, żeby nie zgasł.
A kiedy komuś zgasł to patrzali na kominy- gdzie się pali i posyłali tam kogoś:
- Idź do sąsiadów pożycz ognia.
Ogień - siła życiodajna i niszczycielska zarazem
Ani mydła, ani proszku nie było- bród, smród i wszawica.
No i przyszedł rok 1018. Wojna niby się skończyła, Konstytucja 3-Maja została uchwalona, że Polska ma być niepodległa. U nas jednak dalej bieda była i głód. Polska była 123 lata w niewoli w zaborze Austriackim, Pruskim i Rosyjskim. Oskubali ją z piór i obdarli ze skóry- tak to ludzie mówili. Konstytucja 3 Maja uchwaliła wolność narodowi polskiemu, ale spokoju jeszcze nie było i wielka bieda panowała. Ludzie chodzili latem boso, ciągle łatali jedyne ubrania i buty.
Często nie było chleba a jak był to ciemny- razowy lub jęczmienny. Nie było wtedy radia ani telewizorów, ani światła elektrycznego, ani telefonów, ani samochodów. Ludzie chodzili pieszo lub jeździli furmankami jak mieli. Dzieci całe lato do szkoły chodziły boso a i zimą nie wszystkie miały buty. Ubierali rzeczy starszych sióstr czy braci- chodziły na zmianę i te młodsze wyglądały śmiesznie tak jak teraz w filmie Pipi, albo kot w butach.
Potem Polska dostała pomoc z Ameryki dla biednych dzieci- odzież i buty. Ja dostałam ładne, sznurowane buciki i rękawiczki, i szalik i bardzo się cieszyłam. No i były obiady tym dzieciom co chodziły do szkoły. Jakie to były obiady! Zupa grochowa, ryżowa lub fasolowa z kluskami – bardzo smaczne. A w niedziele to zawsze było kakao i 2 bułeczki - jakie to było dobre! Nie macie pojęcia!
Małym dzieciom dawali mleko kokosowe w puszkach, bardzo dobre, słodkie.
Niestety ta pomoc długo nie trwała - może rok albo więcej, nie pamiętam już tego, ale ludzie już byli wolni w swojej Ojczyźnie. Pracowali, starali się, no i coraz było lepiej.
W 1921roku we wszystkich wioskach powstały już szkoły 4 klasowe. Dzieci uczęszczały z rana a starsi wieczorami uczyły się podpisywać. Jak nie było Polski 123 lata to i nie było polskich szkół, nikt nie umiał pisać ani czytać. Po wojnie państwo dbało o swój naród, nawet zeszyty i podręczniki były za darmo. W 1926 to już szkoły 7 klasowe budowali i kościoły na wioskach, bo jak nie było Polski to nikt nie dbał ani o szkołę, ani o kościół.
Od 1923-1924 roku ustały już na naszym terenie złodziejstwa i rozbójnictwo , wszystkie narodowości żyły ze sobą w zgodzie.
Było u nas dużo Żydów, mieszkali przeważnie w miastach i zajmowali się handlem. Było też dużo Ukraińców, zajmowali się głównie rolnictwem. Były też czeskie i niemieckie kolonie. Polacy mieszkali przeważnie na mniej urodzajnej ziemi pośród wzgórz, lasów, mieszkali na tych terenach jeszcze od czasów, kiedy Polska była w niewoli i Polaków osiedlali na tych gorszych ziemiach.
W domu Polacy rozmawiali sobie często po ukraińsku- do starszych dzieci mówili po ukraińsku, a do młodszych po polsku. Byli jedni dobrzy, drudzy dobrzy, śpiewali razem na zabawie po polsku, rusku, ukraińsku. Nie było różnicy czy to Ukrainiec, czy Polak.
Chiniówka była porozrzucana po górach, to polska wieś położona na wysokiej górze, dokoła były skały, kamienie i lasy. Nie było we wsi wody, trzeba ją było wozić beczkami ze strumyka na dole. Ludzie żyli tu biednie, ale wesoło.
W 1926 roku rozpoczęła tu pracę fabryka leśna. Przyjechało dużo pracowników z rodzinami z Kieleckiego, Lubelszczyzny, Warszawy. Wieś zaczęła się rozwijać.
W 1927 roku chodziłam do szkoły w Kudryniu, do 6 klasy. Potem jednak mama powiedziała, że mogę chodzić na wieczorówkę, bo tam chodziły chłopaki i dziewczyny a nawet dorośli.
Zaczęłam wiec i ja chodzić do wieczorówki. Rano pracowałam na budowie a wieczorem do szkoły. Ale to już nie była nauka, bo tam chodzili 18- 20 letni, to gdzie im nauka była w głowie! Oni myśleli, marzyli już o miłości, śpiewali, tańczyli.
