Wywiad z Henrykiem Słowińskim,żołnierzem oddziału AK kpt Władysława Kochańskiego
Pewnego dnia wracałem ze szkoły, na podwórku domu był Niemiec otoczony policjantami ukraińskimi na służbie niemieckiej, robił rewizję. Przetrześli dom, strych, budynki gospodarcze. Myśmy na podwórko wjechali na rowerach, więc niemiec pyta się o zaświadczenia, zaświadczenia są. Dopiero pyta się policjantów: U kogo robi rewizje? Widocznie nastawili go, że to jakiś bandzior czy coś takiego. A mój tato pracował w przedsiębiorstwie związanym z rolnictwem niemieckim. I w tym czasie akurat, na szczęście, nie było go, ani w pracy ani w domu. Niemiec, jak się dowiedział, to przerwał rewizję, bo wytłumaczyli mu, że pracuje tam i tam, tylko wyjechał służbowo. Niemiec kazał przerwać tą rewizję. O wielu rzeczach wiedzieli i to zabrali. Zabrali też i takie jak narty, piłki. W przeciągu tygodnia odwiedzali pracę ojca, żeby go aresztować. Rodzice doszli do wniosku, że nie ma co, musimy uciekać.
To był grudzień 1942 roku, mieszkaliśmy na wsi, pewnego dnia pozamykaliśmy wszystko, a właściwie zostawiliśmy otwarte i musieliśmy uciekać do rodzinnej miejscowości, ja z tatem, mama z siostrami, miałem dwie siostry. Dom zostawiliśmy, wynieśliśmy z domu tylko to, co mieliśmy w tobołkach na plecach.
W lecie 1942 roku pojawiły się oddziały sowieckie na północno-wschodnim Wołyniu, na tzw. Zasłuczu.
Ponieważ byliśmy dla Niemców spaleni, żeby nie mieć problemów, bo mogło grozić aresztowanie, czy wysłanie na roboty do Niemiec.
Ja znalazłem się w partyzanckim kraju.
Gdzieś na przełomie roku 1942-1943 tam pojechałem, bo okazało się, że mieszkała tam siostra mojego taty i u niej zatrzymałem się.
Wiosną 1943 roku na Wołyniu zaczęły się dziać straszne rzeczy, a mianowicie już pod koniec 1942 roku mordowano Polaków. Początkowo pojedyncze osoby, pojedyncze rodziny, głownie jakiś Polaków pracujących w przedsiębiorstwach niemieckich. A w 1943 roku, wiosną, zaczęły się masowe mordy, dokonywane przez nacjonalistów ukraińskich. Moją wieś rodzinną w nocy z 25 na 26 marca 1943 roku spalili, wymordowali 180 osób, ale na szczęście w tej wsi była zorganizowana samoobrona, dzięki której uratowało się 2/3 ludzi, 1/3 zamordowali (180 osób z około 600), a reszcie udało się uratować dziękisamoobronie i pewnym ludziom, którzy zdecydowali, że nie można czekać biernie na napastników, trzeba coś robić. Wieś spłonęła. Trzeba ratować mieszkańców. I to się udało.
W związku z mordami, zaczęły się tworzyć m.in. w mojej wsi, takie samoobrony. Grupy ludzi, które przede wszystkim zaczynała lokalne warty i stałych posterunków na krańcach wsi. Ale niestety te samoobrony nie miały właściwie broni.
Przed nasilającymi się mordami broniły się właśnie te samoobrony lokalne w poszczególnych miejscowościach, do połowy roku 1943. Dopiero w połowie tego roku, władze Polski Podziemnej, a właściwie komendant Armii Krajowej na Wołyniu, wydał rozkaz stworzenia polskich oddziałów partyzanckich, ruchomych, które mogły pomagać dużym miejscowościom. Tam właśnie, gdzie byłem na Zasłuczu, w lecie 1943 roku, przyszedł taki oddział, który wcześniej bronił Huty Stepańskiej, wsi, w której była zorganizowana samoobrona. Niestety siły napastników był wyższe. Po 3 dniach walki zrezygnowali z walki. Wyprowadzili ludność, były straty, ale nie totalne. Ludność tej miejscowosci wyprowadzono do stacji kolejowej "Antonówka". Niemcy zabierali ich na roboty w Niemczech.
Ale ta samoobrona przekształciła się w pierwszy oddział partyzancki. Na czele stanął „Wujek” - „Bomba”. Oni potem przeszli na Zasłucze do Starej Huty. Dotarli tam w połowie sierpnia. Do Starej Huty, przedostało się część żołnierzy z samoobrony mojej wsi rodzinnej. To była wieś Lipniki. Wstąpiliśmy: ja, mój ojciec, kilkanaście osób, oddziału „Wujka” .
Fot.Wizyta gen. Władysława Sikorskiego w ośrodku szkoleniowym cichociemnych w Audley End
Gen. Władysław Sikorski dekoruje ppor. "Kawę" - Michała Fijałkę orderam virtuti militari. W pierwszym szeregu stoją od lewej po cywilnemu: ppor. "Kwaśny" - Jan Woźniak, por. "Żmudzin" - Jan Kontrym, por. "Lawa" - Tadeusz Gaworski, por. "Lak" - Hieronim Łagoda, za nim ppor. "Bomba" - Władysław Kochański, por. "Dor" - Zub-Zdanowicz, por. "Stanley - Stanisław Winter.
• Kim był dla Pana „Wujek” - „Bomba”?
•Dla mnie był tylko dowódcą batalionu. Najpierw, jak to powstały oddziały, było ich 200 żołnierzy. Natomiast w Starej Hucie liczba żołnierzy wzrosła do 400, a niektórzy mówią, że nawet 600. I wtedy trzeba było to jakoś zreorganizować, powstały dwie kompanie, które stworzyły batalion. Bataliony na ogół po 400 ludzi, kompanie po około 100 ludzi, kompanie były liczne.
Gdzieś w październiku przyszedł rozkaz spod Kowla, bo tam była siedziba okręgu wołyńskiego Armii Krajowej, że oddziały partyzanckie
powstałe na pograniczu polsko - sowieckim, mają iść ma koncentrację w rejon Kowla, bo tam zdecydowano na północno-zachodnim Wołyniu zorganizować akcję ''Burza''. I w związku z tym myśmy wyszli z tej Starej Huty, żeby przyjść pod Kowel.
•Akcja ''Burza''to był plan działania Armii Krajowej w Polsce, który zakładał, że w miarę jak będzie się zbliżał front sowiecki, oddziały Armii Krajowej przystąpią do walki z cofającymi się Niemcami.
I potem jak spotkają się z jednostkami Armii Czerwonej, przedstawią się jako oddziały polskie, które wyzwalają te tereny i podlegają legalnemu rządowi polskiemu w Londynie na uchodźstwie. Właściwie pewna pomoc Armii Czerwonej na zapleczu frontu z Niemcami już cofającymi się i jednocześnie, żeby opanować teren i wystąpić w roli, jak to się mówiło ogólnie, gospodarza ziem, bo to wszystko działo się na ziemiach polskich w granicach Polski międzywojennej. I nowe granice nie były jeszcze wtedy wyznaczone i Polacy cały czas walczyli o całą Rzeczpospolitą. Tam dotarł front wschodni, do rejoniu na północ od Sarn i na Zasłuczu dotarł na przełomie roku 1943-1944. Dlatego pierwsze do akcji "Burza" zostały wezwane oddziały Armii Krajowej na Wołyniu.
• Co według Pana kryło się pod określeniem „Konspiracja” w tamtych czasach? Jak wyglądała ona w oddziale, w którym Pan służył?
•Konspiracja na Wołyniu powstawała już od pierwszych dni wkroczenia sowietów. Niedawno czytałem, że wycofujące się oddziały KOPu, kiedy zaprzestali walki, gdyż wyczerpały im się możliwości i sens walki, a dowódca nie chciał kapitulować. Po ostatniej zwycięskiej bitwie, oderwały się od Armii Czerwonej i rozproszyły się. Po prostu rozwiązał swoje oddziały, ale już z grupą oficerów zawiązał tzw. tajny KOP, czyli organizację oficerów korpusu ochrony pogranicza, oddziałów wołyńskich, ale z założeniem, że wejdą w konspirację ogólnokrajową. I potem już o tym gdzie indziej się nie wspominało.
Najpierw na Wołyniu, zresztą w innych miejscowościach, tworzyły się takie organizacje, właściwie grupki znajomych, ludzie, którym zależało na Polsce, tworzyły takie organizacje, antysowieckie i antyniemieckie. I dopiero potem dowództwo kapitulującej armii broniącej Warszawę, powołało do życia związek "Służba zwycięstwu Polsce". Ale po pewnym czasie rząd londyński zmienił to na „Związek Walki Zbrojnej”, a w roku 1942 na Armię Krajową. Armia Krajowa zjednoczyła prawie wszystkie takie samozwańcze oddziały konspiracyjne w jedną całość. Ale były oprócz Armii Krajowej jeszcze Bataliony Chłopskie, potem jeszcze Narodowe Siły Zbrojne. Były też inne oddziały, ale większość podporządkowała się Armii Krajowej i Armia Krajowa miała w sumie około 300-400 tys. zaprzysiężonych żołnierzy.