Nauczycielka powiedziała do kierownika szkoły, że nie może już nas uczyć, ale zrobi taki zespół teatralny dla młodzieży. No i my zaczęli się uczyć do przedstawienia, urządzały zabawy, jeździli po sąsiednich wioskach. Podobało mi się to. Nauczycielka mówiła, że jestem pierwszorzędną artystką i dawała mi zawsze najdłuższą rolę, najtrudniejszą.
Młodzież z Chiniówki i okolic
Chodziłam też do pracy - przy budowie szkoły i kościoła. No i w 1936 roku została wybudowana szkoła też 7 klasowa w naszej wiosce. Wybudowało ją państwo, Dyrekcja Kolejowa Radom. Ładna była ta szkoła - piętrowa, powszechna, z dużą salą i sceną. Gdy przyjechał zespół „Śląsk” z występami, to nadziwić się nie mogli, że w takiej zabitej dechami wiosce, znajduje się nowa szkoła i taka scena.
Ja właśnie chodziłam do roboty przy budowie tej szkoły. Płacili robotnikom dniówkę 2 zł, a to były dawniej duże pieniądze. Co soboty była wypłata- przyjeżdżał kapitan z wojska pogranicza, z Nowomalina z jeszcze jakimś panem i wypłacali co soboty. Ciężka tam była praca. Trzeba było na takich noszach nosić kamień, cegłę, wapno po rusztowaniach.
Wydarzyło się też tak: dwie dziewczyny niosły wapno i akuratnie przed kapitanem i wójtem opuściły z rak nosiłki z wapnem i wylały na tych panów wapno. Zaraz zwolnione zostały, że są za słabe do tak ciężkiej pracy. Zdarzyło się też, że jedna dziewczyna wleciała do jamy z wapnem zalasowanym, a innym razem dziewczyny cegły wypuściły z nosiłek co niosły dla murarza. No ja jakoś wytrzymałam i chodziłam do samego końca. Zarobiłam wtedy 100zł.
Przyjeżdżało też wojsko z pogranicza i urządzało zabawy taneczne, robili przedstawienia. Był we wsi Związek Strzelecki. Przyjechały ze Zdołbunowa instruktorki z inspektorem i założyli Koło Gospodyń Wiejskich. Z każdym rokiem żyło się coraz lepiej, weselej i ludzie zapominali o biedzie. W sąsiedniej wiosce Kudryń także wybudowano 7 - klasową szkołę.
Tam uczyła się wspólnie młodzież polska i ukraińska , razem też wszyscy bawili się i śpiewali swoje piosenki. Polacy poprzypominali sobie język polski, ponauczali się. W gminie Nowomalin był wójt (dziadek Leona Szeremety) i policjanci (m. in. Jan Słójkowski).
Ludzie się kochali, zalecali jeden do drugiego, była miłość. Tańczyli, bawili się, wszystkie razem. Śpiewali rozmaite ukraińskie piosenki.
Do mojej chrzestnej Benderskiej zaczął zalecać się Ukrainiec Dymitruk, chciał się z nią żenić, wyszła za niego za mąż, wychrzciła się w cerkwi, przyjęła prawosławną wiarę, już jej nie było Aniela Benderska a Anna. Mieli trzech synów i dwójkę małych dziewcząt. Mama tam chodziła, szyła, mieli piękny dom wybudowany,
Kiedyś taka była przyjaźń, miłość, żenili się i na zabawy chodzili, śpiewali polskie i ruskie i ukraińskie pieśni: „ Kuladuji kiszku czuju”, „Zaprahajte chłopcy konie”, „Proszczaj malenka Boh z Toboju”- te wszystkie piosenki ukraińskie to my wszystkie znali.
Znajomi Pani Anastazji - polscy i ukraińscy
Na Komaszówce mieszkał bogaty Taras, jego syn chciał się ze mną żenić. Zakochał się we mnie Przewłocki. Byli Wierzbiccy , Sokołowcy. Był Lomabrdo, który miał na Chiniówce dużo pola, las, szukał wody, miał duży majątek, to potrzebował wodę, mieli kaczki, świnie, kury ale nie mogli wody znaleźć. Sprzedali majątek, nie wiem, gdzie wyjechali. Wielu było chłopaków co mnie chcieli, a ja wyszłam za mąż nie z miłości- tak rodzice chcieli.
Na wsi był jeden Ruski, matka była Polka. Synowie byli w cerkwi chrzczone, dziewczęta były w kościele chrzczone. W jednej rodzinie to byli bracia, to były siostry, ale te byli Ukraińcy, a te Polacy. Ludzie umieli po ukraińsku rozmawiać. Był Ukrainiec Bondarczuk, jego siostra wyszła za mąż za Zacharewicza, za Polaka, dzieci były chrzczone w kościele i dzieci były już Polakami. Była taka mieszanina. Po ukraińsku, po polsku gadali.
Tam, gdzie była polska wioska nie było cerkwi. Cerkwie byli tam, gdzie były ukraińskie wioski w Buszcza, Nowomalin, Noworodczyce. Szli do kościoła, pomodlili się, wracali szli do cerkwi i też się pomodlili.
Polacy szli wcześniej do kościoła, po kościele do cerkwi, pomodlili się. Którzy szli wcześniej do kościoła, pomodlili się i szli do drugiego. Była jedna więź.
Zabawa była co niedzielę. Nabożeństwo było w Noworodczycach, po nabożeństwie już pod wieczór harmoszka gra. Było i u nas, w Chiniówce dużo muzykantów, Najmanowicz miał muzykalną rodzinę, tańczyli, śpiewali, harmoszka była, bęben był, skrzypce były, gitara, klarnet.
Chłopacy chodzili po kilkanaście kilometrów, w Chiniówce było najwięcej muzykantów, oni zabawy robili. Na Chiniówce było z pięć muzykantów, najwięcej zabawy było u Wojciechowskiego, dom mieli duży, na podłodze (inne były na klepisku). On był Polak, a ona była Ukrainka. Pożenili się, zakochali się, za Polaków, za Ukraińców, jedna wyszła za Polaka , druga za Ukraińca.
Chłopaki były u ojca w wierze, dziewczynki u matki, jeden syn Paweł pojechał w Ameryke , drugi syn Piotr ożenił się z Posywy z Marią Tylicką. U nas tam nie było, czy to Ukrainiec czy to Polak, nie pytali się, żenili się.
Z Nowomalina miałam kawalera Ukraińca, Włodzimierza Izierskiego, matka Ukrainka. Jego ojciec Polak zginął na wojnie, został z matką , to wiadomo, że ona go na swoją stronę przerabiała. Ale on tak chciał Polakiem być, jak tylko usłyszał, że jest Polka na Chiniówce, to trzy lata do mnie chodził. Coś między nami poszło, nie chciałam go. Ożenił się z dziewczyną z Nowomalina.
Do Daniłówki też chodziłam na zabawy, jedni do drugich chodziły. Takiej zabawy jak dziś to nie było, była harmoszka. Nie było radia. Tańce były „odbijane”, każdy chłopak chciał potańczyć, żadnych bójek między chłopakami nie było.
Młodzi urządzali przedstawienia teatralne. Sportu nie było, była tylko ciężka praca od dzieciństwa.
No, ale co dobre to długo nie trwa. Dla mnie skończyła się wszystka radość bo w 1938 roku wyszłam za mąż, a w 1939 roku wybuchła wojna. Niemcy napadli na Polskę z zachodu, a ze wschodu przyszli Rosjanie. Męża zabrali na wojnę, ja zostałam z matką, byłam w ciąży. Polska znów zginęła, ale Polacy pozostali. Ciężko było i smutno, ucichły śpiewy, tańce i teatry.
Mąż Pani Anastazji
Z tych opowieści wyłania nam się obraz sielskiej wsi kresowej- zabawy, miłości, tańce. Widzimy jednak, że nie zawsze było łatwo i wesoło . No i ten spokój trwał tak krótko….szkoda.
Wróćmy jednak do tej „chaty z kraja”. Wymowa powiedzenia jest taka: „Nic mnie to nie obchodzi, jestem od tego z daleka, nie interesuję się.”
Powiesz Czytelniku:
- To ułatwianie sobie życia, kosztem spraw wyższych, to asekuranctwo. A gdzie patriotyzm, gdzie zainteresowanie sprawami Polski?!
Tak, to prawda, ale tylko częściowa. Wydaje mi się, że ówcześni Kresowiacy mieli w sobie o wiele więcej patriotyzmu niż my- Polacy XXI wieku. Cieszyli się Polską i polskością jak mało kto i doceniali sprawy kraju, nie przeszkadzało im to jednak żyć w tolerancji dla innych. Ułatwiało im to życie, to prawda, ale lekkiego tego żywota na Kresach nie mieli i nie ma co się dziwić, że pragnęli spokoju.
Między patriotyzmem, a nacjonalizmem jest tylko bardzo cienka linia i łatwo ją przekroczyć- z obydwu stron. Dotyczy to zarówno Ukraińców wtedy jak i Polaków teraz. Przekroczenie tej cienkiej linii prowadzi czasem do nieszczęść i tragedii. Znamy wiele takich przykładów z historii. Nie mylmy więc tych pojęć. Co innego umiłowanie Ojczyzny, a co innego wywyższanie własnej nacji nad inne.