Gdy weszli sowieci w granice Polski, to 15 stycznia1943 roku, komendant okręgu wołyńskiego, wydał rozkaz powstania 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Ona powstała właśnie z oddziałów partyzanckich, ale ponadto jeszcze zmobilizowano podziemne jednostki Armii Krajowej bez broni, które były tworzone i szkolone. Z wschodnio-wołyńskich oddziałów na koncetracje dotarł tylko oddział „Gzymsa” i oddział „Wujka” - „Bomby” i to dotarli głównie ci, co wyszli z Huty Stepańskiej. Natomiast ci, co dołączyli na Zasłuczu, m.in. ja, zostali tam.
• W młodości musiał Pan podejmować trudne decyzje. Co poradziłby Pan patrząc przez perspektywę czasu i doświadczenia młodym ludziom w przybraniu odpowiednich wartości w XXI w.
•Świat się zmienia. Wszystko się zmienia. Tylko niestety, mimo tych różnych zmian, jak wynika z wierszyka "Kto Ty jesteś? Polak mały..." gdzie jest określenie Czego będziesz bronił? Polskiej ziemi. Mimo że wojny nie ma, wciąż, jak historia mówi, kiedyś o tę ziemię polską trzeba będzie walczyć. Na szczęście teraz 70 lat jest prawie spokój, ale nasi żołnierze gdzie indziej walczą. Patriotyzm zawsze musi być, młodzi ludzie muszą rozumieć, że żyją w wolnym i spokojnym kraju, ale że jednak muszą temu krajowi coś dawać, nie tylko brać od niego, żądać, ale dawać; przede wszystkim znać jego historię, znać najważniejsze zdarzenia na ziemiach polskich, znać ludzi, dzięki którym Polska mimo różnych napadów na przestrzeni tego tysiąclecia wciąż istnieje i jest wolna. Uważam, że młodzież obecna w tej chwili nie musi tego robić, ale gdyby była potrzeba, to moje przekonanie jest takie, że tak samo jak myśmy stanęli wtedy, był właściwie taki moralny obowiązek. Mogę, wstępuję, żeby jakoś się do tego przyłączyć. Ja byłem w partyzantce też nie długo, bo banderowcy mnie wytrącili z szeregu. Dlatego zostałem na Zasłuczu, nie poszedłem na tą koncentrację, gdzie mój ojciec m. in. poszedł i gdzieś tam spoczywa w rejonie Kowla, ale gdzie dokładnie nie wiadomo.
Wywiad przeprowadziły: Magda Przyszlakiewicz i Andżelika Pawlikowska z Gimnazjum im Konstytucji 3 Maja we Wrocławiu
zdjęcia za: http://www1.dziennik.krakow.pl/ipn/armia_krajowa_1944/html/plansza103b.html, http://www.audiovis.nac.gov.pl/
Gen. Władysław Sikorski dekoruje ppor. "Kawę" - Michała Fijałkę orderam virtuti militari. W pierwszym szeregu stoją od lewej po cywilnemu: ppor. "Kwaśny" - Jan Woźniak, por. "Żmudzin" - Jan Kontrym, por. "Lawa" - Tadeusz Gaworski, por. "Lak" - Hieronim Łagoda, za nim ppor. "Bomba" - Władysław Kochański, por. "Dor" - Zub-Zdanowicz, por. "Stanley - Stanisław Winter.
• Kim był dla Pana „Wujek” - „Bomba”?
•Dla mnie był tylko dowódcą batalionu. Najpierw, jak to powstały oddziały, było ich 200 żołnierzy. Natomiast w Starej Hucie liczba żołnierzy wzrosła do 400, a niektórzy mówią, że nawet 600. I wtedy trzeba było to jakoś zreorganizować, powstały dwie kompanie, które stworzyły batalion. Bataliony na ogół po 400 ludzi, kompanie po około 100 ludzi, kompanie były liczne.
Gdzieś w październiku przyszedł rozkaz spod Kowla, bo tam była siedziba okręgu wołyńskiego Armii Krajowej, że oddziały partyzanckie
powstałe na pograniczu polsko - sowieckim, mają iść ma koncentrację w rejon Kowla, bo tam zdecydowano na północno-zachodnim Wołyniu zorganizować akcję ''Burza''. I w związku z tym myśmy wyszli z tej Starej Huty, żeby przyjść pod Kowel.
Fot. kpt
Władysław Kochański
Władysław Kochański
• Co miała na celu akcja „Burza”?
•Akcja ''Burza''to był plan działania Armii Krajowej w Polsce, który zakładał, że w miarę jak będzie się zbliżał front sowiecki, oddziały Armii Krajowej przystąpią do walki z cofającymi się Niemcami.