Z wizytą u Pani Anastazji
Odwiedzając Panią Anastazję zwiedziłam też Sulechów.
Rynek Sulechowa
Ulica Pani Anastazji
Byłam w ratuszu i w Domu Kultury
Dom Kultury w starym zborze
Izba Pamięci w Sulechowie
Zwiedziłam też Izbę Pamięci. Myślę, że powinno się tu znaleźć miejsce również na wspomnienia Pani Anastazji i innych Kresowian, których w Sulechowie jest wielu i to też jest część sulechowskiej historii.
Na zakończenie jeszcze przytoczę wiersz Pani Anastazji- to co mi opowiadała spisała też wierszem, rymując:
Pamiętnik z młodych lat
Och jak szybko lata lecą, siły opuszczają
Bolą ręce, bolą nogi, głowy osiwiają, ludzie się zmieniają
Gdy spojrzę do lustra, moja twarz się zmienia
Lecz w pamięci pozostają z młodych lat wspomnienia
Chiniowieckie góry lasy, i ta biała chatka
Gdzie mieszkała razem ze mną rodzina i matka
Tam w dolinie strumyk płynie, i ta łączka mała
Gdzie poiłam swoje krówki, latem je pasała
Jak byłyśmy jeszcze dziećmi, do szkoły chodziły
Chociaż było kawał drogi, lecz my się spieszyły
Bo tam czytać, pisać po polsku uczyli
I piosenek i zabawy, tośmy się cieszyły
W te zimowe wielkie mrozy i drogi zawiane
Chodziłyśmy tak co dziennie do szkoły kochanej
Chociaż było wręcz zimno nosy zasmarkane
Ale myśmy się cieszyły lepiły bałwany
Kiedy przyszła wiosna, była to radosna
Bo pszczółki brzęczały, ptaszęta śpiewały.
Dzieci pasły gęsi krowy, starzy pracowali
Wszędzie było zieloniutko i kwiaty pachniały.
Gdy słonko wschodziło, ptaszęta śpiewały
I ludzi do pracy śpiewem zachęcały.
Pracowali ludzie pilnie, od świtu do nocy
I kończyli swoją pracę przy Bożej pomocy.
A w niedzielę do kościoła piechotą chodzili
Chociaż było tak daleko, lecz się nie męczyli
Chociaż do kościoła było kawał drogi
To nie narzekali, że ich bolą nogi.
A w niedzielę po kościele, młodzi się zbierali
I wesoło się bawili tańczyli śpiewali
Jak się dobrze roztańczyli dobrze rozśpiewali
To często nad ranem do domu wracali
Nie grały nam wtedy radia, nie telewizory
No skowronki z nieba, a żaby z bajory.
Chociaż byłą bieda ludzie jej nie znali
Że chodzili latem boso, buty szanowali
I choć była bieda, to nie narzekali
Ciężko pracowali wesoło śpiewali
Że nadejdzie straszna wojna
O tem nie wiedziały.
I nadeszła straszna chwila, szatan zawojował
I co było polskie to wszystko zrujnował.
Wszystko prysło i zginęło jak bańka mydlana
I to była nasza Polska, ojczyzna kochana
Prawie sześć lat tu królował, niszczył palił i mordował
Aż ze wschodu przyszła siła, wroga z kraju wygoniła
Polska znowu powróciła, choć była rozbita
Spalona, zniszczona, lecz sercu miła
Tylko nasza młodość to już nie wróciła
My się co dzień starzejemy, co dzień gorzej się czujemy,
lata płyną jakby woda, a lat młodych jednak szkoda
Więc cóż robić wola nieba, że umierać nam wszystkim trzeba
Starzy się usuwają , i dla młodych miejsce dają
Ale my się nie smucimy, że umierać wnet musimy- tam się w niebie zobaczymy
Zawsze podkreśla, że żyli w zgodzie z Ukraińcami, a to co się stało w 1943 roku - mord w wiosce - określa jako podszept szatana, albo : „diabeł w nich wstąpił”.
Dzisiaj jednak zajmiemy się wcześniejszymi latami, jej wspomnieniami kiedy jeszcze był spokój.
Pani Anastazja - 2012
Pani Anastazja jednym tchem wymienia pobliskie wioski:
Były tam: Eliaszówka, Daniłówka, Przemorówka, Chiniówka, Posywa, Butki, Kudryń, Hurwy, Zielony Dąb. Wioski były rozmieszczone w górach, na kiepskich ziemiach - kamienie, lasy i piach, kamieniołomy. W dodatku trudno było z wodą -trzeba było nosić z rzeki i niektóre to musieli wozami i beczkami przyjeżdżać jak mieszkali wysoko.
Tej pierwszej wojny my nie widziały, tylko głód cierpiały. Pamiętam nie było nic do jedzenia, ani chleba, cukru. Cukier to były czasem takie białe tabletki, nazywali sacharyną. Herbata to był kwiat lipowy, rumianek albo mięta. Kawa to był palony jęczmień i żołędzie.
Światła też nie było, były lampy naftowe, ale nafty nie było. Ludzie kopali pnie sosnowe smolne, rąbali, suszyli i przy takim ogniu przędli, darli pierze, łatali swoje ubrania. Zapałek też nie było, robili sobie ogień krzesiwem i hubką- dmuchali zanim ta mała iskierka dała ogień. Cieszyli się kiedy palił się ogień i tak go pilnowali, żeby nie zgasł.
A kiedy komuś zgasł to patrzali na kominy- gdzie się pali i posyłali tam kogoś:
- Idź do sąsiadów pożycz ognia.
Ogień - siła życiodajna i niszczycielska zarazem
Ani mydła, ani proszku nie było- bród, smród i wszawica.
No i przyszedł rok 1018. Wojna niby się skończyła, Konstytucja 3-Maja została uchwalona, że Polska ma być niepodległa. U nas jednak dalej bieda była i głód. Polska była 123 lata w niewoli w zaborze Austriackim, Pruskim i Rosyjskim. Oskubali ją z piór i obdarli ze skóry- tak to ludzie mówili. Konstytucja 3 Maja uchwaliła wolność narodowi polskiemu, ale spokoju jeszcze nie było i wielka bieda panowała. Ludzie chodzili latem boso, ciągle łatali jedyne ubrania i buty.
Często nie było chleba a jak był to ciemny- razowy lub jęczmienny. Nie było wtedy radia ani telewizorów, ani światła elektrycznego, ani telefonów, ani samochodów. Ludzie chodzili pieszo lub jeździli furmankami jak mieli. Dzieci całe lato do szkoły chodziły boso a i zimą nie wszystkie miały buty. Ubierali rzeczy starszych sióstr czy braci- chodziły na zmianę i te młodsze wyglądały śmiesznie tak jak teraz w filmie Pipi, albo kot w butach.
Potem Polska dostała pomoc z Ameryki dla biednych dzieci- odzież i buty. Ja dostałam ładne, sznurowane buciki i rękawiczki, i szalik i bardzo się cieszyłam. No i były obiady tym dzieciom co chodziły do szkoły. Jakie to były obiady! Zupa grochowa, ryżowa lub fasolowa z kluskami – bardzo smaczne. A w niedziele to zawsze było kakao i 2 bułeczki - jakie to było dobre! Nie macie pojęcia!
Małym dzieciom dawali mleko kokosowe w puszkach, bardzo dobre, słodkie.
Niestety ta pomoc długo nie trwała - może rok albo więcej, nie pamiętam już tego, ale ludzie już byli wolni w swojej Ojczyźnie. Pracowali, starali się, no i coraz było lepiej.
W 1921roku we wszystkich wioskach powstały już szkoły 4 klasowe. Dzieci uczęszczały z rana a starsi wieczorami uczyły się podpisywać. Jak nie było Polski 123 lata to i nie było polskich szkół, nikt nie umiał pisać ani czytać. Po wojnie państwo dbało o swój naród, nawet zeszyty i podręczniki były za darmo. W 1926 to już szkoły 7 klasowe budowali i kościoły na wioskach, bo jak nie było Polski to nikt nie dbał ani o szkołę, ani o kościół.
Od 1923-1924 roku ustały już na naszym terenie złodziejstwa i rozbójnictwo , wszystkie narodowości żyły ze sobą w zgodzie.
Było u nas dużo Żydów, mieszkali przeważnie w miastach i zajmowali się handlem. Było też dużo Ukraińców, zajmowali się głównie rolnictwem. Były też czeskie i niemieckie kolonie. Polacy mieszkali przeważnie na mniej urodzajnej ziemi pośród wzgórz, lasów, mieszkali na tych terenach jeszcze od czasów, kiedy Polska była w niewoli i Polaków osiedlali na tych gorszych ziemiach.
W domu Polacy rozmawiali sobie często po ukraińsku- do starszych dzieci mówili po ukraińsku, a do młodszych po polsku. Byli jedni dobrzy, drudzy dobrzy, śpiewali razem na zabawie po polsku, rusku, ukraińsku. Nie było różnicy czy to Ukrainiec, czy Polak.
Chiniówka była porozrzucana po górach, to polska wieś położona na wysokiej górze, dokoła były skały, kamienie i lasy. Nie było we wsi wody, trzeba ją było wozić beczkami ze strumyka na dole. Ludzie żyli tu biednie, ale wesoło.