• Co według Pana kryło się pod określeniem „Konspiracja” w tamtych czasach? Jak wyglądała ona w oddziale, w którym Pan służył?
•Konspiracja na Wołyniu powstawała już od pierwszych dni wkroczenia sowietów. Niedawno czytałem, że wycofujące się oddziały KOPu, kiedy zaprzestali walki, gdyż wyczerpały im się możliwości i sens walki, a dowódca nie chciał kapitulować. Po ostatniej zwycięskiej bitwie, oderwały się od Armii Czerwonej i rozproszyły się. Po prostu rozwiązał swoje oddziały, ale już z grupą oficerów zawiązał tzw. tajny KOP, czyli organizację oficerów korpusu ochrony pogranicza, oddziałów wołyńskich, ale z założeniem, że wejdą w konspirację ogólnokrajową. I potem już o tym gdzie indziej się nie wspominało.
Najpierw na Wołyniu, zresztą w innych miejscowościach, tworzyły się takie organizacje, właściwie grupki znajomych, ludzie, którym zależało na Polsce, tworzyły takie organizacje, antysowieckie i antyniemieckie. I dopiero potem dowództwo kapitulującej armii broniącej Warszawę, powołało do życia związek "Służba zwycięstwu Polsce". Ale po pewnym czasie rząd londyński zmienił to na „Związek Walki Zbrojnej”, a w roku 1942 na Armię Krajową. Armia Krajowa zjednoczyła prawie wszystkie takie samozwańcze oddziały konspiracyjne w jedną całość. Ale były oprócz Armii Krajowej jeszcze Bataliony Chłopskie, potem jeszcze Narodowe Siły Zbrojne. Były też inne oddziały, ale większość podporządkowała się Armii Krajowej i Armia Krajowa miała w sumie około 300-400 tys. zaprzysiężonych żołnierzy.
Gdy weszli sowieci w granice Polski, to 15 stycznia1943 roku, komendant okręgu wołyńskiego, wydał rozkaz powstania 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Ona powstała właśnie z oddziałów partyzanckich, ale ponadto jeszcze zmobilizowano podziemne jednostki Armii Krajowej bez broni, które były tworzone i szkolone. Z wschodnio-wołyńskich oddziałów na koncetracje dotarł tylko oddział „Gzymsa” i oddział „Wujka” - „Bomby” i to dotarli głównie ci, co wyszli z Huty Stepańskiej. Natomiast ci, co dołączyli na Zasłuczu, m.in. ja, zostali tam.
• W młodości musiał Pan podejmować trudne decyzje. Co poradziłby Pan patrząc przez perspektywę czasu i doświadczenia młodym ludziom w przybraniu odpowiednich wartości w XXI w.
•Świat się zmienia. Wszystko się zmienia. Tylko niestety, mimo tych różnych zmian, jak wynika z wierszyka "Kto Ty jesteś? Polak mały..." gdzie jest określenie Czego będziesz bronił? Polskiej ziemi. Mimo że wojny nie ma, wciąż, jak historia mówi, kiedyś o tę ziemię polską trzeba będzie walczyć. Na szczęście teraz 70 lat jest prawie spokój, ale nasi żołnierze gdzie indziej walczą. Patriotyzm zawsze musi być, młodzi ludzie muszą rozumieć, że żyją w wolnym i spokojnym kraju, ale że jednak muszą temu krajowi coś dawać, nie tylko brać od niego, żądać, ale dawać; przede wszystkim znać jego historię, znać najważniejsze zdarzenia na ziemiach polskich, znać ludzi, dzięki którym Polska mimo różnych napadów na przestrzeni tego tysiąclecia wciąż istnieje i jest wolna. Uważam, że młodzież obecna w tej chwili nie musi tego robić, ale gdyby była potrzeba, to moje przekonanie jest takie, że tak samo jak myśmy stanęli wtedy, był właściwie taki moralny obowiązek. Mogę, wstępuję, żeby jakoś się do tego przyłączyć. Ja byłem w partyzantce też nie długo, bo banderowcy mnie wytrącili z szeregu. Dlatego zostałem na Zasłuczu, nie poszedłem na tą koncentrację, gdzie mój ojciec m. in. poszedł i gdzieś tam spoczywa w rejonie Kowla, ale gdzie dokładnie nie wiadomo.
Wywiad przeprowadziły: Magda Przyszlakiewicz i Andżelika Pawlikowska z Gimnazjum im Konstytucji 3 Maja we Wrocławiu
zdjęcia za: http://www1.dziennik.krakow.pl/ipn/armia_krajowa_1944/html/plansza103b.html, http://www.audiovis.nac.gov.pl/
Artykuł przeczytano 7750 razy