W 1926 roku rozpoczęła tu pracę fabryka leśna. Przyjechało dużo pracowników z rodzinami z Kieleckiego, Lubelszczyzny, Warszawy. Wieś zaczęła się rozwijać.
W 1927 roku chodziłam do szkoły w Kudryniu, do 6 klasy. Potem jednak mama powiedziała, że mogę chodzić na wieczorówkę, bo tam chodziły chłopaki i dziewczyny a nawet dorośli.
Zaczęłam wiec i ja chodzić do wieczorówki. Rano pracowałam na budowie a wieczorem do szkoły. Ale to już nie była nauka, bo tam chodzili 18- 20 letni, to gdzie im nauka była w głowie! Oni myśleli, marzyli już o miłości, śpiewali, tańczyli.
Nauczycielka powiedziała do kierownika szkoły, że nie może już nas uczyć, ale zrobi taki zespół teatralny dla młodzieży. No i my zaczęli się uczyć do przedstawienia, urządzały zabawy, jeździli po sąsiednich wioskach. Podobało mi się to. Nauczycielka mówiła, że jestem pierwszorzędną artystką i dawała mi zawsze najdłuższą rolę, najtrudniejszą.
Młodzież z Chiniówki i okolic
Chodziłam też do pracy - przy budowie szkoły i kościoła. No i w 1936 roku została wybudowana szkoła też 7 klasowa w naszej wiosce. Wybudowało ją państwo, Dyrekcja Kolejowa Radom. Ładna była ta szkoła - piętrowa, powszechna, z dużą salą i sceną. Gdy przyjechał zespół „Śląsk” z występami, to nadziwić się nie mogli, że w takiej zabitej dechami wiosce, znajduje się nowa szkoła i taka scena.
Ja właśnie chodziłam do roboty przy budowie tej szkoły. Płacili robotnikom dniówkę 2 zł, a to były dawniej duże pieniądze. Co soboty była wypłata- przyjeżdżał kapitan z wojska pogranicza, z Nowomalina z jeszcze jakimś panem i wypłacali co soboty. Ciężka tam była praca. Trzeba było na takich noszach nosić kamień, cegłę, wapno po rusztowaniach.
Wydarzyło się też tak: dwie dziewczyny niosły wapno i akuratnie przed kapitanem i wójtem opuściły z rak nosiłki z wapnem i wylały na tych panów wapno. Zaraz zwolnione zostały, że są za słabe do tak ciężkiej pracy. Zdarzyło się też, że jedna dziewczyna wleciała do jamy z wapnem zalasowanym, a innym razem dziewczyny cegły wypuściły z nosiłek co niosły dla murarza. No ja jakoś wytrzymałam i chodziłam do samego końca. Zarobiłam wtedy 100zł.
Przyjeżdżało też wojsko z pogranicza i urządzało zabawy taneczne, robili przedstawienia. Był we wsi Związek Strzelecki. Przyjechały ze Zdołbunowa instruktorki z inspektorem i założyli Koło Gospodyń Wiejskich. Z każdym rokiem żyło się coraz lepiej, weselej i ludzie zapominali o biedzie. W sąsiedniej wiosce Kudryń także wybudowano 7 - klasową szkołę.
Tam uczyła się wspólnie młodzież polska i ukraińska , razem też wszyscy bawili się i śpiewali swoje piosenki. Polacy poprzypominali sobie język polski, ponauczali się. W gminie Nowomalin był wójt (dziadek Leona Szeremety) i policjanci (m. in. Jan Słójkowski).
Ludzie się kochali, zalecali jeden do drugiego, była miłość. Tańczyli, bawili się, wszystkie razem. Śpiewali rozmaite ukraińskie piosenki.
Do mojej chrzestnej Benderskiej zaczął zalecać się Ukrainiec Dymitruk, chciał się z nią żenić, wyszła za niego za mąż, wychrzciła się w cerkwi, przyjęła prawosławną wiarę, już jej nie było Aniela Benderska a Anna. Mieli trzech synów i dwójkę małych dziewcząt. Mama tam chodziła, szyła, mieli piękny dom wybudowany,
Kiedyś taka była przyjaźń, miłość, żenili się i na zabawy chodzili, śpiewali polskie i ruskie i ukraińskie pieśni: „ Kuladuji kiszku czuju”, „Zaprahajte chłopcy konie”, „Proszczaj malenka Boh z Toboju”- te wszystkie piosenki ukraińskie to my wszystkie znali.
Znajomi Pani Anastazji - polscy i ukraińscy
Na Komaszówce mieszkał bogaty Taras, jego syn chciał się ze mną żenić. Zakochał się we mnie Przewłocki. Byli Wierzbiccy , Sokołowcy. Był Lomabrdo, który miał na Chiniówce dużo pola, las, szukał wody, miał duży majątek, to potrzebował wodę, mieli kaczki, świnie, kury ale nie mogli wody znaleźć. Sprzedali majątek, nie wiem, gdzie wyjechali. Wielu było chłopaków co mnie chcieli, a ja wyszłam za mąż nie z miłości- tak rodzice chcieli.
Na wsi był jeden Ruski, matka była Polka. Synowie byli w cerkwi chrzczone, dziewczęta były w kościele chrzczone. W jednej rodzinie to byli bracia, to były siostry, ale te byli Ukraińcy, a te Polacy. Ludzie umieli po ukraińsku rozmawiać. Był Ukrainiec Bondarczuk, jego siostra wyszła za mąż za Zacharewicza, za Polaka, dzieci były chrzczone w kościele i dzieci były już Polakami. Była taka mieszanina. Po ukraińsku, po polsku gadali.
Tam, gdzie była polska wioska nie było cerkwi. Cerkwie byli tam, gdzie były ukraińskie wioski w Buszcza, Nowomalin, Noworodczyce. Szli do kościoła, pomodlili się, wracali szli do cerkwi i też się pomodlili.
Polacy szli wcześniej do kościoła, po kościele do cerkwi, pomodlili się. Którzy szli wcześniej do kościoła, pomodlili się i szli do drugiego. Była jedna więź.
Zabawa była co niedzielę. Nabożeństwo było w Noworodczycach, po nabożeństwie już pod wieczór harmoszka gra. Było i u nas, w Chiniówce dużo muzykantów, Najmanowicz miał muzykalną rodzinę, tańczyli, śpiewali, harmoszka była, bęben był, skrzypce były, gitara, klarnet.
Chłopacy chodzili po kilkanaście kilometrów, w Chiniówce było najwięcej muzykantów, oni zabawy robili. Na Chiniówce było z pięć muzykantów, najwięcej zabawy było u Wojciechowskiego, dom mieli duży, na podłodze (inne były na klepisku). On był Polak, a ona była Ukrainka. Pożenili się, zakochali się, za Polaków, za Ukraińców, jedna wyszła za Polaka , druga za Ukraińca.
Chłopaki były u ojca w wierze, dziewczynki u matki, jeden syn Paweł pojechał w Ameryke , drugi syn Piotr ożenił się z Posywy z Marią Tylicką. U nas tam nie było, czy to Ukrainiec czy to Polak, nie pytali się, żenili się.
Z Nowomalina miałam kawalera Ukraińca, Włodzimierza Izierskiego, matka Ukrainka. Jego ojciec Polak zginął na wojnie, został z matką , to wiadomo, że ona go na swoją stronę przerabiała. Ale on tak chciał Polakiem być, jak tylko usłyszał, że jest Polka na Chiniówce, to trzy lata do mnie chodził. Coś między nami poszło, nie chciałam go. Ożenił się z dziewczyną z Nowomalina.
Do Daniłówki też chodziłam na zabawy, jedni do drugich chodziły. Takiej zabawy jak dziś to nie było, była harmoszka. Nie było radia. Tańce były „odbijane”, każdy chłopak chciał potańczyć, żadnych bójek między chłopakami nie było.
Młodzi urządzali przedstawienia teatralne. Sportu nie było, była tylko ciężka praca od dzieciństwa.
No, ale co dobre to długo nie trwa. Dla mnie skończyła się wszystka radość bo w 1938 roku wyszłam za mąż, a w 1939 roku wybuchła wojna. Niemcy napadli na Polskę z zachodu, a ze wschodu przyszli Rosjanie. Męża zabrali na wojnę, ja zostałam z matką, byłam w ciąży. Polska znów zginęła, ale Polacy pozostali. Ciężko było i smutno, ucichły śpiewy, tańce i teatry.
Mąż Pani Anastazji
Z tych opowieści wyłania nam się obraz sielskiej wsi kresowej- zabawy, miłości, tańce. Widzimy jednak, że nie zawsze było łatwo i wesoło . No i ten spokój trwał tak krótko….szkoda.
Wróćmy jednak do tej „chaty z kraja”. Wymowa powiedzenia jest taka: „Nic mnie to nie obchodzi, jestem od tego z daleka, nie interesuję się.”
Powiesz Czytelniku:
- To ułatwianie sobie życia, kosztem spraw wyższych, to asekuranctwo. A gdzie patriotyzm, gdzie zainteresowanie sprawami Polski?!
Tak, to prawda, ale tylko częściowa. Wydaje mi się, że ówcześni Kresowiacy mieli w sobie o wiele więcej patriotyzmu niż my- Polacy XXI wieku. Cieszyli się Polską i polskością jak mało kto i doceniali sprawy kraju, nie przeszkadzało im to jednak żyć w tolerancji dla innych. Ułatwiało im to życie, to prawda, ale lekkiego tego żywota na Kresach nie mieli i nie ma co się dziwić, że pragnęli spokoju.
Między patriotyzmem, a nacjonalizmem jest tylko bardzo cienka linia i łatwo ją przekroczyć- z obydwu stron. Dotyczy to zarówno Ukraińców wtedy jak i Polaków teraz. Przekroczenie tej cienkiej linii prowadzi czasem do nieszczęść i tragedii. Znamy wiele takich przykładów z historii. Nie mylmy więc tych pojęć. Co innego umiłowanie Ojczyzny, a co innego wywyższanie własnej nacji nad inne.
Z wizytą u Pani Anastazji
Odwiedzając Panią Anastazję zwiedziłam też Sulechów.
Rynek Sulechowa
Ulica Pani Anastazji
Byłam w ratuszu i w Domu Kultury
Dom Kultury w starym zborze
Izba Pamięci w Sulechowie
Zwiedziłam też Izbę Pamięci. Myślę, że powinno się tu znaleźć miejsce również na wspomnienia Pani Anastazji i innych Kresowian, których w Sulechowie jest wielu i to też jest część sulechowskiej historii.
Na zakończenie jeszcze przytoczę wiersz Pani Anastazji- to co mi opowiadała spisała też wierszem, rymując:
Pamiętnik z młodych lat
Och jak szybko lata lecą, siły opuszczają
Bolą ręce, bolą nogi, głowy osiwiają, ludzie się zmieniają
Gdy spojrzę do lustra, moja twarz się zmienia
Lecz w pamięci pozostają z młodych lat wspomnienia
Chiniowieckie góry lasy, i ta biała chatka
Gdzie mieszkała razem ze mną rodzina i matka
Tam w dolinie strumyk płynie, i ta łączka mała
Gdzie poiłam swoje krówki, latem je pasała
Jak byłyśmy jeszcze dziećmi, do szkoły chodziły
Chociaż było kawał drogi, lecz my się spieszyły
Bo tam czytać, pisać po polsku uczyli
I piosenek i zabawy, tośmy się cieszyły
W te zimowe wielkie mrozy i drogi zawiane
Chodziłyśmy tak co dziennie do szkoły kochanej
Chociaż było wręcz zimno nosy zasmarkane
Ale myśmy się cieszyły lepiły bałwany
Kiedy przyszła wiosna, była to radosna
Bo pszczółki brzęczały, ptaszęta śpiewały.
Dzieci pasły gęsi krowy, starzy pracowali
Wszędzie było zieloniutko i kwiaty pachniały.
Gdy słonko wschodziło, ptaszęta śpiewały
I ludzi do pracy śpiewem zachęcały.
Pracowali ludzie pilnie, od świtu do nocy
I kończyli swoją pracę przy Bożej pomocy.
A w niedzielę do kościoła piechotą chodzili
Chociaż było tak daleko, lecz się nie męczyli
Chociaż do kościoła było kawał drogi
To nie narzekali, że ich bolą nogi.
A w niedzielę po kościele, młodzi się zbierali
I wesoło się bawili tańczyli śpiewali
Jak się dobrze roztańczyli dobrze rozśpiewali
To często nad ranem do domu wracali
Nie grały nam wtedy radia, nie telewizory
No skowronki z nieba, a żaby z bajory.
Chociaż byłą bieda ludzie jej nie znali
Że chodzili latem boso, buty szanowali
I choć była bieda, to nie narzekali
Ciężko pracowali wesoło śpiewali
Że nadejdzie straszna wojna
O tem nie wiedziały.
I nadeszła straszna chwila, szatan zawojował
I co było polskie to wszystko zrujnował.
Wszystko prysło i zginęło jak bańka mydlana
I to była nasza Polska, ojczyzna kochana
Prawie sześć lat tu królował, niszczył palił i mordował
Aż ze wschodu przyszła siła, wroga z kraju wygoniła
Polska znowu powróciła, choć była rozbita
Spalona, zniszczona, lecz sercu miła
Tylko nasza młodość to już nie wróciła
My się co dzień starzejemy, co dzień gorzej się czujemy,
lata płyną jakby woda, a lat młodych jednak szkoda
Więc cóż robić wola nieba, że umierać nam wszystkim trzeba
Starzy się usuwają , i dla młodych miejsce dają
Ale my się nie smucimy, że umierać wnet musimy- tam się w niebie zobaczymy
Artykuł przeczytano 10747 razy